Bo stare wozy są naprawdę unikalne!

U Beboka

Bo stare wozy są naprawdę unikalne!

Jak ja się cieszę że go nie kupiłem!

U Beboka

Jak ja się cieszę że go nie kupiłem!

Jak bardzo go pragnę!

U Beboka

Jak bardzo go pragnę!

U Beboka

A jak Ty wybierasz się w trasę?

Śmieszna sytuacja. Wchodzę do sklepu motoryzacyjnego który prowadzi znajomy i od wejścia słyszę donośne głosy żwawej rozmowy. Witam się i słucham o co tyle larma? – … no i mówi żeby stanąć bo tutaj to mają takie dobre, a potem tego nie ma. – Albo wiecznie żeby na kawę stanąć, potem będzie znowu że sikać się chce! I już wiem! Kolega wybierał się z żonką w dłuższą trasę, z resztą jak widać nie jako jedyny, i wymieniają się spostrzeżeniami na temat tego jak całkowicie różne są podejścia do podróży (zwłaszcza ich i ich małżonek). Sam lubię wybrać się tak żeby robić jak najmniej postojów w czasie trasy. Jeśli nie jest to wyprawa po pięknym wybrzeżu Chorwacji, wolę jechać do końca wachy albo mojego. Kiedy wsiadam w auto, jedynym powodem dla którego zatrzymuje się jest konieczność zatankowania gazu (przeklętą butla mini…). Tak bez problemu nawet na Kaszuby mogę zajechać bez pauzy albo maks z jedną. Podobnie sytuacja wyglądała kiedy pracowałem jako kierowca busa. Jak wyjechałem rano, jedynymi postojami były albo te u klienta, albo drzemki w razie kryzysu. Bo po prostu cieszę się jazdą. Jej ciągłością. Nawet jak jest to przepychanie się przez miasto na trzecim biegu, nie jest to ciągłe wysiadanie i wsiadanie co 20km. Dodatkowo kiedy stoję „bo coś”, boli mnie jak wyprzedzają mnie ponownie wszystkie powolniaki których wyprzedzałem przez ostatnie 50km. Dostaje depresji jak widzę te Wartburgi, Fabie sedan i Żuki które znowu obok mnie jadą a ja wiem że z dużym prawdopodobieństwem, znowu utknę w korku za nimi. Jeśli zaś rozmawiamy o samym tankowaniu, tak jak wspomniałem, leję zawsze do pełna. Nie jest problemem dla mnie sama czynność, ale to że zazwyczaj nie ma dla niej czasu. Poza tym zawsze w razie nagłej potrzeby, jestem po prostu gotowy na wszystko (bonus za to że na Śląsku jest chyba najtańsze paliwo w Polsce). Więc nie rozumiem ludzi którzy co chwilkę jeżdżą na zlewkach za 50zł. Skoro i tak przez miesiąc ten pełny bak wypalą. Wiem że są uczniowie i inni którzy liczą każdy grosz. Ale jeśli ktoś autem dojeżdża do pracy codziennie, wie mniej więcej ile jeździ i że nie jest to 50km tygodniowo, dlaczego potem szuka na komendę księgowego (kontrolka) stacji co chwilę? Marnując swój czas i paliwo na dojazdy. Jedzenie i kawka to kolejny przykład. Zaopatrzyć się w zapas i sru w drogę! Kawkę faktycznie kupuje przy okazji tankowania które i tak jest wymagane (bardzo lubię Orlenowską kawę!) ale wszystko inne mam ze sobą albo staram się mieć. Co innego jest w sytuacji kiedy ostatnio jechałem sobie na Kaszuby dla własnego widzimisię. Droga sama w sobie była dla mnie celem i przyjemnością. Wsiadłem do Buczka w piątkowo-sobotią noc, zrobiłem 1300km i wróciłem w Niedzielę popołudniu. Jednak najczęściej wyjazd jest koniecznością i czynnością konieczną. Dlatego w teorii wszyscy starają się dojechać wszędzie jak najszybciej. Chcą „zmarnować” tego czasu za kółkiem jak najmniej. Wtedy właśnie takie drobne optymalizacje nadają temu sens. Dlatego nie ma lipy! Trzeba mieć pęcherz ze stali, wóz przed wyjazdem zalać do pełna i ruszać. Żeby na koniec nie usłyszeć tego co kolega od swojej żony. – Dlaczego nam tak długo zeszło!?  

Absurdy Polskiej szosy

U Beboka

Absurdy Polskiej szosy

Motohistoria z Poznawaniem sportów motorowych: V8Star

AUTOBEZSENS

Motohistoria z Poznawaniem sportów motorowych: V8Star

Dawno nie było czegoś z kategorii "Poznajemy Sporty Motorowe". Ale że dziś będzie o serii, która już nie istnieje, to jest to jednocześnie wpis zaliczający się do Motohistorii. Do tej pory, opisałem dwie amerykańskie serie (link). Czas na coś europejskiego.Seria V8STAR powstała w 2000 roku (choć pierwszy wyścig odbył się dopiero w 2001, ale o tym zaraz). W założeniach miało być to coś w stylu europejskiego NASCAR. Po prostu stwierdzono, że proste, hałasujące wielkimi V8 auta, które technicznie są identyczne, zaś z zewnątrz przypominają z samochody widoczne na ulicach to świetny pomysł na efektowne wyścigi przyciągające tłumy. W końcu skoro sprawdziło się w USA, to czemu nie miałoby się sprawdzić w Europie? Pewien problem stanowiło to, że na naszym kontynencie tory owalne są dość rzadko spotykane. Trudno, na początku auta będą musiały ścigać się po normalnych torach, a potem zobaczymy.Priorytetem były niskie koszta uczestnictwa. Dlatego każdy zespół, który chciał wziąć udział w rywalizacji kupował identyczną ramę przestrzenną i identyczny silnik z przeniesieniem napędu. Silnikiem tym była importowaną z USA jednostka V8 przygotowana przez firmę Jacka Rousha (tuner Forda). Pojemność wynosiła 5.7 litra. Maksymalna moc: 450 -500 KM (zależnie od sezonu). Maksymalny moment obrotowy: około 600 Nm. Silnik miał odcięcie przy 7000 obr/min. Ogólnie w porównaniu do aut NASCAR silniki były znacznie słabsze - tam moc wynosi ponad 700 KM, zaś odcięcie jest ustawione na 9000 obr/min. No chyba że mówimy o torach Daytona i Talladega - w zawodach NASCAR organizowanych na tych obiektach stosowane są ograniczniki przepływu powietrza, dzięki czemu silniki mają parametry mniej więcej takie jak te napędzające auta V8STAR (łącznie z odcięciem obrotów ustawionym na 7000). No ale wpis o autach NASCAR jeszcze kiedyś będzie (może). Wracając do tematu: silnik był łączony z 6-biegową sekwencyjną skrzynią biegów (w NASCAR jest 4-biegowa ręczna).źródło: http://bestcars.uol.com.brJeśli chodzi o ramę, to była ona wykonywana w firmie Nitec - jednym z oddziałów słynnego Zakspeed. Gotowa rama kosztowała 265 000 DM. W środku, dla bezpieczeństwa był zastosowany monocoque z włókien węglowych. Każdy samochód miał 18-calowe felgi ATS o szerokości 11 cali z przodu i 13 cali z tyłu. Używano slicków Goodyear. W zawieszeniu zastosowane były amortyzatory Bilstein oraz sprężyny i stabilizatory H&R. Pojazdy były wyposażone w 120 litrowe zbiorniki paliwa. Auto wraz z karoserią ważyło 1295 kg.Tak jak w NASCAR, zabronione było korzystanie z wszelkich elektronicznych udogodnień (ABS, kontrola trakcji itp.).Poszczególne zespoły we własnym zakresie budowały tylko nadwozia. Oczywiście wedle ściśle określonych wytycznych, by żaden nie mógł zyskać znaczącej przewagi dzięki aerodynamice. Nadwozie miało być wykonane z tworzyw sztucznych. Szerokość miała wynosić 1,92 metra, zaś wysokość 1,36 metra (nie znalazłem niestety danych o długości). Wytyczne mówiły też, że gotowe nadwozie ma przypominać samochód seryjny tzw. klasy średniej lub wyższej-średniej. Co było jednym z głównych źródeł problemów serii. Ale o tym za chwilę.W każdym razie pierwsze bolidy V8STAR zostały zaprezentowane w 2000 roku, na salonie samochodowym w Essen. Publiczność przyjęła je entuzjastycznie i w 2001 roku ruszył pierwszy sezon. Zawody odbywały się w ramach niemieckiego Beru Top10. Był to taki zbiór rozmaitych pucharów rozgrywanych razem (co pozwalało ograniczyć koszta). W dany weekend na jednym torze odbywało się 10 wyścigów różnych serii - od pucharu VW New Beetle po właśnie V8STAR. Dodatkowo Beru Top 10 było transmitowane w telewizji DSF (obecnie Sport1).I od razu zaczęły się problemy. Zgodnie z regułami, do rywalizacji zgłoszono auta przypominające seryjne VW Passaty, Audi A6, BMW serii 5, Jaguary S-Type, Lexusy GS300, Fordy Mondeo i Ople Omegi. Jednak żaden z tych pojazdów nie był autoryzowany przez ich producentów. Co oczywiście im się niezbyt spodobało. Sami zaś nie zamierzali brać udziału w wyścigach aut, w których żaden element napędu nie nosi ich logo. Jakby nie patrzeć w NASCAR, mimo że silniki są właściwie identyczne, to jednak są niby opracowane przez dział sportowy (lub tunera wybranego przez) danego producenta. Silniki w Fordach są Forda. Analogicznie dla silników Chevroleta, Toyoty i kiedyś Pontiaca (jak istniał). A w V8STAR wszystko było gotowe i takie samo, zaś producent mógł tylko dać logo. BMW, Mercedes i Audi od razu zagroziły pozwami sądowymi za wykorzystanie wizerunków swoich aut bez zgody. Jedynie Jaguar był powiadomiony o projekcie przez team wystawiający S-Type i dał pełną zgodę na użycie wyścigowej repliki swojego auta. Opel pozwolił na wykorzystanie Omegi tylko pod warunkiem usunięcia wszystkich emblematów. Tak samo po pewnym namyśle zrobiły VW, Lexus i Ford.Mercedes w ogóle zabronił budowania czegokolwiek choćby podobnego do ich aut. BMW zaś zażądało, by samochód V8STAR był mniej podobny do drogowej serii 5! Poradzono sobie z tym zmieniając wlot powietrza. W miejsce znanej od lat w niemal każdym BMW, podwójnej tzw. "nerki" pojawił się pojedynczy wlot. Taki projekt zyskał akceptację bawarskiej marki i nadal był jakoś tam podobny do drogowego auta:źródło: www.crash.netA teraz mini-zagadka: jakie auto seryjne miał przypominać poniższy bolid V8STAR?źródło: www.auto-rennsport.deMoże z tyłu będzie łatwiej?źródło: www.auto-rennsport.deTak, to Audi A6. Dopiero po takich zmianach pojazd został dopuszczony przez Audi do wykorzystania w V8STAR.źródło: www.auto-rennsport.deInnymi słowy z "wyścigów aut przypominających seryjne", trzeba było zrobić "wyścigi aut przypominające seryjne, ale nie za bardzo".W każdym razie seria jednak ruszyła w 2001 roku. Na starcie pojawiło się 28 kierowców w 13 zespołach (niektóre zespoły wystawiały więcej niż jedno auto, ale nie było to koniecznością). Wyścigi były widowiskowe, amerykańskie V8 brzmiały pięknie (mnie tam dźwięk nie rusza, jak już kiedyś pisałem, ale fanom na trybunach się podobało), zawodnicy walczyli ze sobą cały czas.źródło: http://bestcars.uol.com.brZastosowano ciekawy format zawodów. Jeden wyścig trwał 70 minut i był podzielony na dwa segmenty. W pierwszym auta ruszały ze startu zatrzymanego. W połowie zawodów na tor wypuszczany był samochód bezpieczeństwa i następował obowiązkowy zjazd do boksów i zmiana opon. Nie było jednak konieczności tankowania - pełny zbiornik paliwa wystarczał na całe zawody. Samochodem bezpieczeństwa był zazwyczaj był Ford F150 - w końcu miało być amerykańsko.Gdy już wszyscy wrócili na tor, następował start lotny i rozpoczynał się drugi etap zawodów. Zwycięzcą wyścigu był ten kierowca, który na koniec drugiej części był na pierwszym miejscu. Kierowcy byli punktowani tylko za pozycję na koniec zawodów. Ale zespoły punktowały w obu częściach oddzielnie. By wygrać wyścig wystarczyło dojechać na pierwszym miejscu w drugim segmencie, ale by zdobyć najwięcej punktów dla zespołu, trzeba było być pierwszym w obu segmentach. Było to wszystko dość skomplikowane, ale zapewniało intensywną rywalizację przez cały czas.źródło: http://bestcars.uol.com.brOsobliwie wyglądały także kwalifikacje. Najpierw jechano standardową czasówkę - o pozycji decyduje najlepsze okrążenie przejechane w wyznaczonym czasie. Następnie najszybsze auta (osiem w sezonie 2001, dwanaście w późniejszych) były dzielone na grupy po cztery samochody. Każda z tych grup rozgrywała dwuokrążeniowy mini-wyścig z obowiązkowym pitstopem. W ten sposób ustalane były pozycje 1-4, 5-8 i 9-12.Sezon trwał od kwietnia do października i składał się z dziesięciu rund rozgrywanych na następujących torach (na niektórych rundy odbywały się więcej niż raz w sezonie): Oschersleben, Nürburgring, EuroSpeedway Lausitz (jedyny owal w kalendarzu - dwie rundy), Hockenheim, Zolder i Salzburgring. Jak widać, większość rund odbywała się w Niemczech (Salzburgring jest w Austrii, zaś Zolder w Belgii). Co ciekawe, nar EuroSpeedway, dozwolone było delikatne poszerzenie nadkoli, ale tylko po prawej stronie nadwozia - zewnętrznej w przypadku jazdy po owalu.Pierwszym mistrzem V8STAR został Johnny Cecotto startujący w zespole Irmscher Motorsport (Opel Omega - oczywiście bez emblematów). Wyczyn ten powtórzył w sezonie 2002.źródło: http://bestcars.uol.com.brWidząc ciągły wzrost zainteresowania, V8STAR postanowiło oddzielić się od Beru Top 10 na sezon 2003. Pociągnęło to za sobą pewne problemy organizacyjne. Konieczne było ograniczenie ilości torów, na których rozgrywane miały być zawody. Rundy wyglądały wiec następująco: trzy razy Nürburgring, trzy razy EuroSpeedway (w tym dwukrotnie owal i raz wersja kręta), dwa razy Zandvoord (nowość w kalendarzu - Holandia) i raz Sachsenring (kolejna nowość, tym razem w Niemczech). Łącznie dziewięć wyścigów.   Niestety, większym problemem było to, że nie udało się zapewnić serii odpowiedniego czasu antenowego w telewizji (koszta okazały się za wysokie). Co mocno ograniczyło liczbę widzów i zainteresowanie sponsorów. Niemniej jednak sezon 2003 wystartował i od razu rozpoczął się totalną dominacją zespołu Zakspeed, wystawiającego Jaguary S-Type. Co dodatkowo ograniczyło zainteresowanie serią. Owa dominacja Zakspeed utrzymała się przez cały sezon i mistrzem został, znany ze startów m.in. w LeMans, DTM  i F1, Pedro Lamy.Powyższe czynniki sprawiły, że z serii odchodziły kolejne zespoły, co obniżyło jakość widowiska. Postanowiono więc nie organizować zawodów V8STAR w sezonie 2004. Seria miała zostać przeorganizowana i powrócić w roku 2005. Niestety, nigdy do tego nie doszło.źródło: http://bestcars.uol.com.brWiele aut V8STAR zostało sprzedanych (choć, o ile wiem, Zakspeed nadal posiada oba Jaguary). Można je czasem czasem zobaczyć w rękach niedużych zespołów, startujących w europejskich seriach niższej rangi. Dobre osiągi przy prostej konstrukcji sprawiają, ze koszta startów nimi wypadają relatywnie rozsądnie. Część z nich nawet została przerobiona, by faktycznie przypominała swoje drogowe odpowiedniki (emblematy w końcu trafiły na swoje miejsce).Audi z zagadki powyżej, po latach w końcu przypomina A6. Choć wlot powietrza jest tylko namalowanyByłym autom V8STAR zdarzały się też epizody np. w serii VLN, zaś Zakspeed wystawił raz S-Type'a w wyścigu 24h Nürburgring.Ogólnie V8STAR było ciekawym eksperymentem. Seria upadla przez złe zarządzanie - najpierw były problemy prawne z producentami samochodów. I gdy już wydawało się, że udało się je pokonać, to padła decyzja o zbyt wczesnym, moim zdaniem, usamodzielnieniu serii, co pociągnęło za sobą jeszcze więcej kłopotów. Dlaczego tak zrobiono? Nie wiadomo. Czyli pewno poszło o pieniądze. Inna sprawa, że rolę serii dla aut V8 lekko przypominających seryjne z powodzeniem spełnia w Europie DTM, w który zaangażowani są producenci i nie ma konieczności zdejmowania emblematów i maskowania zbytniego podobieństwa do samochodów seryjnych. Zaś NASCAR i jemu podobne najlepiej sprawdzają się na torach owalnych.Na koniec zaś krótki klip z sezonu 2002:

Czy ustawka pod światłami to duże buractwo?

U Beboka

Czy ustawka pod światłami to duże buractwo?

Przewiduję przyszłość! Ekskluzywne pickupy

U Beboka

Przewiduję przyszłość! Ekskluzywne pickupy

Tak właśnie będzie! Zobaczycie. Moda nie lubi nudy, stagnacji. Jakiegokolwiek sensu i logiki również. Kiedyś modne były limuzyny, klasyczne sedany. To marnowanie miejsca i jakiekolwiek przypominanie wozu dyktatora było wyrazem prestiżu. Bo co z tego że nie zapakuje tam nawet jednej szafki, albo innego grata bo zabraknie 5cm3. Ważne że wyglądam jak Mercedes mimo że mam Thalię albo Poldka Atu. Potem nadeszła era kombi, która w sumie gdzieś tam w tle nadal trwa. Przykładem niech będzie to że super sprawnie rozwijający się Hyundai, wyczuł nosem co się dzieje i pierw premierę miało i40 z plecaczkiem. Ale to ciągle nie było to! Ciągle ten duży zadek kojarzył się z wozami przedstawicieli albo rodzinnymi dupowozami, mimo że nawet 5er i E klasę wypuszczano w topowych wersjach silnikowych, pojawił się ST Forda a WRX i RS’y w sumie od zawsze tak wyglądały. Nie pomogły zaklęcia działu PR o kształcie Coupé (nie mylić z kupą). Trzeba było rozwinąć się na następny poziom. Nadszedł czas zdrowego rozsądku, bezpieczeństwa i głosu kobiet! Wyżej siedzę, czuje się bezpieczniej, lepiej widzę. Chyba taka jest logika kupowania tych wszystkich quasi-terenówek, które teraz nie mają nawet możliwości montażu 4×4 w najmocniejszej opcji silnikowej. „Bo ona czuje się bezpieczna” i już! A facet bez gustu najczęściej przyklaśnie temu pomysłowi bo będzie mógł popatrzeć gardzącym wzrokiem na pospólstwo w ich „pospolitych” autkach. Nieważne że auto mimo pozornego dużego rozmiaru, jest w środku małe. Jest wysoko, jest fajnie! Dla potwierdzenia mogę powiedzieć że miałem okazję zrobić parę setek kilometrów w poprzedniej RAV4. Niby lider segmentu, jeden z pierwszych, a w praktyce w mało którym nowym aucie jechało się tak ciulato! Nie potrafiłem się wygodnie usadowić. Z tyłu miejsca było jeszcze mniej jak z przodu. Na prostej czuć było każde wybrzuszenie, gulik i rozlaną smołę na łączeniu płatów asfaltu, a mimo to w zakrętach trzeba było się podpierać dłońmi przez okno, żeby nie obcierać lusterkami o jezdnię. Wszystko w niby topowej wersji 170KM D-4D do której bagażnika nie wiem czy zmieściłby się kanister. Chała RAV4? Podziękuje, postoje, nawet w busie/banie. I tu pojawia się wróżba! Wiem bowiem, co będzie następne. Po ekskluzywnych sedanach i kombi, prestiżowych i aktywnych SUV’ach następne będą Pickupy! I już są pierwsze tego oznaki. Zawsze gdzieś tam były wypasione Hilux’y, Navary i L200. Ale dalej podstawą były woły robocze które można było przeładować a dalej potrafiły wyjechać z błota mimo zanurzenia po oś. Wtem skromnie, bez poklasku pojawił się Amarok w oczojebnym kolorze, nazwany w katalogu wersją Canyon. Patrzcie k…a na mnie! Bardzo się zdziwiłem gdy wyczytałem jego test na 40ton.pl. Niby wszystko jest, niby tragedii nie ma, ale do kogo właściwie jest ten wóz skierowany? Cytując artykuł: 180 KM oraz 8 biegów – brzmi to jak całkiem sensowna konfiguracja dla 8-tonowej ciężarówki, lecz obie te dane dotyczą właśnie opisywanego Amaroka. Volkswagen postanowił załadować mu pod ogromną maskę trochę nowoczesności, czyli 2-litrowego diesla z dwiema turbinami oraz automatyczną, dwusprzęgłową skrzynie DSG. Jestem ciekaw jak to wygląda w praktyce teraz i jak będzie wyglądać za np. 5 lat, które dla takiego wozu użytkowego powinno być absolutnym minimum żywotności! Z jednej strony VAG liczy sobie ilość startów z użyciem launch control żeby wypiąć się na gwarancję, z drugiej pozwala do 2,2 tonowego (na pusto) pickupa, doczepić kolejne 2 tony w przyczepie, i używać 8 biegowej skrzyni DSG? Ciekawe! Ale tak jak wspomniałem, przeszło to bez szału, po cichu. Ziemia zatrzęsła się dopiero kiedy Mercedes ogłosił swoje ambitne plany na pierwszego w jego historii roboczego ekskluzywnego pickup’a. MB pickup wg zapowiedzi Rzecz jasna po zaprzyjaźnieniu się z Renault-Nissan, nie ma sensu pakować się we własne konstrukcje, skoro można dogadać się i zapożyczyć gotową podstawę z nowego NP300 – następcy Navary. Od tej pory wszystko dla mnie jest już jasne. Nawet Renault wypuściło cywilnego, nieopartego na ramię Oroch Dustera. Renault Duster Oroch w wersji koncepcyjnej. Model rynkowy oczywiście będzie wymagał dopłaty nawet do lakierowanych lusterek i klamek. Ciekawe kto odpowie pierwszy i w jaki sposób. Czy następnym małym pickupem będzie reaktywowany Caddy w pickup’ie, czy np. Yeti z obciętą dupą. Co na to Opel który już nie potrafi samodzielnie zrobić dostawczaka, albo Fiat który trzyma się w tym segmencie całkiem dobrze ale leży w kącie i płacze jeśli mu się przypomni o osobówkach. Świat się skończy kiedy BMW wypuści jakiegoś ulepa, w odpowiedzi na tego podrabianego Mercedesa. Tak czy owak, moim skromnym zdaniem, to jest następna moda, następny element rynkowej układanki. Kiedy już wszystkie rozmiary i warianty SUV’ów i Crossover’ów zostaną wprowadzone, sprzedane a wszystko nie „activ” i „all road” będzie uznane za youngtimera, będzie się wciskać atrakcyjne, sport coupe (para drzwi – powrót do korzeni!) terenowe i super aktywne pickupy. Będą bez ramy, bez piór, bez 4×4 lecz z ładownością 280kg. Ale nie to będzie się liczyć! Prezydent będzie miał swojego opancerzonego ekskluzywnego pickupa, więc czemu nie Ty?

No i zachorowałem!

U Beboka

No i zachorowałem!

Proszę Państwa, uwaga! Uwaga, proszę Państwa!

U Beboka

Proszę Państwa, uwaga! Uwaga, proszę Państwa!

Ogłaszam mobilizację.Ponieważ Blogger jest fajny na początek, nie moge powiedzieć złego słowa że źle mi się na nim siedziało.Ale w wyniku kaprysu i fajnej oferty, stwierdziłem że nie ma co się gnieść na dysku gugli i prosić o przestrzeń dla każdego obrazka, wolę być "u siebie".Dlatego w dużej części blog został przeniesiopny na nowy adres:u-Beboka.plTam jak tylko skończę robić porządek, a może i wcześniej będą trafiać kolejne notki, zdjęcia i inne treści.Tutaj wszystko zostaje tak jak jest, już bez korekt, jako "archiwum".

Siła impulsu! A może chwilowej niepoczytalności?

U Beboka

Siła impulsu! A może chwilowej niepoczytalności?

Popełniłem bardzo ciekawy zakup!Pod wpływem chwili.Większość znajomych pytaNa chuj Ci to?Co to?Po co Ci to?W czwartkowe popołudnie przeglądałem leniwie neta, ogólnie źle się czułem cały dzień więc wieczorem chciałem poprawić sobie samopoczucie kuflem dobrego piwka. Sznupie, czytam różne strony i trafiłem na ciekawe ogłoszenie. Patrzę i kurcze przecieram oczy!Chcę go!Dzwonię. umówiłem się na następny dzień że go zobaczę. Zajechałem na miejsce, przejechałem się, kupiłem i wróciłem!Tak oto stałem się posiadaczem Daihatsu Charade!Ale żeby nie było, nie jest to GTti!Nie jest to nawet 1.3 z napędem na cztery koła.Leczy klasyczne (w tym japońskim wydaniu), 3-cylindrowe 993cm3.Ale to nie wszystko!Jeśli myślisz że to benzyna, to myślisz źle. Jest to bowiem silnik z zapłonem samoczynnym czyli Diesel!Jak Diesel, to Turbo! Musi być Turbo! Ale nie tutaj.I tak zostaje nam najsłabsze auto z katalogu, czyli szalone 37 koni i 60Nm. Z wyposażenia to mam drzwi (5 szt, wow!), dzieloną tylną kanapę i nieużywane gniazdo zapalniczki.Myślałem że będzie się ledwo toczyć, tymczasem pierwszym wrażeniem było:Nie jest tak źle! Jeszcze fajniej jest z każdym kolejnym kilometrem.Buda waży tylko 710kg, więc stosunek mocy do masy nie jest aż tak zły i czuć to zwłaszcza przy hamowaniu bo można praktycznie stanąć w miejscu i opony, mimo 15 lat, nawet nie zapiszczą.Równie fajnie jeździ się nim w zakrętach! Całą trasę kierownica była skręcona w lewo o jakieś 20-30 stopni, ale ostatecznie okazało się że ktoś wymienił końcówki, a nie ustawił zbieżności...Rzuciłem się na ten egzemplarz bo wyglądał całkiem zgrabnie na zdjęciach. Przebieg 119 tyś. km po pierwszym i drugim właścicielu wydawał się jak najbardziej prawdziwy. Silnik nie jest myty ani obrzygany olejem, blacha z zewnątrz jest porobiona (ach te japońce...) a w środku jest naprawdę miło i jest należycie utrzymane! Podsufitka mimo że jasna i gruba, trzyma się doskonale i jest bez plam. Fotele kilka śladów po starych plamach mają, ale nie są wytarte, poszarpane, i prezentują się całkiem ok. Równie fajnie wygląda deska i boczki. No po prostu super sztuka w dodatku jest w niej ogromna ilość miejsca.Test drogi do Ikeii na hot-dogi zdany na 5.Ustawianie zbieżności i ogólna kontrola wszystkiegoA kiedy okazało się że na ćwiartce baku jestem w stanie wrócić z Poznania na Śląsk, szczęście moje nie zdawało się mieć końca! I nie żebym całą trasę jechał 70-80. Normalnie, klasycznie gnałem DK11 już praktycznie w nocy, wyprzedzałem zestawy i gamoniów. Ekstra jazda. Wtedy też znalazłem kolejną poszlakę za tak niskim przebiegiem.Bowiem lampy świeciły rewelacyjnie! Klosze nie są matowe, odbłyśniki nie wypalone. Linia światła jest wyraźna i ostra. Podobno zanim chop od którego ja kupiłem auto, kupił je od dziadka który robił u niego wszystkie serwisy. Nawet na sam koniec kiedy z przeglądu na przegląd, dochodziło tylko 600km, raz do roku trzeba było zajechać, zmienić olej, sprawdzić wszystkie inne płyny. Jeśli auto było głównie użytkowane w dzień w czasach kiedy kretyńska jazda na światłach mijania nie była konieczna, taki stan lamp był do utrzymania.Teraz Szkaradzie (tak jeszcze tej samej nocy po powrocie przezwał ją kolega... i tak już zostało) trzeba zrobić generalny przegląd, skolekcjonować części, zrobić wszystko jak najszybciej, i powiedzieć Alfie: bye bye! Miło było ale się skończyło.Nie wiem co w jest w tym małym, czerwonym naleśniku. Ale każdemu cieszy się gęba od samego patrzenia na niego. A od jazdy to już całkiem. Te wesołe wibracje (wyrywające plomby...) na wolnych obrotach, ta ręczna dźwignia przyśpieszenia zapłonu, absolutna golizna w wyposażeniu, a jednak dość jasne i utrzymane wnętrze sprawiają że jest to naprawdę fajne wozidełko.Trochę nieśmiało, niepewnie szukałem drugiego auta, żeby bety nie zajechać na dojazdy do pracy czy jakieś inne krótkie dystanse. Kiedy zobaczyłem to ogłoszenie po prostu zapragnąłem mieć ten wóz!I mam!Będę wesoło klekotać za 18zł na 100km. Bak do pełna zalałem za 125zł! Teraz nabijam kilometry i za niedługo podjadę ponownie na stację żeby zobaczyć ile faktycznie przy moim cyklu mieszanym, wciąga ten mały kastrat.P.S.W międzyczasie już zdążyłem pozbyć się plebejskich felg. Kapselki z D są w bardzo dobrym stanie, felgi już mniej, ale dalej wygląda to lepiej niż plastikdekle.A dziś kończę polerkę! Trochę go porobiłem w towarzystwie kumpli. No kurde! Mogę startować w konkursie miss piękności!W międzyczasie znalazłem drugiego takiego w mieście! P.S. 2Zgadnijcie co jest w każdym kole, mimo napisu Tubless :D 

A duzi chłopcy bawią się tak!

U Beboka

A duzi chłopcy bawią się tak!

Czas leci jak zły!Minął już tydzień a ja dopiero dziś zrobię mikro relację z tego co się fajnego zdarzyło w Mohelnicy.Truck Trial!Piękna rzecz, podobno dla Czechów jest to coś w rodzaju sportu narodowego, niczym hokej.I szczerze, muszę przyznać że wcale się im nie dziwie!Widok 4-osiowej ramy o masie 12 ton, która wtacza się na 45 stopniowy podjazd, jest po prostu świetny. Równie zgrabnie wygląda moment kiedy takim zjazdem się staczają z wysokości 4 piętra.Ale i tak, w mojej skromnej opinii (i kumpla również) nic nie dorówna temu jak te wszystkie potwory pięknie brzmią!Każda ciężarówka ma trochę inny wydech, średnicę, długość, kształt rury, co daje różne doznania słuchowe. Od prawie wyciszonego dźwięku bez nadmiaru czarnego dymu, przez ostry gwizd niczym ze spalinowozu, aż po czarną chmurę gwizd i gardłowy dźwięk o którym SLR może pomarzyć (a podobno brzmi jak Zeus płuczący gardło gwoźdźmi. Phi!), no i na koniec po odpuszczeniu gazu jest tylko ostre jebnięcie ze schodzącego turbo!Żadne filmy, zdjęcia i relacje nie oddadzą tej atmosfery, trzeba jechać i tyle!A nie jest to daleko. W całych Czechac jest cykl spotkań, co około miesiąc. Lista jest na stronie trucktrial.czMozna wejść, zobaczyć gdzie mamy blisko, gdzie chcemy jechać i po prostu się wybrać. Gwarancja miło spędzonego dnia gwarantowana. Wejście to 150 lub 250 koron za jeden lub dwa dni.Nie wspominałem że te zawody to cała sobota i niedziela? :>W zeszłym roku wybrałem się z bratem na weekend i pokochałem tą zabawę! W dzień jest ciepełko, gruba rozwałka na podjazdach towarzyszą wszystkiemu bramboraki i dobre piwo po 3,5.Wieczorem można poimprezować, pojeść, posiedzieć, coś w stylu biesidy.Ale o co w tym wszystkim chodzi?W skrócie, należy pokonać bramki poustawiane w różny sposób na torze, zgodnie z kierunkiem przez nie wyznaczonym, najlepiej ich nie dotykając, nie omijając żadnej, nie wywracając kijów. Na wszystko jest ~10 minut dla każdej załogi.- kij oznaczony taśmą to lewa strona bramki, można w nią wjechać przodem lub tyłem ale zgodnie z kierunkiem.- w świetle bramki każde umyślne cofnięcie, korekta to punkty karne- oś wjeżdzająca jako pierwsza nie może dotknać kijów, dalsze mogą dotknąć, nie wolno złamać, położyć kija.- za nie przejechanie bramki są dodatkowe punkty karneWięc trzeba sobie rozplanować trasę i nawroty tak żeby z jednej strony zmieścić się w torze, z drugiej w bramkach. Ciekawie obserwuje się różne pomysły na tor, i to jak czasem niektórym się to nie udaje ;)Po prostu trzeba tam być! Tymczasem zapraszam na kilka fotek i filmików (jak się w końcu załadują!).

Jeżdżący oksymoron - 145 w bokserze!

U Beboka

Jeżdżący oksymoron - 145 w bokserze!

Zapewne jest grupka osób która mimo mojego plebejskiego stylu zagląda tu, czyta moje wypociny i wie że buczek jest w lakierni.Widziałem go ostatnio. Elementy po spasowaniu na aucie są ponownie zdemontowane i lakierowane. Koła za chwilę będą do odbioru, w pięknym ciemno grafitowym kolorze. Tapicerka też się szyje już od zeszłego tygodnia i również będzie do zabrania lada dzień.W ten weekend robimy black helle. I potem będzie tylko jedno wielkie czekanie na telefon: Panie, bier pan ten złom! Ale zanim to nastąpi doczekałem się auta zastępczego! I powiem wam, że takiej ilości skrajnych uczuć wobec jednego auta, długo nie czułem.Wóz jest moim skromnym zdaniem, całkowitym odwróceniem stereotypu o marce która wypuściła to coś. Alfa-Romeo 145 1,4 8v SOHC bokser Budzi we mnie strasznie mieszanie uczucia. Jest jedną z raptem kilu Alf które mi się jakoś specjalnie nie podobają. Może kilka najnowszych i dopasionych sztuk po liftingu jako tako wygląda, ale jest dużo innych modeli które w każdym wydaniu wyglądają po prostu fajniej. Ta jest jeszcze troszeczkę zmęczona życiem, jako to wóz zastępczy, co całkowicie niszczy jakiekolwiek szanse na efekt "wow".Drzwi kierowcy są całkiem inne, a wszystkie inne elementy mimo że oryginalne i w oryginalnym lakierze, mają jego ubytki. Całość wygląda jakby była przygotowana na Wrak-Race.Myślałem że 1,4 8v to będzie jakaś fest padaka, toczydło wolniejsze od Astry I w bieda wersji. Więc otwieram jebitne drzwi, wsiadam i co widzę?Paskudne wnętrze, ale za to z ogromną ilością miejsca! No po prostu przeraża ten brak czegokolwiek przed nogami pasażera. Niby miejsca w brud, ale w praktyce jakbyś chciał położyć gdzieś telefon, długopis, to nie za bardzo jest gdzie! Koło skrzyni biegów nie bardzo, bo wszystko jest zaokrąglone, schowki-szufladki w drzwiach to jakaś kpina, jedyna szufladka to ta pod radiem, bo to co jest przed nogami pasażera, ciężko nazwać schowkiem, w apteczce jest więcej miejsca.No, na długopis znajdzie się miejsce! Obok lewarka ręcznego, który nie wiedzieć czemu, jest na tunelu od strony pasażera… Włącznik mgłowego tylnego jest na manetce z lewej strony (przedniego nie mam na wyposażeniu), podgrzewanie szyby jest w tym samym miejscu na prawej manetce. Jedyny klawisz jaki został w miejscu klasycznym to reset dziennego licznika kilometrów. Sama stylówa też wygląda raczej jak lata późno osiemdziesiąte. A tu się okazuje że wóz swoją premierę miał w latach 1994-95! Kiedy wchodziło boskie E39 a ciekawe E36 było już klepane od 5 lat, makarony wciskały jako „nowe” takie coś! No horror. Ale zawsze to 4 koła na dojazd do roboty… Więc bez optymizmu wsiadam, oglądam tą tapicerkę we wzorek niczym z rogówki z tamtych lat, szara z fioletowo zielonymi wzorami. Ble! Wkładam kluczyk, kręcę, no i kurde nie jest tak źle! Czekam chwilę aż wszystko się dobrze „rozsmaruje” w silniku, paski przestaną piszczeć (chyba stała w jakimś wilgotnym miejscu jakiś czas zanim ją dostałem), poczekałem aż zgasną wszystkie kontrolki i delikatnie przegazowałem. No kurde! Fajnie to to chodzi! Delikatnie przejechałem kilka metrów i normalnie doznałem pierwszego dziwnego uczucia. Mianowicie wygląda jak hasiok, w środku wszystko jest jak obrzygane, ale klang jest naprawdę fajny! Na początku trochę dziwnie reaguje na pedał gazu, krztusi się jakby po za mocnym depnięciu, więc trzeba jechać jak renówkami: Delikatnie wciskać gaz proporcjonalnie do obrotów, wtedy jedzie najoptymalniej. Spędziłem w niej pół dnia, przejechałem się trochę ekspresówkami, trochę uliczkami bocznymi kurde spodobało mi się! Po wygrzaniu wszystkiego, sprawdzeniu że ogólnie działa jak należy, dźwięk po prostu rozpierdziela! Jest jak połączenie silnika garbusa, Porsche z NFS Porsche i cywilnego wozidła za sprawą seryjnego, sprawnego wydechu. Te wibracje są po prostu nie do opisania! Na następny dzień sporo jeździłem po drogach wojewódzkich, ładniutkich, z nowiutkim asfaltem! Prowadzi się jak gokart! I mimo wyjebanego doszczętnie przedniego zawieszenia (kierownica w czasie jazdy na wprost spokojnie jest skręcona o jakieś 20-30 stopni...) zakręty łykało się niesamowicie sprawnie, no po prostu rewelacyjnie! W porównaniu z tym czym jeżdżę na co dzień, czyli tona-siedemset na 15” balonach i Astra I aka ‘ponton’, 145 jest zwinna jak nartnik! Koleś w A6 bał się na mokrych łukach jechać cały czas na zadku, za to na prostej jak stereotypowy buc, siedział 1m za zderzakiem. Sam silnik to coś pięknego! Niby 1,4, niby 8v. Bokser w Alfie kojarzy się jak coś co nie może się udać (nie byłem aż takim fanem marki żeby mieć świadomość o co w tym chodzi, spodziewałem się fest wtopy). A tu się okazuje że chodzi to bosko! I bardzo lubi wysokie obroty! Czerwony warning na obrotomierzu zaczyna się na 6tyś, na razie dokręciłem ją do 6,5 i wyżej się boje, w końcu to pożyczak ;) Ale od dołu do samej góry jest jeden cug, równiutko z obrotami się rozkręcający. Piękne są dolne partie. Od 2 tysięcy jest taki niski, gardłowy dźwięk, o którym wszystko inne o tej pojemności może tylko pomarzyć! No i przyśpieszenie też jest całkiem całkiem! Wszystko to składa się na opinie całkowicie odwrotną niż tą która krąży o Alfach. Kojarzą nam się na wzór pięknych kobiet o ponętnych kształtach, piekielnym i pełnym grzechu spojrzeniu, które mają swoje fochy i widzimisię. Wszystko się znosi bo są tego warte. Tutaj mamy raczej jej wąsatą koleżankę która urodą nie poderwie nikogo, przynajmniej nie przy pierwszym spotkaniu, ale kiedy się ją pozna (czasem przy okazji, czasem siłą), okazuje się że to super babka z którą można iść na miasto, olać spojrzenia wszystkich dookoła i po prostu się dobrze bawić! Jest jeszcze jeden biały kruk – bokser 1,7! Jak to musi pięknie smigać! Jeździłbym mimo tego nadwozia i jeszcze gorszego wnętrza! Zostawiłbym znaczek 1,4 i śmiałbym się z golfiarzy, warcząc wściekle po mieście! Z jednej strony nienawidzę tego auta, z drugiej… no kurwa! Fajne jest!P.S. Dupa jednak pierwsza wylatuje z zakrętu. Już wiem gdzie się kończy przyczepność.

U Beboka

Ja wiedziałem że tak będzie. A miało być tak pięknie

No bo jak ująć to inaczej?Masz przygotowane 90% rzeczy. 9 z 10 kroków w twoim idealnym ciągu zdarzeń jest przygotowanych do "zaaplikowania".Brakuje w tym wszystkim tego jednego ostatniego detalu.Silnika!Otóż silnik już był w teorii. W praktyce chop wodził mnie za nos, "nie był pewien czy już jest wymontowany", a bo on go jeszcze przewieźć nie może, nie zdziwiłbym się gdyby dopiero szukał rozbitka żeby go rozbierać. "Czy można to zrobić po majówce?", pytał. Telefony coraz rzadziej odbierał. No kurwa jakiś paradoks! Nie chce moich pieniędzy! A ja nie mam zamiaru ich wciskać na siłę, więc sayonaraW końcu przestałem odbierać telefony i koleś chyba zrozumiał aluzję bo sam już nie dzwonił.Odwiedziłem jeszcze innych z silnikami. I nie pojęte jest dla mnie jak można być tak bezczelnym, jawnie i wprost szukać frajera.W opisach cuda nie widy. Silnik w aucie więc można posłuchać sobie, mały przebieg, GORĄCO POLECA! JadęNa miejscu przebieg większy o 30 tysięcy (chyba przy programowaniu "nowego" ktoś się pomylił? Może usłyszał "cofnij do 260" zamiast "cofnij o 260"?), silnik faluje, w międzyczasie dygocząc bo nie chodzi gładko na wszystkich garach. Plus jakieś inne dźwięki z pod jednej pokrywy zaworów. I za to ludzie chcą 4 tysiące! Za dziada albo do remontu, albo do wymiany większości osprzętu. A przy pytaniu o jakąkolwiek gwarancję wprost odpowiada: bieresz to co widać. On specjalnie zostawia silnik w aucie, żeby widziały gały co brały.Stwierdziłem że w dupie to mam! Przy tym co widziałem mój chodzi jak perełka. I trzeba było oddać wóz do lakierowania jeszcze ze starym motorem. W międzyczasie szukam słupka do remontu. Jak ktoś wie o M60B40 który kuleje, ma głowice i dolot, biorę! Osprzęt i wydech sobie przełożę z mojego. Zrobi się od nowa, wyjdzie trochę drożej ale będzie prawie nowy silnik!Tymczasem robi się lakier. Robią się lampy, tapicera itp.A ja zbieram resztkę gratów. Właśnie dotarła paczuszka z listewkami pod progi z ASO BMW. Nie wiem co w tym jest ale cieszy mnie każda dostawa każdego kolejnego detalu, znaczka, pierdoły. ;)Dziki konsumpcjonizm!Mam nadzieję że w poniedziałek je zawiozę do warsztatu, a sam dostanę zastępczaka w formie:145 z boxerem!

Extreme Car Makeover: Bebok edition!

U Beboka

Extreme Car Makeover: Bebok edition!

Nadszedł ten moment, ten czas! Wreszcie po wielu miesiącach rozmyślania, przygotowań większych i mniejszych, zbliża się! Wielki finał remontu!A ponieważ będzie to finał napięty terminowo jak baranie jaja, aż mam ochotę się tym pochwalić i porównać to do znanego (jako tako) amerykańskiego programu. Bo gdyby coś się nie udało, będę miał na co klnąć i o czym pisać. Przechwalać się (w razie bezproblemowego sukcesu) nie wypada. Zacznę skromnie, od przyznania się że z mojego buczka nigdy żadnego klasyka na miarę 100% oryginału za 150 tyś nie będzie. Jestem świadom że wszystkie rzeczy które zostaną wykonane, nie są stuprocentową renowacją, nie są przeprowadzone według oryginalnych technologii czy na tylko oryginalnych elementach, czego skutkiem będzie brak naklejki "100% BMW ASO Parts".Bo jestem sknerą!To na co liczę, to naprawienie wszystkiego co jeszcze nie jest w pełni sprawne, i nadanie temu fajnego koloru, kształtu i felgi. Nawet jeśli pojawi się ognisko rdzy za 5 lat na rancie drzwi, trudno. Cały "projekt" (jakie ambitne słowo) traktuję jako przywrócenie starego i trochę styranego wozu do stanu dobrze wyglądającego i sprawnego mechanicznie dupowozu! Dzięki takiemu podejściu spokojnie będę jeździć trupem z dziesięć kolejnych lat, a gdy kupię sobie wymarzone M5, będzie mogło leżakować w garażu w złą pogodę, co nie narazi go na szwank i faktycznie będzie można go trzymać jako weekendowego klasyka! Oczywiście muszę jeszcze znaleźć godny tego garaż, godny tego egzemplarz M5 i środki... Ale nie ma co się zarzekać że to się nie zdarzy! Nigdy nie myślałem o V8. A teraz jednego uratuje od Wrak-Race.Już na Ciebie odkładam!No ale, do rzeczy! W mojej edycji całość nie będzie dziać się w tydzień, raczej w miesiąc. Zacznie się delikatnie, od włożenia (wreszcie!) pełnowymiarowego, w pełni sprawnego V8. Czyli przywitam się z M60B40 i hamownią żeby zobaczyć jak to wygląda. Daję na to tydzień. Następnie w grafiku czeka lakiernik. Kiedy do niego zajadę wreszcie będę mógł pozbyć się z balkonu pary tylnych drzwi, z piwnicy jebitnej maski, tylnej klapy, relingów dachowych, zderzaków i ich listew, z wyra wyciągnę listwy na drzwi, ramki wewnętrzne panelu radia/AC, ramkę na lampy pod sufitem, nowe (znaczy się po demontażu w dobrym stanie :) ) uszczelki i inne detale. Mam nadzieję że będzie z tego co, i ostatecznie wreszcie auto będzie w jednym kolorze (a ja odzyskam parę metrów kwadratowych przestrzeni życiowej). W połowie lakierowania, wyciągam bebechy z wnętrza, czyli podsufitkę i słupki. Tapicer obije wszystko na nowo ładnym, czarnym materiałem. Będzie prawie jak M Power! Włoży się po lakierowaniu.Wszystko złożone będzie na pewno ładne i eleganckie. Żeby dopełnić ten stan "prawie fabryczny" i nadać dziadkowi trochę fajniejszego wyglądu dokonam kilka poprawek. Podstawa to ciemne tło i krzyże w przednich lampach! Kupione na tą okazję są prawie nowe klosze z Boscha. Po operacji trafią do lakiernika na ostatni etap składania. Tak samo przyciemnione będą białe kierunki z przodu, wsteczny z tyłu i może tylne kierunki, żeby troszeczkę całość "uagresywnić"! W międzyczasie w innym zakładzie będzie się regenerować i malować zamówiony zestaw Styling 32. Nie wiecie ile trzeba się naszukać za dobrym rozmiarem. Bo tak każdy mówi sobie, że to taki wzór, są takie do tego modelu, widziałem, a potem znajdujesz taką stronę i przestajesz wierzyć w swój szczęście że uda Ci się znaleźć akurat to czego szukasz.Na szczęście mam! Mój komplet 8J na przód, 9J na tył!A do tego, jak mi się podoba kolor grafitowy! Jest znacznie ciekawszy niż zwykły srebrny. A na pewno dużo bardziej elegancki niż wszystkie oczojebne kolory, i jednocześnie nie jest zwykłym czarnym który maskuje cały fajny wzór! Ostatni rajd będzie do garażu elektryka, gdzie będzie kombinował jak uruchomić Bavarię zakupioną jakiś czas temu, i zabezpieczyć mojego nie-trupa przed odpaleniem za pomocą śrubokręta. O! Taką mam.Taki to jest ambitny plan! Całość z wszystkimi poślizgami nie powinna trwać dłużej niż miesiąc, a zastępczy transport zapewni maluch w którym będę kurwować na korki i temperaturę. Ciekawe jak tam upchnę cztery sztuki siedemnastocalowych felg? No. To tak w skrócie. Wreszcie urzeczywistnia się planowany od 2 lat sen! Na pewno będzie o czym pisać "po drodze". Tymczasem miłej majówki życzę! P.S.W ramach zapewnienia sobie dobrej zabawy, na tylną klapę zamówiłem takie coś. Trolololo.

O designie słów kilka, czyli moto DNA

U Beboka

O designie słów kilka, czyli moto DNA

Reklama (dobrze brzmiąca) dźwignią handlu

U Beboka

Reklama (dobrze brzmiąca) dźwignią handlu

Ostatnio w telewizji można było zobaczyć kampanie kilku marek których wspólnym mianownikiem była świetnie dobrana muzyka. Niektóre były przez nią uratowane od przeciętności, inne były w całości spójne i aż przyjemne do oglądania.Myślę że szpagat Van Damme'a zna każdy, niezależnie czy jest z "branży" czy nie, kojarzy ten filmik i on właśnie fajnie przedstawia że liczy się pomysł i wykonanie.Zamiast ciągle pokazywać srebrne/czarne wozy w widoku z helikoptera na drodze nad krawędzią jeziora/wzgórza/morza, i pitolić o prestiżu i "nowości" lepiej bez słowa a w sposób ciekawy pokazać że coś nowego pojawiło się w salonach.Technikalia już ludzi nie interesują, ale to z czym się wóz kojarzy, już tak. Taka reklama może wiele zdziałać.Pierwszą z klipów (a właściwie utworów z niego) które zapamiętałem i dodałem do swojej playlisty była reklama Lexusa IS. Bebok Award!Strona wizualna bardzo mi się widzi a muzyka jest po prostu doskonała! Też sporo się naszukałem po forach i portalach tematyce poświęconej, żeby odnaleźć cały kawałek. Te kilka dźwięków, tak charakterystycznych wierci mi dziurę w głowie i potem w niej zostaje.Ale w końcu! W zakamarku sieci, na nieznanych portalach, znalazłem TEN LINK! Nie ma tego nawet na YT! A to aż niebywałe. Potem z technicznych kawałków bardzo spodobała się melodia z reklamy nowego Mondeo i jego świateł przednich z technologia Dynamic LED.Tu muzyka też bardzo trafia w me gusta. Część wizualna jest z tych przeciętnych. Nic nie szkodzi, utwór ratuje całość i nie pozwala o sobie zapomnieć. Pełny utwór: Zostało Audi A3 e-tron. Tutaj melodia jest ciekawa, a po połączeniu z naprawdę ciekawym pomysłem na scenariusz daje świetne rezultaty. Bebok Aproved! Pełny utwór:Widzimy jak wybranie kilku fajnych sekund i motywów potrafi dopełnić świetny klip!Oryginał który generalnie nie każdemu się może podobać i jest trochę monotonny w reklamie jest wmontowany doskonale!Z ciekawostek jest jeszcze Skoda z Fabia. Melodyjka wesoła, pasującą do samochodu ale nie na tyle żebym szukał całości.Za to posłuży mi za świetny przykład reklamy która nie wkurza, za każdym razem jak się obejrzy, nie powoduje myśli w stylu:Znooowu to gówno. Ile można.Melodia jest wesoła i zostaje w pamięci, nucona samowolnie w windzie.Tak ostatnio mnie zainspirowała telewizja. Swoją drogą widać kto ma gruby budżet na reklamy i komu należy na czymś oryginalnym, a kto chce po prostu "odbębnić swoje" i zwyczajnie logiem zająć czas antenowy.Miłego poniedziałku!

Przedefiniowanie wartości - teraz, nie potem

U Beboka

Przedefiniowanie wartości - teraz, nie potem

Zawsze uważałem się za zdrową osobę.Okaz fizycznej odporności, który nie dawał się grypie w najgorszym sezonie kiedy inni smarkali i umierali. Nie faszerowałem się tabletkami przeciwbólowymi, przeciw zapalnymi, suplementami. Po prostu wszystko było OK niezależnie od pogody i od tego co za głupoty (np. w śniegu) wyprawiałem. I tak trwało to latami, trochę ponad ćwierćwiecze. Kiedy znajomi wracali do formy na L4 z powodu różnych dolegliwości, ja po prostu smarkałem, nie zdarzały się gorączki, bóle mięśni, problemy z kościami itp. Aż nadeszła ta wizyta.W teorii miało to być badanie kontrolne, takie jak każde inne dotychczas. W praktyce okazało się że nagle mój stan fizyczny uległ takiemu pogorszeniu, że aż musiałem wylądować w szpitalu. Już trochę tu siedzę, jestem bliżej wypisu jak przyjęcia. I miałem trochę czasu na przemyślenie kilku rzeczy. W jednym z ostatnich wpisów wspomniałem o braku czasu, mimo tylu tematów. Jednym z nich była szeroko pojęta praca, pracoholizm. Kiedy jest się już od roboty uzależnionym? Kiedy dajemy od siebie za dużo? Do tej pory moje podejście do tematu było dość luźne. Pracowałem sumiennie i często troszkę więcej niż powinienem, ale nigdy tak żeby marnować w biurze czy terenie cały dzień, albo żeby było to wykonywane za darmo. Zdarzały się dodatkowe godziny, ale często przyczyną tego była chęć utrzymania porządku, własnej wygody, czasem po prostu satysfakcja z tego co się robi. I mimo że na pracę się zawsze narzeka (no bo jak to w Polsce nie narzekać na swoją pracę!) to jednak lubię ją. Daje mi w.w. satysfakcje, szanse wykazania się zaradnością, wiedzą (bezużyteczną) a w razie braku tej potrzebnej i użytecznej, uzupełnienia jej. Kiedy przesadzamy?Kiedy okazuje się że jest ważniejsza od przyjaciół, od badań kontrolnych i rodziny. Zaczyna się niewinnie od późniejszego wyjścia, a kończy na odkładaniu wizyt lekarskich i siedzenia w weekend, mimo że nikt tego od nas nie wymagał. I przez takie ustalenie priorytetów, niewiele brakowało abym znowu przełożył wizytę u specjalisty. Po raz czwarty stwierdził że muszę "zrobić to i tamto" bo inaczej będą mnie ścigać: księgowość/kolega/kierownik. Jednak wytrwałem, wyczekałem doktora i się dowiedziałem. Tak się dowiedziałem że skończyłem w szpitalu. Nie ma mnie w firmie już blisko miesiąc. I wiecie co? Świat się nie zawalił! Firma dalej działa, ludzie w niej pracują, wykonują swoje obowiązki a moja nieplanowana nieobecność mimo że na pewno się odbiła wewnątrz działu, nie spowodowała katastrofy a "zrobić to i tamto" nie było wyznacznikiem "być-nie" być dla zakładu.! Dlatego nie dajcie się zajechać, za wszelką cenę. Czy to dobrowolnie, dla satysfakcji, czy płacy za nadgodziny. Bo może się okazać że zabraknie czasu na to wszystko co planujecie zrobić "kiedyś", "po odłożeniu". Niewiele brakowało i sam do szpitala zostałbym dowieziony a nie dojechał samodzielnie. Bo chciałem sumiennie wykonać swoją robotę i nie zawieźć innych, ale kosztem swojego zdrowia. To dało mi do myślenia, i najwyraźniej kolegom w biurze również bo wszyscy nagle zaczęli odwiedzać specjalistów ze skierowaniami które gdzieś tam już chowały się pod kurzem. Następnym etapem jest łapanie życia pełnymi garściami. Zawsze żyłem wg filozofii, że nie ma co odkładać rzeczy na później, trzeba bawić się teraz, korzystać z tego co się ma. Tommy na Prentkim Blogu bardzo trafnie opisuje o co chodzi. Jemu luźne i wesołe wpisy wychodzą znacznie lepiej. Ja mogę marudzić i pouczać <smile>. Nie odkładaj wakacji i wycieczki w wymarzone miejsce. Nie szukaj wymówek. Po prostu zacznij rozwiązywać problemy z tym związane i jedź! Pieniądze zawsze się znajdą. Ktoś zaopiekuje się mieszkaniem, podleje koty, nakarmi kwiaty (czy jakoś tak). Ale to co przeżyjesz będzie już twoje na zawsze. Odkreślone z listy. Zapamiętane. Nigdy nie wiesz kiedy np. minie możliwość swobodnego podróżowania. Znajomi wybrali się motorami na Krym. I proszę bardzo. Rok później już jest to Rosja a nie Ukraina. Na bliskim wschodzie szaleją Taliby wraz ze swoimi kozami... żonami. Przerzucają się na Afrykę. Jeszcze trochę i wyjazd do UK czy Niemiec będzie równie niebezpieczny co do Iraku. Jest to taki trochę smutny i wyimaginowany przykład. Ale jak najbardziej możliwy. Pomijając nagły zgon, jest wiele drobnych rzeczy które mogą wyeliminować nasze wielkie plany więc trzeba brać z życia jak najwięcej teraz! Nigdy nie wiesz kiedy zakażą jazdy starym autem w centrum miasta, więcej zrób wycieczkę po najfajniejszych rynkach i miastach, porób sesje zdjęciowe. Kiedy odmrozisz sobie palec i już nie zagrasz na gitarze. Jak uszkodzisz kolano to już nie pojedziesz rowerem dookoła jeziora czy mazur. Był czas, szansa, ale nie zostały wykorzystane. Podsumowując. Do tej pory starałem się wykorzystać życie na tyle, na ile tylko mogłem i widzę że dobrze mi to szło. Dlatego was proszę żebyście też to robili jeśli jeszcze coś odkładacie.A sam szukam M60B40 bo wszystko inne jest już nagrane. Nie czekajcie na znak-sygnał żeby dopiero wtedy się obudzić. Mnie on tylko utrwalił w tym że z życia brałem pełnymi garściami to co najlepsze. Szkoda żeby ktoś się zorientował po czasie. P.S. Jeśli ktoś ma, lub zna kogoś kto ma taki silnik do sprzedania, lub cały samochód z tym motorem, proszę o kontakt.

Daję Wam wolną rękę

CROMO

Daję Wam wolną rękę

Czy ktoś jeszcze wierzy w ten rząd i ich

U Beboka

Czy ktoś jeszcze wierzy w ten rząd i ich "dobrą wolę"?

Apacze – turyści z sydromem

U Beboka

Apacze – turyści z sydromem

Dlaczego nie lubie współczesnej amerykańskiej motoryzacji?

U Beboka

Dlaczego nie lubie współczesnej amerykańskiej motoryzacji?

U Beboka

Tyle chęci, tak mało czasu.

Niestety, ale rzeczywistość jest taka że świat wymaga od nas poświęcenia czasu na jakieś zajęcie celem zarobienia pieniędzy. Takie sformułowanie chyba dosyć ogólnie zaczepia o każdą czynność jakiej można się podjąć, a jej celem jest przychód.Tak się składa że ostatnio nie dość że mam mnóstwo obowiązków w mojej pracy etatowej (aż tyle że siedze nie tylko wygodne 8 godzin), ale też przybywa sposobności na dość dobrze płatne dodatkowe zajęcia.Generalnie wszystko przekłada się na to że kiedy wracam do domu to albo mam dość ekranów i co za tym idzie ewentualnej wizyty na mojej stronie. Albo jestem tak padnięty po dniu "sposobności zarobkowych" że jedynym marzeniem jest ciepła kąpiel wraz z zimnym piwem obok wanny.  A tyle rzeczy się ostatnim czasy dzieje o których chciałbym napisać! Naprawdę! Ciągnijcie mnie za język to może się zmotywuje!Przykładowo od miesiąca zbieram się na wpis o tym jak bardzo nie lubię współczesnego rynku motoryzacyjnego hameryki - a co za tym idzie - mustanga którego tak upalał Basista.Miałem również w międzyczasie rozkminę na temat typowo mentalne.- Kiedy zaczyna się pracoholizm, albo typowo konsumpcjonistyczne życie?- Czy jak - czasami - tyle godzin pracuje, efektem mojej decyzji jest moje zaangażowanie? Naciąganie i manipulacja pracodawcy, czy zwykła empatia, kiedy za kolegę odpieprzam robotę, bo ten zwyczajnie w połowie dnia uciekł z grypą żołądkową, zostawiając kilka kleksów na zoli?Efektem faktycznie jest spokój (tak niespotykany w Państwie Polskim), możliwość użytkowania swojego styranego V8, które ostatnio nie jeździ na gazie, ale jakoś o dziwo już to tak bardzo nie boli jak kiedyś, a w drodze powrotnej ze sklepu bez ciułania po prostu biorę to na co mam smak, czyli piwka z browaru Pinta. Ale jednak coś po drodze umknęło.Przypomniała mi się również rozmowa z kolegą z firmy, który mimo wieku już słusznego (24 lata) nie ma prawa jazdy i bywa z tego dumny. Po rozmowie może już nie był z tego dumny. Ale ja sobie uświadomiłem tyle rzeczy, o których chciałbym napisać!A, o zgrozo, przez w.w. robotę nie mam czasu, chęci lub możliwości opisać tego wszystkiego!Ależ to wszystko zawiłe! :)

Jak wyrażić patriotyzm?

U Beboka

Jak wyrażić patriotyzm?

Samo określenie czym jest patriotyzm dla wielu będzie problemem!Nie rozpisując się na temat tego co myślą inni, wyrażę swoją opinię co uważam za rozsądne i zdrowe podejście. Jestem dumny z tego że urodziłem się w Polsce. Historie mamy burzliwą i sami jako naród nie jesteśmy bez skazy.Ale podoba mi się nasz Słowiański styl życia i kultura. Niestety coraz częściej przejmujemy głupie wzorce, patrzymy na zachód z kompleksami zamiast cieszyć się z tego co mamy, promować nasze zdrowe podejście do części tematów i wprawiać w kompleksy resztę europy. Tak wiele osób chce być modnych, bo uważa tradycję za nudną, zacofaną? A czy wiedzą skąd w Polsce jest zwyczaj zapalania zniczy na grobach?Czym wyrażam swój patriotyzm?Prostymi rzeczami. Nie niszczenia tego co zostało zbudowane za moje pieniądze (z złodziejskich podatków). Mimo całej sytuacji którą wykreowało kilka elit, staram się wytrwać w kraju i pracować najlepiej jak potrafię. Mam to szczęście że pracuje w 100% polskiej firmie która eksportuje nasze produkty w świat, więc pieniądze napływają do nas.Staram się z wiekiem ogarnąć trochę lepiej historię. Może nie studjuje książek na ten temat. Raczej w wolnej chwili dla relaksu oglądam różne ciekawe produkcje na typu Historia bez cenzury, opowiadania Jędrka itp, a potem kiedy jestem zainteresowany, wertuję wikipedie i strony tematowi poświęcone. Bo warto nać nasze miejsce w europie, skąd wynika historia części naszych opinii o innych krajach, oraz kto był naszym sojusznikiem i dotrzymał słowa w czasie potrzeby a kto był wilkiem w owczej skórze.Chciałbym zachować naszą odmienność kulturową, tą jej lepszą część, czyli np gościnność, zaradność, kulturę. Nie warto wpajać zawiści, motywu że jest się lepszym kiedy się ma coś nowego i błyszczącego a każdy kto coś osiągnął nie musi z miejsca być cwaniakiem i kanciarzem.Nawet w codziennych, pozornie nieistotnych wyborach można być patriotą i wspomóc Polskie firmy, które od początku do końca u nas działają i u nas kapitał zostawiają, bo nie posiadają zagranicznego właściciela. Prosty przykład to firma Dawtona. Produkty są dobre jakościowo, to czemu mam kupić coś Francuskiego Bonduelle. Jeśli mam ochotę wybrać dobry sok to nie muszę wybierać kartoniku Cappy czy Clippo, tylko Polski Tymbark lub Fortuna. Nawet w kategorii mniej zdrowej jak energetyki można wybrać rzeczy wyprodukowane przez Maspex Wadowice czy FoodCare. Słodycze są również typowo Polskie. Nie twierdze że w życiu nie wypiłem Coca-Coli, ale raczej tym się kieruje na co dzień.Ale rzeczą najważniejszą jest świadomość swoich praw i korzystanie z nich. A najważniejszym tego typu prawem i obowiązkiem jest czynny udział w wyborach! Już raz o tym wspominałem, jak to łatwo jest stękać ale samemu nic nie zrobić.Teraz zbliżają się kolejne wybory samorządowe. Nie dajmy po raz kolejny się wsadzić do czyjeś kapsy! Poczytajmy chwilkę, wybierzmy osoby zgodnie z naszym przekonaniem i ruszmy te tyłki żeby oddać ten głos!

Jestem potencjalnym grzybem

U Beboka

Jestem potencjalnym grzybem

O co chodzi z tym całym (TFU!) Premium?

U Beboka

O co chodzi z tym całym (TFU!) Premium?

UWAGA: Wpis zawiera duże stężenie słów które powodują u niektórych wymioty, ataki padaczki i torsje.Wątek w mojej głowie narodził się kiedy przeczytałem u Spalacza, jego opinię na temat podstawowej wersji nowego Audi A3. Nie wnikając w szczegóły, miał okazję nim pojeździć dłuższą chwilkę. Potem swoje zdanie podsumował w notce. I słusznie - moim zdaniem - zauważył że ten wóz nie jest wiele wart! W jego opinii nie ma w nim nic ciekawego a jakość podstawowej wersji która nie kosztuje mało, jest niezadowalająca i nieadekwatna do ceny.No bo co to właściwie jest to całe premium? Jestem ciekaw kto po raz pierwszy użył tego przeklętego słowa w odniesieniu do miejskiego kompakta? Powinno się chopa powiesić za te dziadowskie palce które to wpisały do jakiegoś katalogu, i trzymać wiszącego tak długo aż by mu odpadły od dłoni!Tak na zdrowy rozsądek, premium to ma być coś niedostępne dla każdego. Coś prestiżowego (tfu! następne skalane słowo!), czyli nieosiągalnego dla wszystkich a raczej dla małej grupki. I to co pasuje do tych kilku słów to stare limuzyny typu Mercedes 450 SEL 6.0, której jeden z egzemplarzy niedawno trafił na giełdę klasyków i o której możesz pomarzyć żeby ją zobaczyć a dopiero co posiadać. Clarkson pięknie określił takim mianem McLarena F1 kiedy wyszedł na rynek (i w sumie teraz nie jest lepiej), mówiąc że to nawet nie było auto marzeń bo trzeba było wygrać w ówczesnej loterii dwa razy żeby mieć na niego odpowiednią kwotę. No i to ja rozumiem!Zdjęcie podprowadzone z Giełdy Klasyków.   Oczywiście za tą górę pieniędzy dostajemy coś naprawdę fajnego, unikalnego i zrobionego w naprawdę dobrym smaku. Wykonanie i parametry są takie jakie tego możesz oczekiwać w kierunku jaki twój "prestige" lub "premium" podążają. Czyli masz absolutnie wygodne, eleganckie i stylowe wykończenie, lub osiągi które są nieporównywalne z niczym innym co jeździ po publicznych drogach.A czym jest to wszystko teraz? Do czego zostało to zdegradowane? Do reklamy w której nowy Passek ma niby być tym czymś czym kiedyś był ten Mercedes? Do poziomu tak niskiego że teraz teoretycznie prestiżowe jest takie nowe A3 które ma w bieda wersji fotele wyrwane z najbiedniejszego Golfa, plastiki które w niestarym aucie już irytują a silnik to potężne 1,2/1,4 TFSI mające coś koło 110-125 kucy które nie słyną ani z ociekania mocą, ani trwałości.Ale niech będzie. Audi dzięki modelom takim jak A8, R8 i RS6 jest uważana za markę z tego segmentu. Więc jak myślicie? Co takiego jest w podstawowej wersji A3 mówi o jego unikalności i klasie? Fotele z wozu tego samego producenta, ale tańszego o 20 tysięcy? Może inne wyposażenie jak jakieś elektroniczne gadgety? Też niekoniecznie. Generalnie za cenę w okolicach 100 000 dostajemy nic tylko ładne felgi i znaczek na masce. Co na to konkurencja? Z segmentu "nie premium" mamy praktycznie do oporu wyposażone kompakty jak Focus czy fajną wersję Golfa. A gdyby poszperać w promocjach to można kupić coś pokroju Mondeo.Czy więc istnieje faktycznie coś w tym segmencie i rozmiarze co ma sens? Prawdę mówiąc pierwszym wozem o którym pomyślałem był Mercedes klasy A. I po przeczytaniu kilku testów, przejrzeniu kilku opinii oraz obejrzeniu zdjęć, muszę powiedzieć że to jest chyba to! Deska wygląda moim zdaniem znacznie lepiej (pomijając śmieszny ale niestety modny tablet), materiał deski pod szybą jest ciekawy i nikt się na niego nie skarżył a wygląda intrygująco. Motor to na szczęście nie żadne 1,2. Też może chmur nie drapie, dupy nie urywa, ale to tylko początek listy. Wyposażenie też jest całkiem fajne bo np dostajemy aktywny system wspomagania hamowania z wykrywaniem przeszkód przed nami, a fotele są podobno bardzo wygodne i wykończone skórą. Jak dla mnie bomba! Cały artykuł jest tu. Czyli jednak pakiet startowy to nie tylko szablon z logo w atrapie, w który trzeba jeszcze włożyć kup ę kasy żeby otrzymać to co konkurencja daje w połowie ceny. A całe premium nie kończy się na znaczku tylko znacznie dłuższej liście dodatkowego wyposażenia niedostępnego u innych, ciekawych wersjach typu AMG, oraz jakości wykonania która podobno w Mercedesie jest znowu jak kiedyś, nienaganna.Więc jeśli to całe premium zostało już degradowane do rodzinnych kompaktów z silnikami o pojemnościach motopompy, to niech przynajmniej zostanie ta dobra jakość wykonania. A to co u innych jest najbogatszą wersją wyposażenia tu powinno być startem.Żeby nie było. Nie chodzi mi o to że taki segment nie istnieje, albo że nie powinien. Męczy mnie sposób w jaki zdegradowano te słowa i ich znaczenie. Teraz tylko czekam aż Dacia zacznie chwytać się tych hasełek...

Wydatki na motoryzacje: konieczność czy przyjemność?

U Beboka

Wydatki na motoryzacje: konieczność czy przyjemność?

Są dwa typu ludzi:- Ci, którzy na auto wydają z konieczności, więc lepiej żeby wóz był jak najmniej kosztowny i najbardziej korzystny w relacji cena-satysfakcja.- Ci, którzy wóz i wydatki z nim związane traktują jak koszty poniesiona na swojego bobasa.No bo w skrócie, czyż tak nie jest? Duża część, jeśli nie znaczna większość to ludzie pierwszej kategorii, dla których wóz to nic więcej niż kolejny sprzęt, trochę większy, trochę ładniejszy, ale generalnie kawałek żelaza pomagający sprawnie się przemieszczać i załatwiać swoje sprawy.Druga kategoria, to jak się domyślam ludzie, którzy czytają tą czy inne stronki, lubiący coś podłubać, dokupić, wydawać pieniążki na swoje hobby. Na to swoje cacko w garażu (albo kilka) i nie posiadają auta żeby dojechać do pracy. Tylko dojeżdżają do pracy żeby mieć walutę na posiadanie swojego auta!Tym przydługim wstępem chciałem rozkręcić wątek, a potem spytać:Czy wiesz ile naprawdę pieniędzy pochłaniają twoje 4 (lub więcej) kółka?Kiedyś Panowie zawsze trzymali wymiętolone zeszyty, które wyglądały jak wyciągnięte psu z gardła. Ale było w nich prawie wszystko. Trasy, tankowania, wydatki, wymiany. Ojciec w swoim kaszlu też takie coś miał.Sam nigdy nie potrafiłem się przekonać do takiej klasycznej formy. Chyba nie powiem nic nadzwyczajnego jeśli stwierdzę, że jestem już z pokolenia skażonego automatycznym przypominaniem o spotkaniu, terminie, zajęciu, czy innych rzeczach (o jedzeniu i kupie pamiętam sam). Wszystko dzięki naszej kochanej technologii cyfrowej. Zanim wyrosłem na tyle żeby posiadać swojego pierwszego grata, już dawno w jednej kapsie był telefon, w torbie laptop, a w pokoju komputer stacjonarny.A jednak, mimo tylu udogodnień, jakie oferuje nam np. strona gdzie możemy podać wszystkie nasze przebiegi, koszty paliwa, wyliczyć średnie spalanie (wg komputera i to realne), dodać alarmy na wymianę filtrów powietrza, kabinowego, oleju, gazu, przeglądu, OC i inne przypomnienia, nie jest to tak popularne jak kiedyś zwykły zeszyty z pożółkłymi kartkami i ledwo widoczną kratą.Już naprawdę niewiele osób prowadzi tak skrupulatne zliczanie wydatków. Czy jest to kolejny etap zmiany? Już nie tylko nie prowadzi nikt skrupulatnych notatek serwisowych w swojej książeczce, ale teraz nawet nie interesuje go ile to wszystko tak naprawdę kosztuje? Czy społeczeństwo jest już na tyle bogate, że pozwala sobie na tak luźne podejście?Przykładowe podsumowanie na maila.Zapewne odezwą się głosy z pytaniami:Po co mi to? I tak spali tyle, ile wleję.Czy będzie mnie mniej kosztować jak to wszystko spiszę?A prawda jest taka, że może tak być. Statystyka, mimo że jest największym kłamstwem, to jednak potrafi (odpowiednio użyta) dostarczyć wartościowych danych. I może okazać się, że klima w naszym wozie pożera znacznie więcej niż nam się wydaje, bo komputer zaniża wyświetlaną wartość. Co do ogólnego spalania, nie jest żadną tajemnicą to, że komputery potrafią kłamać nawet do 30%. Możemy też łatwo się przekonać o tym czy dane katalogowe producenta są cokolwiek warte.Dodatkowo, dzięki przypomnieniom, nie zdarzy się sytuacja kiedy zapominamy o OC, przeglądzie czy wymianie elementów typu rozrząd, bo o nich inspekcja nie przypomina.A może ludzie nie chcą tego wiedzieć?Nie zdziwię się jak Pan Janusz specjalnie nie prowadzi takiej statystyki bo załamałby się ile kosztowała go ostatnia rata, potem przyszedł przegląd na 10tyś gdzie za wymianę oleju i „przegląd” skasowali go 999zl, pali to nie katalogowe 4,5 a 7,5 (licznik dalej twierdzi że 6). No i jeszcze rata AC. Zwykłego śmiertelnika faktycznie może to załamać.Sam kiedy patrzę na roczne podsumowanie, w tym wydatki inne niż paliwo (olaboga!), nabieram szacunku do siebie. Bo okazuje się że miesięcznie wydaje prawie tyle ile mam na umowie. Z jednej strony potwierdza to opinię na temat Polaków, którzy wydają dwa razy więcej niż zarabiają. Z drugiej, wyjaśnia dlaczego mam jeszcze bluzy i bojówki, które pamiętają moje liceum…Oczywiście są ludzie, których wydatki nie przerażają, ale sami wiecie jak to jest.Podsumowując, warto prowadzić taką statystykę. Nie będę prowadził żadnej specjalnej reklamy jak wspomnę że sam mam swój profil na motostat.pl. A dzięki temu że namówiłem przyjaciółkę, już np. nie będzie problemu „Kiedy wymieniałam olej?”.Więc jeśli męczy Cię mama/kobieta/przyjaciółka problemami swojego auta, wiesz co może pomóc.A kiedy dostrzeżesz że dolewki oleju do "nie aż tak zajechanego silnika" zamieniły się na spalanie które możesz liczyć w litrach oleju i benzyny, niczym w dwusuwie, może to zmotywuje do dalszych kroków? :)Pozdrawiam.

Impreza: Zabrzańskie Klasyki Nocą.

U Beboka

Impreza: Zabrzańskie Klasyki Nocą.

Świadomy użytkownik – brzmi tak fajnie, a jest tak strasznie.

U Beboka

Świadomy użytkownik – brzmi tak fajnie, a jest tak strasznie.

Motoryzacyjny odpowiednik białych skarpet w sandałach?

U Beboka

Motoryzacyjny odpowiednik białych skarpet w sandałach?

Wracałem ostatnio z pracy jak gdyby nigdy nic. W międzyczasie oczywiście zawsze trzeba odstać swoje w korku, a wtedy jest czas rozejrzeć się dookoła i np. pooglądać sobie dokładniej wszystkie inne wozy uczestniczące w ruchu.Wtedy dostrzegłem To!Coś, co zaraz skojarzyło mi się z białymi skarpetami w różne wzroki i sandały! Bo na pewno nie jestem estetą, nie mam wysublimowanego wyczucia smaku i tego, co jest modne. Ale wiem, co na pewno dobrze wyglądające nie jest! Tak jak to:I wtedy przeszła mi przez głowę ta myśl. Skoro można przyjąć, że takie kołpaki spięte na trytytki z nieobciętymi końcówkami są porównywalne z zokami koloru białego w sandałach, to, jakie jeszcze wtopy estetyczne popełniają właściciele pojazdów? Nie chodzi tutaj o np. wiejski tuning, bo to, co kiedyś było modne, teraz modne nie jest, a za jakiś czas może być znowu. No i samo w sobie ma dać jakiś wygląd sportowy (w mniemaniu właściciela). Chodzi o rzeczy, które mają od lat, niezmiennie, status rzeczy nieeleganckiej, totalnego faux pas.#1 - Listę otwarliśmy aludeklami.Moim następnym punktem będzie rzecz, która bawi mnie nie zmiennie za każdym razem, kiedy ją widzę. Nieważne czy jest to 10 letnia limuzyna czy roczna Dacia.#2 - Chrom na metry!O ile troszeczkę, (ale tak tyć, tyć) jestem w stanie zrozumieć np. czarne trytytki na czarnym kołpaku, dobre i ciasno zapięte, z poucinanymi końcówkami, bo ich celem jest zabezpieczenie czegoś przed odlotem w krzaki na naszych jakże boskich drogach, tak tego plastikowego splendoru nie potrafię zrozumieć wcale!Co autor miał na myśli? Czasem, na niektórych modelach, pasek, lub dwa mogą przywołać wygląd wersji lepiej wyposażonej, lub model po liftingu. Ale owinięcie tylnych lamp na każdym rancie nie sprawi, że zarówno z wyglądu jak i pod względem wyposażenia, nasz wóz zamieni się na model wyższy. Porównałbym to do noszenia bezczelnie podrobionych rzeczy typu targowe Ray-Ban’y lub sygnetów z tombaku, co miało by świadczyć o naszym lepszym statusie, a jest całkowicie odwrotnie...#3 - Punktem trzecim mógłby być zestaw, który nazwę „UWAGA! JADĘ! ZOBACZ! UWAŻAJ! OSTRZEGAM!”.Bo bezpieczeństwa nigdy za wiele. Dlatego na wszelki wypadek na tylnym oknie jest naklejka o potencjalnie przewożonych dzieciach (i co ja mam z tym zrobić? Jeszcze bardziej nie wjechać w niego?), dodane są czasem dodatkowe lampy stopu, z 4 naklejki od ubezpieczalni o bezpieczeństwie, czasem z napisem PL w białym owalu, dodane są wszystkie możliwe nakładki na ranty drzwi i klapy bagażnika, odblaski na każdym elemencie widoczne z każdej strony i dodatkowe listwy na zderzakach lub listwach zderzaków.Takim zestawem można wyjechać w miasto i czuć się jeszcze troszeczkę bezpieczniejszym! Bo jak wiadomo bezpieczeństwa nigdy za wiele. Pan z Matiza lubi też listwy z pozycji drugiej tej listy.#4 - Modne dodatki! To jest rzecz, w których kobiety się lubują. A tuta jakaś bransoletka, tam jakaś apaszka czy inny szaliczek, odpowiednia torebeczka itp. I można wyjść.Tego typu zapędy mają również niektórzy posiadacze swoich czterech kółek. Jednak najczęściej jest to przejaw nie braku smaku, a zwyczajnej chęci posiadania wszystkiego "fajnego" na raz. Problemem nie jest to, że ktoś sobie nakleił kilka beznadziejnych naklejek imitujących dziurę w karoserii (najczęściej w miejscu gdzie te dziury faktycznie zaczynają się pojawiać.Problemem jest, że jedna rzecz to za mało. A przecieżTen diabełek jest taki fajny!O, tego chłopaka sikającego na 40 też poproszę.Jaka ładna listwa! W jakiej jest cenie?Do tego jeszcze proszę emblematy AMG, 4x4, podkowę na szczęście, te dwa plastikowe wloty i……taka lista się nie potrafi skończyć.#5 - Zadbane i dobrze dobrane obuwie to podobno klucz w wielu ważnych sytuacjach. W czasie rozmowy kwalifikacyjnej, na randce, w czasie spotkania biznesowego. Na co dzień też każdy stara się prezentować w jakiś sposób. Oczywiście w ramach możliwości, bo nie każdy ma ochotę wydawać na parę butów całą pensję. Ale można wyglądać schludnie za niewielkie pieniądze.Z felgami jest podobnie. Można nie wydać na nie nic i po prostu dobrze utrzymać to, co się ma, nawet przez proste wymalowanie ich na czarno, dobre umycie. Alufelgi to już temat a’la „Jaką wybrać torebkę?” w przypadku kobiet. Można kombinować, przebierać, myśleć nad wzorem, rozmiarem, szerokością i malowaniem.No i oczywiście można zrobić to źle. Bardzo źle. Więc widuję na śląsku nowiusieńkie auta typu ix35 na komplecie 15 calowych, czarnych felg z Norauto z profilem opony 85 albo i lepiej.Pientnastki to tanie opony! A jak wezme wienkszy profil to i auto bendzie dalej wysoko!Nie bede płacił w salonie 2 patoli za drogie szesnastki czy jeździł na stalakach jak ten Zbyszek spod 12, co Fabie ma!Stwierdził przezorny Pan Janusz.Niestety nie mam zdjęcia tego wozu. Ale domyślacie się jak wygląda nowy „SUV” na kołach rozmiaru i20.Innym problemem wynikającym z połączenia problemu złego doboru felg, i chęci bycia ultra prestiżowym jest zakładanie absurdalnie wielkich kół do wszystkiego! Oczywiście koniecznie w chromie! Mijam takiego Forda F350 z bezsensownie gigantycznymi alufeglami, błyszczącymi się jak cysterna na mleko, a opony mają bardzo niski profil, przez co całość wygląda naprawdę śmiesznie!Ja wam pokaże, co to znaczy prestiż kurwa!Wiem, że nie muszę na to wszystko patrzeć jak mi się nie podoba. Każdy może robić, co chce i co mu się podoba, bo jest ogólnie przyjęta wolność. Ale na tej samej zasadzie wg której każdy ma prawo robić głupie rzeczy i nikt mu tego nie zabroni, tak samo ja mam prawo się z nich ponabijać, wyrazić swoje zdanie, bo muszę ich zaakceptować i mam prawo wyrazić swoją opinię na ich temat.Na pewno macie jakieś propozycję rzeczy, które wyglądają na wozie jak kwiatek do kożucha.Opiszcie je!