Marek o samochodach

KIA Sportage kontra Hyundai Tucson

KIA Sportage czy Hyundai Tucson? Którego crossovera wybrać? Najlepiej zapomnieć o crossoverze, sprzedać dzieci na eksperymenty medyczne, kupić Toyotę GT86 lub Mazdę MX-5 i wyjechać z ukochaną/ukochanym w długą podróż. Ale jeśli z jakiegoś powodu nadal chcecie wychowywać potomków, to czytajcie/oglądajcie dalej. Zacznij od zadania sobie zajebiście ważnego pytania: po kiego grzyba ci crossover? Większość czasu spędzasz w miejskim korku, a jak wielokrotnie sobie udowodniłem w korku tak samo stoi się w samochodzie sportowym, osobowym i terenowym. Chociaż jeśli samochód sportowy jest włoskiego pochodzenia, to albo się przegrzeje, albo spali. Gdyby jeszcze ten samochód był terenowy, ale nie jest. W testach Kii Sportage i Hyundaia Tucsona wspominam tylko o off-roadowych gadżetach, takich jak możliwość zapięcia czegoś na kształ stałego napędy na wszystkie koła, czy asystencie zjazdu ze wzniesień. Miałem w planach nagranie jazdy w terenie, ale kiedy wjechałem na moją testową „piaskownicę” i poczułem co dzieje się z samochodem na drogowych oponach, resztą sił zawróciłem i wycofałem się na z góry upatrzone pozycje. KIA Sportage i Hyundai Tucson na drogowych oponach nie zajadą za daleko. W każdym razie, jeśli masz o jeździe terenowej tyle pojęcia co ja (lub mniej) to utkniesz, zanim twoje dzieci zdążą zwymiotować. To może chociaż taki crossover jest dobry w trasie? Niespecjalnie. Ma większe opory powietrza niż zwykłe auto osobowe, jest cieższy, bardziej podatny na podmuchy wiatru. Jest kilka SUV-ów, które doskonale opierają się prawom fizyki, ale kosztują po kilkaset tysięcy złotych i nazywają się Porsche. Nie KIA Sportage. I nie Hyundai Tucson. Więcej miejsca wewnątrz? Kup sobie minivana. Ale minivan krzyczy, że twoje życie skończyło się w okolicach trzeciego dziecka i jedyne co czeka cię w życiu to menopauza lub łysina. Albo jedno i drugie. A potem ślinienie się do kobiet w wieku twojej córki. I tu do gry wchodzi crossover, który (tak ci się wydaje) mówi wszystkim, że jesteś zajebiście wyluzowany/a i w wolnych od kupowania pieluch chwilach lubisz łowić łososie gołymi rękami razem z zaprzyjaźnionym niedźwiedziem grizzly. A nie, to tylko włosy na plecach twojego męża. Sprzedaj bachory, kup GT86 lub MX-5.   Artykuł KIA Sportage kontra Hyundai Tucson pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Marek o samochodach

Czy Chris Evans musiał odejść z Top Gear?

Główny prowadzący odświeżonej wersji Top Gear – Chris Evans – zrezygnował z udziału w popularnym programie motoryzacyjnym. Jak oceniam 23. serię?1. Internetowy dodatek Extra Gear jest moim zdaniem lepszy od głównego wydania. Bo jest inny. Goście na pierwszy rzut oka hermetyczni (bo znani głównie brytyjskiej widowni), ale przynajmniej zabawni. Między Rory Reidem a Chrisem Harrisem nie ma moim zdaniem chemii, a Chris Harris nie sprawdza się w studio, ale nadal są lepsi od drewnianego Matta Le Blanc i przechodzącego mutację Chrisa Evansa. 2. Główne wydanie Top Gear błądzi w poszukiwaniu nowego formatu. Rozumiem to, bo 20-parę serii temu Top Gear był programem przeciętnym, którego szczyt moim zdaniem przypadał w seriach 6-16. Od nowego zespołu wiele się wymaga, bo muszą pociągnąć machinę, która i tak zwalniała. 3. Matt Le Blanc i Chris Evans są dla mnie niestrawni z w/w przyczyn. Ratują ich inni prowadzący, ale skoro są Sabine Schmitz  i Chris Harris, to po cholerę jeszcze bawić się w Stiga? Równie dobrze można było zatrudnić bezrobotny team Fifth Gear, który w 75 procentach składa się z kierowców wyścigowych i w 100 procentach ze świetnych prezenterów. 4. A propos prezenterów, to mam wrażenie, że tylko Rory Reid i Chris Harris są nie tylko car geekami, ale mają też doświadczenie dziennikarskie w tym zakresie. Sabine Schmitz potrafi rozłożyć samochód na czynniki pierwsze, ale jej telewizyjna osobowość ogranicza się do wydawania wysokich dźwięków z niemieckim akcentem (po akcencie można ją odróżnić od Chrisa Evansa). Chris Evans podaje suche dane opatrzone krzykami emocji. Matt Le Blanc spokojnie rośnie sobie w lesie. Mogliby więcej wykorzystywać Eddiego Jordana, który jest dla nas kompletnie nieznaną postacią, a ma zadatki na nowego Jamesa Maya. 5. Z całego towarzystwa najbardziej podoba mi się Harris, którego Top Gear wygładza i sprawia, że staje się bardziej przystępny dla zwykłego widza, którego nie interesuje półgodzinny wykład na temat technicznych aspektów dyfuzora w Ferrari. 6. Rory Reid drugi w kolejności za osobowość, chociaż jemu brakuje doświadczenia. Znam ten ból. W ciągu 10 lat objeździłem pewnie z 600 samochodów, ale prawidziwie szybkich, spektakularnych było może 10 i śmiałem się w nich, jak mała dziewczynka, zamiast robić mentalne notatki. Chris Harris w swojej karierze pewnie objeździł z 600 samych sportowych samochodów z różnych okresów i wie, o czym mówi. 7. W Top Gear z Jeremym Clarksonem, Richardem Hammondem i Jamesem Mayem montaż był równie dobry, jak treść. W nowym Top Gear na razie jest głównie dobry montaż. Brakuje kogoś, kto napisze z prowadzącymi skrypty wychodzące poza „gdzie jest przycisk do driftowania?” 8. Goście w głównym wydaniu są od czapy. Domyślam się, że to doskonały pomysł na lokowanie filmu wchodzącego do kin, ale zapraszanie gościa i szukanie na siłę powiązań z motoryzacją jest moim zdaniem błędem. Wiem, bo sam kiedyś uczestniczyłem w jednym z kilku polskich programów, które mniej lub bardziej inspirowały się Top Gearem i musiał być jakiś celebryta, co wtedy oznaczało auto za „1 euro” ściągnięte z Zachodu. Oglądam Top Gear i będę oglądać z zawodowej ciekawości. Nie skreślam programu, najwyżej niektórych prowadzących. Nie oglądałem jeszcze ostatniego odcinka, ale przedostatni dużo na FF>>. Foto: BBC Artykuł Czy Chris Evans musiał odejść z Top Gear? pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Volkswagen Golf R – diabeł w kompaktowej budzie

