środa, 10 września 2014

Wakacje w Chorawcji! - część 4.

Więc po Austrii, Balatonie, stolicy Chorwacji i parku Plitvickie Jeziora, jedziemy nad morze!

Dopiero teraz nadszedł czas żeby wreszcie zobaczyć Adriatyk! Następny cel to nasz kemping niedaleko Zadaru, dokładniej w Razanac. Jechaliśmy jeszcze bardziej na południe, przez jeszcze bardziej opuszczone tereny i byłem po prostu w szoku jak nie gęsto zaludniony jest to kraj. Czasami widok pustych domów i niewykorzystanej ziemi przypominał ten z filmu Wzgórza mają oczy. W połowie drogi trzeba było pokonać duży masyw górski. Cóż to była za wyprawa! Betka dała radę i pod każdy, nawet 12 i 14 procentowy podjazd bez problemu wciągała się z dostojną prędkością około 100 km/h bez zająknięcia, podczas gdy mistrzowie jazdy na tylnym zderzaku mogli co najwyżej popatrzeć w kierunku nieba (i mnie :) ).

Ten przejazd był naprawdę straszny! Znaczy się dla przyjaciółki. Cały czas miała w oczach ten naprawdę zajebisty spad metr od auta, i nas chwilę później lecącym na jego dno. A co na to Ja? Oczywiście że miałem super zabawę przez te zakręty, zjazdy, podjazdy, fajniutki asfalt itp. Nic dziwnego że wszędzie było ograniczenie do 40 +-. A gdyby nie to że ciągle mam jakieś problemy z odmą mógłbym zjechać przez bite 15km z góry bez dotykania gazu.










Za masywem okazało się że są miejsce jeszcze mniej zaludnione, i jeszcze bardziej suche! Horror! Już wtedy jechałem na resztce gazu, a gdyby jeszcze zabrakło beny, przegrzał by się motor, złapałbym kapcia (nie miałem nawet „łatki w sprayu”, nie mówiąc o gigantycznym, pełnym kole), albo ogólnie coś by się wysrało, zginęlibyśmy w cieple niczym na pustyni w Nevadzie.

Ostatecznie zajechaliśmy do mieścinki i naszego pola namiotowego. Miasto było naprawdę ładne! W sumie to miasteczko. Plaż było może z 2,5. Ale takie że można bezpośrednio pod nie podjechać, były to faktycznie plaże a nie jakieś betonowe skarpy, nawieziony muł, śmierdzące krzaczory czy skalna pułapka na statki. Katalogowa plaża z małych kamyczków i żwirów. Można samochodem ustawić się zaraz obok. Ludzi nie było za dużo. Klimat budynków, małej przystani i starej, na wpół zburzonej latarni robił swoje. Kilka metrów dalej był darmowy natrysk do umycia rzyci po fest słonej kąpieli. Kolejne kilka metrów w inną stronę, było „centrum” z sklepikami, kilkoma restauracjami, biblioteką i hotelami. Wszystko do obejścia w 15 minut. Zdecydowanie była to jedna z ładniejszych wiosek jaką tam zobaczyliśmy.


Co do kempingu… No teoretycznie wszystko było ok. Miejsce pod drzewami w półcieniu. Prąd z eleganckiej skrzynki którego nie wybijało od byle grilla. Porządek i nawet trawka (co nie jest takie oczywiste!). Problemem były:

- pora roku: Słyszeliście o cykadach? Ja wcześniej jakoś tak gdzieś, coś ogółem. Nie szkodzi. Na miejscu słuchałem ich bez przerwy przez baaaardzo długi czas. Akurat trafiłem na ten okres kilku tygodni kiedy od świtu do zmierzchu nakurwiały jak złe, całe stada cykad! Piękna pobudka o 5 rano…

- goście: Ja pierdole! Takich przypadków jeszcze nie widziałem! Jakaś para Słoweńców przywiozła dwójkę dzieci i teściową. Żadne "pato", dwa auta, duży ładny namiot, niby wszystko gra. Tylko ten młodszy synek był zwyczajnie jebnięty a jego rodzice z nim. To było jedyne dziecko jakie widziałem które potrafiło ryczeć cały dzień i pół nocy niezależnie od czynności wykonywanej. Siedzi i ryczy – ojciec patrzy. Ojciec buja go na huśtawce – siedzi i ryczy. Ojciec go nie buja – siedzi i ryczy. Idzie przez ośrodek i ryczy. Matka do niego podchodzi, ryczy dalej. Kąpie się w wodzie sam – ryczy. Podchodzi ktoś z rodziny – ryczy że są. Ryczy że jest głodny, ryczy bo je. Ryczy bo śpiący, potem ryczy bo nie jest śpiący. A rodzice z miną w stylu YAFUD po prostu już się przyzwyczaili. Najwyraźniej nie słyszą niczego poniżej 100dB.
Ktoś inny chciał wychowywać swoje dziecko w czasie kiedy dookoła pewnie z pół tysiąca ludzi chce wypocząć. Więc zostawił bąbla samego na noc. A ten nie chcąc być sam darł się pół nocy: Mummy! Mummy! Ostatecznie o 11 udało mu się ją wywołać. A ta łaskawie zlitowała się nad całym ośrodkiem.





Ogólnie w ciągu dnia było larmo które nawet mnie męczyło. Już w nocy potrafiłem spać bez problemu, gorzej było z kumpelą która sen ma znacznie delikatniejszy...

Ogólnie miejsce fajne ale nie trafiliśmy w pełni szczęśliwie, więc następnym razem zdecydowalibyśmy się na pokoik których było mnóstwo.



Pojedyncza sztuka

  
Nasz kemping

Jeden dzień szwendaliśmy się po Zadarze. Tam zobaczyliśmy przykłady w.w. plaż zrobionych z mułu, kamieni, glonów albo betonu. Miasto fajne, piękne przystanie, widoki, hotele tak wyczesane że szok. Ale najprzyjemniej leżakowało się w Razanac.

Betonowe pomosty



 Mimo niepozornego wyglądu, woda w tym miejscu nie przypominała ani trochę tej z innych fotek :)

 
Soczyście!



Po 3 nocach stwierdziliśmy że jest to bez sensu! Nie będziemy tu kwitnąć tylko zrobimy sobie tour do Makarskiej i w drodze powrotnej na północ objedziemy calusieńką znaną i opisywaną krajową ósemkę która praktycznie cały czas ciągnie się między morzem a górami na wybrzeżu.

Na koniec sesja z plaży z Razanacu:





 To ja nazywam pięknym widokiem i fajną plażą!

Słodkich snów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz