BASISTA ZA KIEROWICĄ
Śmignąwszy: germańska wydajność
Nie ogarniam tych gości z Audi.Masz jakąś linię modelową - np. 80/A4 - i kolejne generacje nazywasz sobie kodami, w tym przypadku na B. B1, B2 i tak dalej. Ale w którymś momencie któryś Senior Mobbing Manager (jak to będzie po niemiecku? Übermobbingführer?) stwierdził, że warto byłoby również głębokie lifty oznaczać jako kolejne modele, a jako, że był Oktoberfest i wszyscy, odziani w lederhosen, wlewali w siebie hektolitry browca, pomysł został klepnięty. Oczywiście nie oni pierwsi zrobili taki manewr (weźmy choćby Mondeo Mk I i II, które są tym samym samochodem ze zmienionym przodem i tyłem), ale tak to widzę. I w ten oto sposób A4 B8 po liftingu zostało nowym modelem z kodem B9.Niestety, będąc raczej skupionym na motoryzacji z lat nieco dawniejszych, nie wiem dokładnie jakie wprowadzono zmiany w nowej generacji A4, poza wyostrzonym frontem (tak, by gość, któremu siadasz na zderzaku był jeszcze bardziej onieśmielony überagresywnymi reflektorami) i zadem (tak, by wyprzedzani na trzeciego, pod górę, na ślepym łuku, na podwójnej ciągłej goście mogli jeszcze troszkę pobać się überagresywnych świateł tylnych). Być może wersje TSI (u Audi zwane TFSI) otrzymały nowe pierścienie tłokowe, dzięki którym spalanie oleju spadło z litra na 1000 km do powiedzmy 0,8 litra, sam zaś silnik wybucha dopiero po okresie gwarancji. Być może wprowadzono system umożliwiający automatyczne utrzymywanie stałej odległości 5 cm od tylnego zderzaka samochodu jadącego przed nami. Nie wiem, naprawdę - i to mimo tego, że miałem okazję przejechać się właśnie tym najnowszym modelem. Ale to być może wynika z tego, że egzemplarz, którym śmignąłem, był wyposażony w 2-litrowego diesla, zaś wszystkich bajerów nie dałem rady ogarnąć.Acz system automatycznie utrzymujący odstęp (czy inszy, podobnie działający układ) tam rzeczywiście był. Jednak o tem potem.Jedno, co można powiedzieć o nowym A4, to to, że... nie wygląda źle. Żeby nie było niejasności - to nie jest moja estetyka, jednak B9 szpetnym absolutnie nie jest. Proporcje są zgrabne, wyważone, zaś detale - dopracowane. Po prostu dobrze zaprojektowany średniej wielkości sedan. Inna rzecz, że niewiele się różniący od poprzednika, czyli B8, oraz innych sedanów z Ingolstadt. Korporacyjna unifikacja wyglądu niczym w Erneście & Młodym.Jeszcze lepsze (choć też zgodne z "korporacyjnym umundurowaniem" Audi) wrażenie robi wnętrze. Jasne, stylistyka jest kwestią gustu, ta mnie nie porywa (inna rzecz, że ja akurat jestem miłośnikiem klimatów typu przedliftowy CX), ale absolutnie nie razi. I nie sądzę, by raziła kogokolwiek. Natomiast tym, co naprawdę gniecie mosznę, jest jakość materiałów i montażu. Serio - tu nie ma się do czego przyczepić. Zarówno tworzywa jak ich spasowanie to jest jakiś kosmos. Nie przesadzam - nie pamiętam, bym siedział w samochodzie, który miałby lepszej jakości, solidniej poskładane otoczenie kierowcy i paseżerów. Szlachetniej - owszem, jak najbardziej, ale nie lepiej.(Wiem - nie widać tego na zdjęciach, ale nie mając w danym momencie dostępu do przyzwoitego aparatu skazany byłem na robienie zdjęć telefonem KRÜGER UND MATZ HÄNDE HOCH ALLE GESCHÜTZE FEUER SCHAMLOS KRANKENSCHWESTER WÜRSTCHEN MIT BIER JAWOHL, który, gdyby nie był takim dramatycznym chłamem, bardzo by pasował do tego wozu.)Inną kwestią jest komfort wnętrza. I tu też trudno mieć jakiekolwiek większe zarzuty. Fotele są świetne, pozycja za kierownicą - wygodna, miejsca zaś jest dość z przodu i z tyłu. Mimo tego wszystkiego w środku A4 nie czułem się najlepej. Po pierwsze - siedzi się głęboko. Bardzo głęboko. Niektórzy (np. Blogomotive) to lubią, ja jednak nie przepadam. Choć widoczność (szczególnie jak na tak nowy model) jest zupełnie przyzwoita, czułem się zbyt schowany i miałem ciągłe - być może irracjonalne - wrażenie, że czegoś nie widzę, i że zaraz spowoduję przez to wypadek. Po drugie - miałem drażniącą świadomość, że gdy tylko otworzę drzwi, oczom wszystkich ukaże się podświetlany niebieskimi LED-ami próg. Zrobiłem zdjęcie, jednak nawet mój telefon o germańsko brzmiącej nazwie nie był w stanie znieść takiego stężenia napędzanego prestiżem własnym gruchotrzepstwa i fotka po zgraniu na kompa objawiła się jako czarno-niebieska smuga.Po trzecie - ilość bajerów, wodotrysków, maszyn robiących "ping" i innych funkcji sterowanych czy to z kierownicy, czy znajdującym się przed dźwignią automatu pokrętłem MMA, yyy, przepraszam, MMI, najzwyczajniej w świecie onieśmiela. A przynajmniej takiego zgrzybiałego technofoba, jak ja. I nie - po wnętrzu A4 tego nie widać, ale tych wszystkich dodatkowych funkcji jest w okolicach sryliona.Ja zaś sprawdziłem tylko jedną. I nawet nie wiem, jak się nazywa. Wiem tylko, że jej nie lubię.Jest to coś w rodzaju asystenta pasa połączonego z aktywnym tempomatem. W gęstym ruchu miejskim, gdy co chwila trzeba przyspieszać lub zwalniać, samochód zasadniczo robi to sam (choć wcześniej wyświetla ostrzeżenie o zbyt małym odstępie - nie wierzę, dla Audi istnieje coś takiego jak za mały odstęp???), i to w sumie żadna wielka nowość. Prawdziwym bajerem - i jednocześnie tym właśnie elementem, który wybitnie mnie zirytował - jest utrzymywanie pasa ruchu. Człowiek jedzie sobie spokojnie, a tu nagle kierownica próbuje wyrwać mu się z rąk. Wybitnie nieprzyjemne doznanie. Poza tym ciekaw jestem, jak pracowałby ten system w miejscu, gdzie pasy są niewyraźne. Lub tam, gdzie po robotach drogowych pozostały resztki niewyraźnych, żółtych pasów. Lub zimą, na ośnieżonej drodze.Na szczęście system można wyłączyć i po prostu jechać. A jeździ się naprawdę dobrze.Zacznijmy od zawieszenia.Spodziewałem się, że A4 będzie twarde. Nie potwornie twarde, ale na tyle sztywne, by tak samo sztywni stali się w rejonach lędźwiowych dziennikarze motoryzacyjni, według których jedynym przeznaczeniem samochodu jest urywanie sekund na Nordschleife. Jak się jednak okazało, Audi oferuje całkiem sporo komfortu. Owszem, jego zawieszenie nie jest kanapowate jak np. w Baleronie czy Peugeocie 406, jednak jego sztywność jest dobrana tak, by dobre właściwości jezdne nie oznaczały konieczności rezygnacji z wygody. Nierówności (szczególnie te krótkie i "ostre") są odczuwalne, ale stłumione.Układ napędowy nie był wielkim zaskoczeniem. Wiedziałem, że wyposażone w 190-konnego 2-litrowego diesla A4 będzie szybkie - i takie jest. Wiedziałem, że dzięki napędowi na 4 koła (Quattro, prawdaż) moc będzie bardzo wydajnie używana do nadawania autu odpowiedniej prędkości - i tak właśnie było. Nie wiedziałem natomiast, jak będzie zachowywała się dwusprzęgłowa skrzynia DSG. Moje jedyne doświadczenie z nią, związane z przejażdżką 170-konną Skodą Yeti, było ambiwalentne: skrzynia działała sprawnie, ale przy mocniejszym przyspieszaniu potrafiła szarpnąć podczas redukcji. Tu z kolei kultura jej działania była znacznie wyższa. Przy dynamicznym przyspieszaniu zmiany biegów były wyczuwalne, ale nie zakłócało to komfortu. Zaskoczyło mnie jednak coś innego. W tym samochodzie zupełnie, całkowicie, absolutnie nie czuć prędkości. Powiem więcej - jazda zgodna z przepisami jest... nudna. Prowadząc A4 i starając się nie przekraczać ograniczeń prędkości mamy wrażenie, że wleczemy się niemiłosiernie. I to chyba wyjaśnia czemu kierowcy nowszych modeli Audi jeżdżą tak potwornie agresywnie. Oni po prostu starają się nie zasnąć.Pozostaje pytanie, czy nowym A4 da się przewieźć jakiegoś sprzęta. Otóż... w zasadzie się da, ale niedużo. I na pewno nie bas w sztywnym futerale.Jak widać na załączonym obrazku, gitara akustyczna w usztywnianym piankowym futerale wchodzi bez problemu. Włazi jeszcze odziany w miękki pokrowiec bas z krótką, symetryczną główką i... w zasadzie tyle. Bagażnik, jak w znacznej części nowych samochodów, jest zwyczajnie wąski, co w zasadzie dyskwalifikuje go jako basotransport. Zamiast zrobić więcej miejsca na szerokość, producent postanowił uszczęśliwić klientów mikrymi przegródkami na butelki z prestiżem własnym. Inna rzecz, że większości nabywców Audi to właśnie wystarcza.Podsumowanie, czyli zady i walety:Audi A4 B9 absolutnie nie jest złym samochodem. Ba - jest samochodem bardzo dobrym, i piszę to jako naczelny VAG-hejter. Jednak... nie jest to samochód dla mnie. Nie chodzi tu tylko o bagażnik, ale też o to, jak czuję się za kierownicą, o wrażenia z jazdy, o subiektywne odczucie, że wciąż jadę za wolno. Jasne, wszystko niby się zgadza - niemiecka dokładność i wydajność bliska perfekcji, doskonały montaż, bardzo przyzwoity komfort - ale coś sprawia, że nie jestem w stanie polubić tego auta. Może to kwestia "przebajerzenia", którego mój zmurszały, 37-letni mózg nie jest w stanie ogarnąć.