Marek o samochodach

Volkswagen Golf R – diabeł w kompaktowej budzie

Marek o samochodach

Ford Grand C-Max – wybierz S-Maksa

Po liczącej ponad tysiąc kilometrów wycieczce Fordem C-Maksem mam mieszane uczucia. Albo się starzeję, albo podświadomie oczekuję od minivanów czegoś innego. Plusy: Ford Grand C-Max jest stosunkowo wygodny (trochę za sztywny, ale kierowcy to nie przeszkadza), szybki, oszczędny, pakowny. Minusy: na początku wariował czujnik temperatury, więc klimatyzacja albo mroziła, albo gotowała pasażerów, a wszystko to na przestrzeni kilkunastu minut. Na szczęście po 24 godzinach czujnik się zresetował i do końca testu nie dawał znaku życia. Wnętrze niby ładnie zaprojektowane, ale w dotyku jak Hyundai (zobaczycie za tydzień). I wygląd… Taki Volkswagen Golf Sportsvan wygląda, jak Golf z wodogłowiem. A Grand C-Max z dużym odwłokiem? Niestety nie jak Kim Kardashian, a bardziej jak Evia Simon (kliknij, zguglowałem to za Ciebie). Na rynku minivanów jest z czego wybierać, od budżetowej Kii Sorento, przez wiecznie przecenionego Citroena (Grand) C4 Picasso, najnudniejszego i najlepszego Volkswagena Tourana, aż po dużo za drogie BMW Serii 2 Grand Tourer, które nie jest ani specjalnie Grand, ani Tourer. I jeszcze opcja dla zielonych – Toyota Prius+. Na tym tle Ford Grand C-Max naprawdę musi się nagimnastykować. Co ciekawe, bardzo dobrze wspominam zwykłego C-Maksa. Może fakt, że miał lepsze proporcje, rekomensował inne braki. A może po prostu wtedy konkurencja nie była jeszcze tak mocna. W końcu obecna generacja trafiła na rynek w 2010 roku. Dobrze wspominam też S-Maksa, który jest po prostu dużym 7-miejscowym samochodem, więc nawet z rozłożonym 3. rzędem siedzeń ma trochę bagażnika. Najlepiej wspominam Mazdę5, która dzieliła z Fordem platformę. Niestety Mazda5 została wycofana z rynku. Ale może w C-Maksie są jeszcze jakieś plusy? Zobacz.   Artykuł Ford Grand C-Max – wybierz S-Maksa pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Marek o samochodach

Toyota RAV4 Hybrid – naprawdę miejski SUV

Parę lat temu Toyota ogłosiła, że docelowo wszystkie główne modele będą występować również w wersji hybydowej. Wkrótce potem na rynku pojawiły się hybrydowy Auris oraz Yaris. A teraz także Toyota RAV4 Hybrid.   Świat po raz pierwszy ujrzał Toyotę RAV4 w 1994 roku. Sam się wtedy zastanawiałem, po co komu taki samochód, który udaje terenówkę, ale tak naprawdę nią nie jest. Oczywiście wtedy mówiąc o samochodzie terenowym mieliśmy na myśli Toyotę Land Cruiser, Nissana Patrola, Land Rovera Defendera, a nie zabawkę do jazdy po plaży. Wtedy też myśleliśmy, że właściciele samochodów terenowych kupują je po to, żeby nimi jeździć w terenie. 20-parę lat później wiemy, że samochody udające terenowe sprzedają się świetnie, a ludzie kupują je po to, żeby łatwiej pakować do nich zakupy i dzieci, a napęd na cztery koła zamiast atutem staje się coraz rzadziej wybieranym elementem wyposażenia dodatkowego. Hybrydowa wersja popularnego crossovera Toyoty trafiła do nas przy okazji kuracji odmładzającej wprowadzonej na rynek w 2013 roku 4. generacji RAV4. Efekty faceliftingu są widoczne tylko dla wtajemniczonych, ale napęd hybrydowy warto rozważyć podejmując decyzję o zakupie takiego samochodu. Zalety SUV-ów to ich pakowność, wyższa pozycja za kierownicą i lepsza widoczność, łatwiejszy dostęp do tylnego rzędu, kiedy trzeba umieścić tam dziedzięcy fotelik, złudne poczucie bezpieczeństwa, itp. Ale za te plusy trzeba zapłacić wyższym zużyciem paliwa i/lub słabymi osiągami, a do tego wysoką ceną zakupu. Wysokiej ceny zakupu hybryda nie zniweluje, a już na pewno nie w Polsce.  Ale nad osiągami i zużyciem paliwa można już pomyśleć. Podejrzewam, że część z Was jeździ codziennie na trasie dom-szkoła-praca-sklep-dom. Kilkadziesiąt kilometrów w (pod)miejskich korkach. W zimie diesel nie ma kiedy się rozgrzać i przepalić DPF, a benzyna kotłuje takie ilości wachy, że szlag Cię trafia za każdym razem, kiedy spojrzysz na odczyt z komputera pokładowego. A jak przyjdzie przycisnąć ze świateł, to i tak wyprzedza Cię jakiś gówniarz w starej Corsie. A te wakacje raz do roku? Byle dojechać na lotnisko, skąd tanie linie zabiorą całą Twoją rodzinę na all-inclusive. Przecież nie będziesz z małym dzieckiem cisnął na drugi koniec Europy, albo do innej Tunezji. To jeszcze Europa? W takim scenariuszu sprawdza się hybryda.   Artykuł Toyota RAV4 Hybrid – naprawdę miejski SUV pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Marek o samochodach

Audi A4 – lepsze niż Mondeo Vignale?

Ze dwa miesiące temu oberwało mi się w komentarzach pod testem Forda Mondeo Vignale za to, że ośmieliłem się zasugerować, że kosztujące ok. 50 tysięcy złotych więcej Audi A4 jest lepsze. Niesłusznie. Sugerowałem, że nawet gorzej wyposażone i kosztujące tyle samo, co Mondeo Vignale Audi A4 jest lepsze. Właściwie mogłem biedne Vignale porównać do Serii 3 lub Klasy C, ale akurat pasowało mi A4, bo wiedziałem, że jego test wkrótce pojawi się na Marek Drives. Pojawiły się głosy (oprócz tych, że w dupie byłem i gówno widziałem), że Mondeo Vignale należy porównywać z A6, bo na centymetry bliżej mu do większego Audi, a wtedy całe moje porównanie mogę sobie wsadzić tam, gdzie już byłem i gówno widziałem. Ale Audi A4 i Ford Mondeo Vignale mają wspólny mianownik: nie chce mi się ich prowadzić. Tzn. są eleganckie, mają luksusowe wyposażenie, ale jeśli szukasz frajdy z jazdy, poszukaj jej gdzie indziej. Oba naszpikowane są systemami bezpieczeństwa i wspomagającymi kierowcę, chociaż w Audi A4 gadżetów można mieć więcej. Ford za to oferuje (nie wiem, czy wspominałem) skórzane wykończenie deski rozdzielczej. Nawiasem mówiąc takie bajery można sobie zafundować za kilkanaście tysięcy złotych nawet w DS4 (dawniej Citroen DS4), więc ekskluzywność Mondeo Vignale ogranicza się do osobistego handlowca (przepraszam, doradcy) i concierge, które zabierze samochód na przegląd (to akurat oferuje też Infiniti). No dobrze, to co takiego jest w Audi A4, że mimo wszystko jest lepsze od Mondeo Vignale? Z całym szacukiem dla Forda, który robi doskonałego Focusa, świetną Fiestę, orgazmicznego Mustanga i S-Maksa zamiast papierosa po wspomnianym Mustangu, Vignale to tylko pomysł na wypełnienie luki na duży samochód na wypasie w cenie do 200 tysięcy złotych, który nie jest Passatem ani Superbem. Wsiadasz do Viganle i widzisz Mondeo w skórze. Wsiadasz do A4 i nie widzisz Superba. Widzisz elegancką deskę rozdzielczą, ciekawe detale, przyjazną technologię. Jedno, czego A4 jeszcze nie potrafi, to odwieść mnie od próby prowadzenia go. Niedawno jeździłem Volvo XC90 (test wkrótce) i zupełnie nie miałem problemu z tym, że samochód wie lepiej i gotów jest prowadzić się sam. W Audi jakby ktoś cały czas walczył z autonomiczną przyszłością. W rezultacie A4 jest… zresztą zobaczcie sami. Artykuł Audi A4 – lepsze niż Mondeo Vignale? pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Marek o samochodach

MINI Cabrio – żeby plusy przesłoniły minusy

MINI nie jest już mini. Występuje w różnych rozmiarach, ma różne zastosowania, od 2 do 6 drzwi, może być z dachem sztywnym, panoramicznym lub tekstylnym. Do gamy właśnie dołączyło nowe MINI Cabrio. MINI Cabrio nie jest nowością w tym sensie, że nikt się go nie spodziewał. W końcu ta wersja nadwoziowa była dostępna w poprzednich generacjach. Ale tym razem niemiecka interpretacja brytyjskiej legendy jest pozbawionym ducha wzorem na zbijanie wszelkich argumentów, jakie potencjalny klient mógłby mieć przeciwko zakupowi. Jakie wątpliwości przychodzą Ci na myśl, kiedy zastanawiasz się nad zakupem samochodu takiego, jak MINI? W dodatku ze składanym dachem? Bagażnik, wyposażenie, komfort, osiągi? Średnio inteligentny orangutan rozwieje wszystkie Twoje obawy. Obejrzyj też testy innych wersji MINI. Artykuł MINI Cabrio – żeby plusy przesłoniły minusy pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Marek o samochodach

Renault Espace – piękna katastrofa

Moje doświadczenia z Renault Espace są tragikomiczne. Problemy zaczęły się już na etapie odbioru testowego samochodu, który odmówił posłuszeństwa. Pojawił się komunikat o awarii układu hamulcowego i niskim poziomie naładowania akumulatora. Szybka diagnostyka pozwoliła stwierdzić, że samochód rzeczywiście gdzieś gubi prąd. Nie wiadomo gdzie. Jest przełom października i listopada 2015 roku. Espace to wtedy jeszcze nowość. Mechanicy klną na czym świat stoi, bo niestety wiedzą o problemie, ale nie potrafią (lub nie mają czasu) go rozwiązać. Są tylko dwa testowe Espace’y, wszystkie redakcje chcą samochód. Telefon do działu prasowego Renault: krótka piłka – bierzesz to co jest, albo za parę miesięcy będę miał nowe. Ryzyk-fizyk. Biorę. Na wszelki wypadek dziewczyna wydająca samochody w dowód rejstracyjny wsuwa mi wizytówkę holownika. „Zna sprawę,” mówi mi na do widzenia. Espace jeździło bez problemów przez dwa dni. W sobotę przed zdjęciami musiałem jeszcze na chwilę podskoczyć do centrum handlowego, bo skończył się toner w drukarce i nie mogłem wydrukować scenariusza. Zaparkowałem na górnym poziomie parkingu w CH Targówek i… to by było na tyle. Znów błędy, samochód się zawiesił. Co działo się potem, zobaczycie w teście. Tymczasem z kolegami po fachu wymienialiśmy się historiami o niefortunnym Espace. Jak się później okazało, samochód na dobre wypadł z testowego grafiku, bo… miał połamane fotele. Zadziałała wyobraźnia. Pewnie ktoś zjechał z drogi spytać po ile owoce leśne. Ale nie. Przy okazji odbioru innego testowego Renault dowiedziałem się, co stało się z fotelami w tym nieszczęsnym Espace. Nie chodziło o seks, chociaż scena musiała trochę przypominać Catherine Zeta-Jones w Alfie 156 SW. Niestety zamiast CZJ było dwóch mechaników z Renault. Po dwóch dniach stania i zastanawiania się nad tym, w jakim trybie jest dziś skrzynia biegów, Espace postanowił wyziąnąć ducha zupełnie. Prąd mu się w mózgu skończył. Z niejasnych przyczyn panowie dostali prikaz, żeby jednak nie wybijać bocznej szyby, tylko dostać się do wnętrza przez bagażnik. W karcie dostępu jest awaryjny kluczyk, ale widać bez prądu nawet analogowy zamek nie działa, albo zamek w drzwiach kierowcy otwiera bagażnik? cHGW Panowie wbili się do bagażnika, ale ponieważ (teraz dopiero robi się zabawnie) z postawionymi w drugim rzędzie fotelami jest niewielki prześwit między oparciami a dachem, postanowili siedzenia złożyć. Służą do tego (kurwa, to się nie dzieje naprawdę!!!) przyciski w bagażniku, które oczywiście odpalają jakieś elektryczne ustrojstwo do składania tych cholernych siedzeń. Ale kurwa nie ma prądu!!!!!!!!!!!!!!!! Kwiczę, bo widzę oczami wyobraźni tych mechaników z Renault Warszawa (a nie to nie są ułomki), jak robią Zetę-Jones w tym Espasie! Artykuł Renault Espace – piękna katastrofa pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

BMW Serii 3 Touring – Der Kombi

Marek o samochodach

BMW Serii 3 Touring – Der Kombi

Marek o samochodach

Lexus RC 200t – hentai, chusteczki i ESP

Lexus RC to na papierze nudne coupe na bazie nudnego samochodu. Niby Lexus RC-F ma V8 pod maską, ale wtedy trzeba wydać nie 250, a 450 tysięcy złotych. A jednak jest w RC coś, co sprawia, że gapię się na ten samochód jak uczeń męskiego gimnazjum na studentkę AWF-u. Po pierwsze, pozbycie się tylnych drzwi oznacza, że samochód automatycznie jest fajniejszy. Niekoniecznie lepszy czy bardziej praktyczny. Ale facet w pewnym wieku i na pewnym poziomie zawodowo-życiowo-finansowym przestaje czytać Auto Świat i porównania, w których Skoda Octavia Combi wygrywa z resztą świata. Zamiast tego zatrzymuje się pod pierwszym salonem, na wystawie którego stoi coupe (ewentualnie kabriolet, jeśli jest gruby i zaczyna łysieć) i kupuje czterokołowy wizerunek nieskrępowanego niczym bon vivanta. Po drugie, Lexus przez lata specjalizował się w najnudniejszych samochodach świata. Dopiero niedawno Japończycy zatrudnili jakiegoś rysownika mangi, który po nocach tasuje się do komiksowych dziewczynek z nienaturalnie dużymi biustami i oczami. Tak powstał Lexus RC. Jeśli ci przy nim nie staje (lub nie robi ci się mokro w wersji żeńskiej), to coś jest z tobą nie tak. Gdybym zobaczył się za kierownicą tego samochodu, to sam bym siebie przeleciał. A ja codziennie widuję siebie nagiego w lustrze i wiem, jak wyglądam. Po trzecie, Lexusowi udało się zapakować do RC 200t wystarczająco dużo emocji i zabezpieczeń, żeby kupujący go kryzys wieku średniego nie zabił się na pierwszym zakręcie. Nagrywanie testów wideo to często walka z pogodą. Ponieważ „chmurka” pokazywała 12 godzin bez deszczu w niedzielę, musiałem się sprężyć z jazdą testową i pojechałem objeżdżać RC w najgorszą ulewę w sobotę. Jakie są potrafią być nasze drogi, nie muszę tłumaczyć. Dość powiedzieć, że gdybym jednak wyłączył kontrolę trakcji, to chusteczki, których używałem do podziwiania samochodu, mogłyby nie wystarczyć do wycierania zawartości spodni. Miejcie ten obraz przed oczami, zanim kupicie sobie zbyt mocny samochód z niewystarczającymi systemami bezpieczeństwa. Lexus RC 200t w zupełności wystarczy, żeby zrobić wam dobrze. A może jeszcze coś na niego wyrwiecie. Artykuł Lexus RC 200t – hentai, chusteczki i ESP pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Marek o samochodach

Peugeot Partner Tepee Outdoor i rabat flotowy

To jest Peugeot Partner Tepee Outdoor (bardzo długa nazwa) i na pierwszy rzut oka w cennik jest około 15 tysięcy powodów, dla których lepiej kupić Citroena Berlingo. Ale we francuskiej firmie nic nie jest proste. Jeszcze z rok temu wchodziło się do salonu Citroena i cena spadała o 20 procent od przeciągu. A potem negocjowało się dalej, aż samochód stracił na wartości więcej przed zakupem niż niejeden wóz przez pierwsze 2-3 lata użytkownia. O ile kupowało się Citroena na długie lata, to niższa wartość rezydualna nie była specjalnie dotkliwa. Gorzej, jeśli chciało się auto sprzedać wcześniej. W związku z tym Citroen zmienił politykę, urealnił ceny i teraz oferuje symboliczne rabaty. Po co o tym opowiadam? Żeby spróbować Wam nakreślić sytuację panującą w Grupie PSA, która 9. rok z rzędu wiedzie „prym pod względem liczby patentów”, angażuje się w rynek usług mobilności i prze by wyprzedzić swój dotychczasowy organiczny rozwój (nie zmyślam, to wszystko wyczytałem w komuniaktach prasowych z ostatniego miesiąca). Otóż sytuacja wygląda tak, że teraz Peugeot oferuje duże rabaty flotowe i na pozór droższy o ok. 15 tysięcy złotych Partner Tepee tak naprawdę nie musi być droższy od Berlingo Multispace. Musiały nad tym pracować tęgie głowy, ale sensu w tym nie widzę. Rozumiem naklejanie różnych znaczków na ten sam samochód w innych koncernach. Renault Kangoo i Mercedes Citan, Fiat Doblo i Opel Combi – tu dwa koncerny dzielą koszt jednego samochodu. Ale po co ten sam model pod dwoma markami w jednym koncernie? Ale poza tym Peugeot Partner Tepee Outdoor jest wygodnym, przestronnym samochodem, który budzi we mnie ducha przedsiębiorcy. Takim samochodem mógłby jeździć uczciwy rzemieślnik. Może polski hydraulik? Te odsuwane drzwi świetnie sprawdzają się też przy filmowaniu ujęć car-to-car. I w wersji z systemem Grip Control Peugeot Partner z długą nazwą poradzi sobie na luźnej nawierzchni. Tylko po kiego grzyba dwa takie same samochody w jednym koncernie? Artykuł Peugeot Partner Tepee Outdoor i rabat flotowy pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Marek o samochodach

Niech się święci 1 maja, czyli przegląd kombi dla proletariatu i burżuazji

Z okazji święta ludzi pracy prezentuję przegląd samochodów zaprojektowanych specjalnie z myślą o nich. Kombi to utylitarny rodzaj nadwozia. Przez większość czasu może pracować, ale zawiezie też na zasłużony wypoczynek w ośrodku FWP w Jastrzębiej Górze. Peugeot 508 SW i 508 RXH Nieprzypadkowo Międzynarodówka powstała we Francji. Nasi bracia w walce znad Sekwany doceniają komfort i przestrzeń, a przy tym nie poddają się burżuazyjnej modzie i nie ułatwiają konsumpcji napojów w samochodzie. Kto to widział pić i jeść w samochodzie? Co by było dalej? Kina dla samochodów? Warto wspomnieć, że swój udział w projektowaniu wnętrza miał nasz rodak Adam Bazydło, który zgłosił słuszny wniosek racjonalizatorski, aby poprawić miejsce na stopy środkowego pasażera na tylnej kanapie. W rezultacie jego ideowo słusznych działań w 508 może podróżować 5 dorosłych osób, a nie tylko 4 + 1 beznogi weteran wojny o pokój w Afganistanie. Jednocześnie francuscy proletariusze pomyśleli o wyzwaniach najbliższej 5-latki i zaoferowali ludziom pracy unikalne na skalę światową połączenie oszczędności wysokoprężnego silnika (odpadają chwilowe trudności z zaopatrzeniem w benzynę) z motorem elektrycznym. W rezultacie powstał samochód z napędem na cztery koła, a zatem niemal terenowy. Niestety, w naoliwione tryby francuskiego kolektywu piasek sypały zaplute karły reakcji. W wyniku ich dywersji i sabotażu kolektyw dał się omamić burżuazyjnej modzie i przyjął „racjonalizatorski” zamysł stworzenia samochodu UDAJĄCEGO terenowy, z napędem tylko na oś przednią. Na szczęście nie kupuje tego ani proletariat, ani burżuazja. Tak się kończy flirtowanie z zepsutymi wzorcami zachodnimi.   Volvo V60 PHEV Szwedzi dbają o zabezpieczenie socjalne ludu pracującego, a nawet o jego komfort kontynuując unikalną na skalę światową ideę francuskich konstruktorów. Szwedzkie kombi są trwałe i bezpieczne, a więc dłużej będą służyć dygnitarzom. Niestety cena tego samochodu jest na tyle wysoka, że nawet przodownicy pracy musieliby się nim dzielić. Co w sumie jest ideowo słuszne, ale praktycznie trudne do osiągnięcia. Dlatego niech Volvo pozostanie dla zasłużonych włodarzy naszej ojczyzny.   Mazda6 Tourer Choć obcy nam kulturowo, Japończycy, a szczególnie pracownicy Mazdy zostali doświadczeni przez kapitalistycznych morderców. Ich etos pracy powinien być wzorem dla naszych towarzyszy, a bumelanci niech wezmą się do roboty i nie przynoszą wstydu naszym zakładom pracy. Samochody Mazdy są dopracowane od strony dynamicznej (zbędny ukłon w kierunku burżuazyjnego nabywcy), ale przede wszystkim za rozsądną cenę oferują ludziom pracy wygody, na które ci zasługują według potrzeb.   Skoda Rapid Spaceback i Superb Combi Wydawać by się mogło, że braterska pomoc w ’68 roku nie przyniosła skutków i Czechosłowacy zagubili drogę do państwa dobrobytu. Ale okazuje się, że przyjaźń z Niemcami to czechosłowacki Koń Trojański. Produkowane za niemieckie pieniądze kombi Skody są większe niż produkty konkurencji, a niejednokrotnie tańsze. Skutecznie podkopują sprzedaż aut z Wolfsburga, w ten sposób niszcząc zachodnioniemiecką dekadencję od wewnątrz.   SEAT Leon ST Jeśli ktoś wątpi w słuszność socjalizmu, to niech przypomni sobie, do czego doprowadziła dyktatura Franco. Nieszablonowa niegdyś marka SEAT dziś zaklinowana jest ciasno między czechosłowackim Koniem Trojańskim, a zachodnioniemieckim wytworem burżuazyjnej reakcji. Chodźcie z nami! Pokażemy Wam drogę!   BMW Serii 3 Touring Wstyd przyznać, ale niektórzy nasi dygnitarze myślą o ucieczce na Zachód. Podobno tym sprzedajnym zwolennikom klas uciskających podoba się BMW Serii 3. Mówią, że to ucieleśnienie wszystkich cech, jakich oczekują od samochodu, bo szybki, z oszczędnym silnikiem, napędem na wszystkie koła, no i w klasowo słusznej wersji nadwozia. Ale partyjny kolektyw zwąchał zdradę i wyplewi chwasty, zanim te zniszczą zdrowe plony.   Ford Focus kombi Może i niemiecki, ale zaprojektowany z myślą o ludziach pracy. Obszerne wnętrze, pojemny bagażnik, oszczędny silnik, a przy tym z nutką sportowej dekadencji. Takim samochodem powinien poruszać się uczciwy członek kolektywu.   Opel Insignia Country Tourer Kierownikiem PGR-u nie może zostać każdy. To odpowiedzialne stanowisko dla najbardziej zasłużonych w lokalnym kolektywie towarzyszy. Amerykański sabotaż w postaci zrzutu stonki ziemniaczanej sprawia, że rolnicy z kierownictwem włącznie muszą skupiać się na zwalczaniu szkodników i nie mogą pomóc w czynie społecznym budować infrastruktury drogowej. W związku z tym kierownictwu PGR-ów proponujemy uczciwy i oszczędny samochód z napędem na cztery koła, którym będą mogli przeprowadzać inspekcje w warunkach polowych.   Mercedes-Benz CLA Shooting Brake Zdrada. Burżuazyjne podszywanie się pod samochód dla pracującego ludu. Z jednej strony niby kombi, ale z drugiej najgorsze, co może być: coupe i to z nazwą nawiązującą do arystokratycznych polowań. A pakiet Orange Edition to nawet na kartki rabunek w biały dzień. Nie godzimy się na to!   MINI Clubman O tempora, o mores! Samochód dla ludu najpierw powiększono, potem zamieniono w świecidełko dla dzieci prominentów, a teraz dorobiono wersję kombi. Zepsucie Zachodu dociera też do nas, ale razem stawmy mu opór pod 1-majowym sztandarem.   Artykuł Niech się święci 1 maja, czyli przegląd kombi dla proletariatu i burżuazji pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Rolls-Royce Wraith – #hajssiezgadza

Marek o samochodach

Rolls-Royce Wraith – #hajssiezgadza

Marek o samochodach

Jaguar F-Pace – crossover zamiast kombi

Jaguar F-Pace to pierwszy SUV ze stajni Jaguara. Przepraszam, crossover. Już wyjaśniam o co chodzi. Jaguar zaserwował dziennikarzom najnudniejszą na świecie prezentację techniczną, w której wynajęty ekspert ślizgał się po cienkiej granicy między prawdą a wciskaniem nam kitu. Czułem się, jak na prezentacji dla dilerów: masz mówić klientowi, że F-Pace jest lepszy niż Macan, a jak się nie podoba, to wy….j. Podobną, typową dla polskich firm rozpychających się łokciami od lat 90-tych retorykę, pamiętam z ostatnich miesięcy pracy w Radiu PiN. Nowe, lepsze szefostwo nie miało czasu na polemikę i wyjaśnianie celów. Po prezentacji złośliwi mówili, że tak to jest, jak się developer zabiera za sprzedaż samochodów. Z drugiej strony (były już) pracownik JLR Polska opowiadał mi kiedyś, że przeciętny klient przychodzi z walizką pieniędzy i mówi „zrób mi pan taki samochód, żeby był ładny”. Takiej to luksusowej obsługi i indywidualizacji oczekuje człowiek sukcesu. Dla pocieszenia dodam, że sądząc po języku używanym w salonach innych marek premium, przeciętny klient w tym segmencie też nie jest wymuskanym znawcą win, jak PR manager Audi. Tyle jeżdżenia po JLR Polska. Dodam, że na prezentację przyjechałem nastawiony sceptycznie, bo wcześniej przestudiowałem cennik modelu F-Pace i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że SUV (przepraszam, crossover) Jaguara jest tak drogi, że jak mawia moja sąsiadka „uczciwego człowieka na taki samochód nie stać.” Myślisz, że BMW X3 jest drogie? Porównywalnie skonfigurowany F-Pace może być nawet o 70 tysięcy złotych droższy. Myślisz, że F-Pace prowadzi się tak dobrze, jak Macan? Zaparkowany Macan lepiej się prowadzi. Przypomniałem sobie, jak dobrze jeździ Macan parę dni po zmontowaniu materiału, kiedy wpadł do mnie Marcin i zostawił mi Macana w dieslu. Wcześniej jeździłem tylko wersją S i sceptycznie podchodziłem do Porsche z silnikiem od traktora. Ale Porsche potrafi. Jaguar też potrafi, w tym sensie, że układ kierowniczy jest bardzo precyzyjny, daje dobre wyczucie, F-Pace doskonale składa się w zakręty. Na pewno jest lepszy od X3. Ale do Macana sporo mu jeszcze brakuje. F-Pace może być wyposażony w całkiem niezły system inforozrywki, wirtualne zegary (coś o czym ekspert od sztywnych tulei zapomniał wspomnieć), prowadzi się bardziej jak podwyższone kombi niż SUV. Z tej perspektywy rozumiem, co Jaguar miał na myśli podkreślając, że F-Pace to jednak bardziej crossover niż SUV. Artykuł Jaguar F-Pace – crossover zamiast kombi pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Ford Mondeo Vignale – po co?

Marek o samochodach

Ford Mondeo Vignale – po co?

Marek o samochodach

Fiat Tipo – czy daje radę?

  Uwielbiam pytania z serii „czy samochód X daje radę?” Czy Fiat Tipo daje radę? Zależy, co ma dawać radę robić. Jeśli planujesz pobić nim rekord Toru Poznań, to Fiat Tipo nie daje rady. Ale jeśli potrzebujesz samochodu do codziennego wożenia się po mieście i dwóch w roku wypadów na wakacje, to Tipo absolutnie daje radę. Jestem dziś w Zakopanem. Przyjechałem tu innym kompaktowym samochodem. Dwa litry w dieslu, 170 KM, automat. Trasa z Warszawy trwała 5,5-6 godzin z dwoma postojami na rozprostowanie nóg (i zrobienie zdjęć zamaskowanemu Audi Q5). Większość drogi to dwupasmówki, w tym kawałek autostrady A4. Dopiero ostatnie 60 kilometrów Zakopianki jest bardziej uciążliwe, ale w czwartkowe popołudnie ruch był niewielki. Podejrzewam, że w letnie, zimowe i świąteczne weekendy ta sama trasa zajęłaby 8-10 godziny, czyli tyle, ile kiedyś jechało się na narty zapakowanym po dach (i na dachu) Maluchem. Pamiętam takie trasy z wujkiem, ciocią, kuzynem i ich śmierdzącym spanielem. Z kuzynem siedzieliśmy na kilku warstwach narciarskich skafandrów. Na dachu były torby i narty. Pies siedział między nogami pasażera z przodu i śmierdział tym donośniej, im bardziej w samochodzie grzało. A trzeba było grzać, bo inaczej szyby Malucha parowały. Gdyby więc porównać komfort podróży Maluchem (a potem równie okropnym Polonezem) z komfortem podróży Fiatem Tipo (czy dowolnym nowoczesnym kompaktem), to tylko śmierdzący spaniel przypominałby o dawnych czasach. W styczniu pojechałem do Austrii dwucylindrowym Fiatem 500 i „dawał radę”. Fiatem Tipo można podróżować w relatywnym komforcie, z podobną prędkością przelotową, jak inni uczestnicy ruchu. Mamy lepsze drogi i droższe mandaty, więc mimo znacznie większej mocy pod maską, staramy się trzymać w ryzach naszą ułańską fantazję. Dzięki temu na miejsce dojeżdżamy w podobnym czasie, co 20-30 lat temu, ale mniej wkurwieni. Jasne, zdarzają się elementy, jak dwóch lokalesów w X5-kach, którzy wyprzedzali na podwójnych ciągłych i na ślepych zakrętach Zakopianki. Są też i tacy, którzy w Corsach udowadniają światu, że długi „bat” na dachu daje im nieśmiertelność i zdolność teleportacji na drugi koniec Polski. Fiat Tipo też pojedzie znacznie szybciej, niż jest to dozwolone na polskich autostradach. Ale po co? Nawiasem mówiąc, wersja 1.6 MJ ma wszystkie hamulce tarczowe i świetnie hamuje. Artykuł Fiat Tipo – czy daje radę? pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Citroën C4 – dajcie spokój z tym Créative Technologie

Marek o samochodach

Citroën C4 – dajcie spokój z tym Créative Technologie

Mazda MX-5 RF – dlaczego targa?

Marek o samochodach

Mazda MX-5 RF – dlaczego targa?

BMW X1 – jestem marakuja

Marek o samochodach

BMW X1 – jestem marakuja

Opel Astra – bezwstydnie dobra

Marek o samochodach

Opel Astra – bezwstydnie dobra

Honda HR-V – hakuna matata

Marek o samochodach

Honda HR-V – hakuna matata

Mazda MX-5 ND – lepsza i gorsza

Marek o samochodach

Mazda MX-5 ND – lepsza i gorsza

POM #10 – na bani

Marek o samochodach

POM #10 – na bani

Prawdziwy przekaz samochodowych reklam na Super Bowl

Marek o samochodach

Prawdziwy przekaz samochodowych reklam na Super Bowl

Miliony dolarów wydane na produkcję, a potem emisję reklam podczas orgii amerykańskiego futbolu – Super Bowl. Co sprzedają nam producenci samochodów? MINI Clubman – będą cię wytykać palcami, ale nie z tych powodów, o które ci chodzi. Naprawdę MINI? Pamiętacie, co Sean Connery powiedział w The Rock? „Losers always whine about their best. Winners go home and fuck the prom queen.”   KIA Optima – nawet KIA nie była w stanie wymyśleć lepszego porównania niż ‚ekscytująca para skarpet’. Chciałbym zobaczyć grupę focusową, która podsunęła im ten pomysł.   Jeep – z perspektywy beżowych skarpetek reklama Jeepa jest całkiem sensowna. Młodzi ludzie, którzy nie mają pracy, bo są pewnie świeżo po studiach, wydają resztki studenckich kredytów na zakup Jeepów, którymi uciekają z dala od cywylizacji. A może by tak jednak wszystko pier…ć, kupić Jeepa i wyjechać w Bieszczady?   Honda Ridgeline – nie wiem na jakiej planecie pickup z głośnikami na pace jest dobrym zakupem. To znaczy wiem. I nie chcę żyć już na tej planecie więcej.   Toyota Prius – dwie całkiem zabawne reklamy, które walczą ze stereotypem kochającego kwiatki i motylki kierowcy Priusa. Prius obiecuje, że nie jest już beżową skarpetką, ale nie bez jazdy próbnej nie uwierzę.   Hyundai Elantra – samochód tak nudny, że dwie szare myszki w środku są ciekawsze. Jakiś czas temu doszedłem do podobnych wniosków. I druga reklama: horror… horror… horror.   Buick Cascada – jeśli rozumiecie o chodzi w tej reklamie, piszcie.   Acura NSX – miała trafić na rynek w 2010 roku i już jest!   Audi R8 – płonący konar.   Hyundai Genesis – nigdy nie umawiaj się na randkę z dziewczyną, której rodzice mają Hyundaia.   Artykuł Prawdziwy przekaz samochodowych reklam na Super Bowl pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Volkswagen Touran – nie Das Auto, a Die Familie

Marek o samochodach

Volkswagen Touran – nie Das Auto, a Die Familie

Tęczowy Szejk i jego kolekcja samochodów

Marek o samochodach

Tęczowy Szejk i jego kolekcja samochodów

Fiat 500 TwinAir – w góry by?

Marek o samochodach

Fiat 500 TwinAir – w góry by?

Audi Q7 – muszę zacząć się odchudzać

Marek o samochodach

Audi Q7 – muszę zacząć się odchudzać

Zostań moim sponsorem

Marek o samochodach

Zostań moim sponsorem

Top Coś 2015

Marek o samochodach

Top Coś 2015