Ferrari z Lego

MotoSoul.pl

Ferrari z Lego

E-Trabi – naładowany nostalgią

Marek o samochodach

E-Trabi – naładowany nostalgią

Z wizytą u: MotoClassic Wrocław 15-16.08.2015

SZROCIAKI

Z wizytą u: MotoClassic Wrocław 15-16.08.2015

Witam. Zacznę od tego, że w tym roku miałem okazję zobaczyć jak wygląda Topacz od trochę innej strony niż zwykle. Szrociakowe stanowisko pokazałem kilka dni temu - dziś więc czas na resztę, choć brzmi to wyjątkowo niestosownie, gdyż ta reszta to tak na prawdę zdecydowana większość wystawy. To już chyba mój 3, lub 4 Topacz i ze zdziwieniem odnotowuję, że organizatorzy z roku na rok podnoszą poziom imprezy. W tej chwili to już nie tylko najlepsza impreza w naszym rejonie, ale zapewne pierwsza trójka w Polsce. Dla mnie największą atrakcją była oczywiście szrociakowa alejka i zgodnie z planem wniosła dużo świeżości do całej imprezy - fajnie, gdyby w przyszłym roku ten trend był kontynuowany, bo odbiór u ludzi był nadzwyczaj dobry. Na wyższą jakość przedkłada się też ostrzejsza selekcja samochodów, niż w poprzednim roku. W tym nie było już jakiś koślawych 125p po tuningu. Ranga imprezy jest już tak wysoka, że takie samochody po prostu raziłyby na tle innych. Choć - rzecz jasna - są śmieszne.Nie mam dokładnych danych, ale już na kuropatwie oko było widać, że gości było więcej, niż w poprzednich latach. Nigdy nie było problemów ze zrobieniem zdjęcia konkretnemu bolidowi - a teraz już tak. Ponadto w tym roku zauważałem dużo więcej zagranicznych widzów, co mnie bardzo cieszy.Z rzeczy, które nie do końca przypadły mi do gustu to konferansjerka Ibisza. Rozumiem, że taka osoba ściga tłumy, ale Pan Adam (kustosz muzeum w Topaczu) rozjeżdża go zarówno pod względem wiedzy - to dosyć oczywiste, ale - w mojej opinii - także pod względem kontaktu z publicznością itd.  W tym roku spędziłem w Topaczu około 14 godzin, więc wyobrażacie sobie jak trudno było mi wybrać te finałowe 94 zdjęcia. Wszystko może się chwilę dłużej ładować, ale warto poczekać.Muzeum wzbogaciło się o 110R Coupe/130RS. Z miejsca dostałem małpiego rozumuIn your faceBuick Electra elektryzował kształtamiStał tuż koło mnie na parkinguNajciekawsze auto imprezy Tatra 87Podłoga w TatrzeŁadne E12, ale ten kolor - rewelacjaWczesny GarbNagrodyChevy przypadł mi do gustuPrzecudowna VettaReprezentacja Hotelu Haston - mega tłuszczSzkoda, że auto było tak odizolowane od ludzi, bo nie szło zrobić normalnego zdjęciaBardzo fajna kompozycja kolorystyczna - jasny kolor miał bardziej cytrynowy odcień niż wydaje się na zdjęciuŚlicznościWarczybęd w kabriolecie - z tego co widzę, nie był to oryginałNa stoisku szrociaków na chwilę pojawiła się Impala SS, ale trochę nie pasowała klimatem, to przegoniłemTo 356 jest podobno w oryginalnym stanieBaaardzo ciekawe E34 pod postacią Alpiny B10 3.5/1Wnętrze, które w E34 jest zwyczaj dosyć paździerzowe tu wygląda nawet spokoNajwiększa R6-tka w E34AAAAAAAAAACrown jest jeszcze śliczniejszy niż na zdjęciachMaluch w Longu133LTen R-R dawał radę - powinien stać na szrociakach:DFiat 124Jedno z ciekawszych aut całej imprezy - NSU Ro 80Jeździłbym - bo kolor, bo silnik 250-tkaByło też dużo plastikówByły tez jakieś takie dziwne samochodyDrzwi Velorexa są chyba lżejsze od powietrzaPrzedłużony Lincoln Continental - 7 metrów długości. Poprzednim właścicielem była jakaś szycha z Arabii SaudyjskiejRitmo z przebiegiem kilkudziesięciu kilometrówJeszcze raz dziękuje Topaczowym decydentom;) za możliwości współuczestniczenia w tak świetnym wydarzeniu.

Bo stare wozy są naprawdę unikalne!

U Beboka

Bo stare wozy są naprawdę unikalne!

Jak ja się cieszę że go nie kupiłem!

U Beboka

Jak ja się cieszę że go nie kupiłem!

Jak bardzo go pragnę!

U Beboka

Jak bardzo go pragnę!

U Beboka

A jak Ty wybierasz się w trasę?

Śmieszna sytuacja. Wchodzę do sklepu motoryzacyjnego który prowadzi znajomy i od wejścia słyszę donośne głosy żwawej rozmowy. Witam się i słucham o co tyle larma? – … no i mówi żeby stanąć bo tutaj to mają takie dobre, a potem tego nie ma. – Albo wiecznie żeby na kawę stanąć, potem będzie znowu że sikać się chce! I już wiem! Kolega wybierał się z żonką w dłuższą trasę, z resztą jak widać nie jako jedyny, i wymieniają się spostrzeżeniami na temat tego jak całkowicie różne są podejścia do podróży (zwłaszcza ich i ich małżonek). Sam lubię wybrać się tak żeby robić jak najmniej postojów w czasie trasy. Jeśli nie jest to wyprawa po pięknym wybrzeżu Chorwacji, wolę jechać do końca wachy albo mojego. Kiedy wsiadam w auto, jedynym powodem dla którego zatrzymuje się jest konieczność zatankowania gazu (przeklętą butla mini…). Tak bez problemu nawet na Kaszuby mogę zajechać bez pauzy albo maks z jedną. Podobnie sytuacja wyglądała kiedy pracowałem jako kierowca busa. Jak wyjechałem rano, jedynymi postojami były albo te u klienta, albo drzemki w razie kryzysu. Bo po prostu cieszę się jazdą. Jej ciągłością. Nawet jak jest to przepychanie się przez miasto na trzecim biegu, nie jest to ciągłe wysiadanie i wsiadanie co 20km. Dodatkowo kiedy stoję „bo coś”, boli mnie jak wyprzedzają mnie ponownie wszystkie powolniaki których wyprzedzałem przez ostatnie 50km. Dostaje depresji jak widzę te Wartburgi, Fabie sedan i Żuki które znowu obok mnie jadą a ja wiem że z dużym prawdopodobieństwem, znowu utknę w korku za nimi. Jeśli zaś rozmawiamy o samym tankowaniu, tak jak wspomniałem, leję zawsze do pełna. Nie jest problemem dla mnie sama czynność, ale to że zazwyczaj nie ma dla niej czasu. Poza tym zawsze w razie nagłej potrzeby, jestem po prostu gotowy na wszystko (bonus za to że na Śląsku jest chyba najtańsze paliwo w Polsce). Więc nie rozumiem ludzi którzy co chwilkę jeżdżą na zlewkach za 50zł. Skoro i tak przez miesiąc ten pełny bak wypalą. Wiem że są uczniowie i inni którzy liczą każdy grosz. Ale jeśli ktoś autem dojeżdża do pracy codziennie, wie mniej więcej ile jeździ i że nie jest to 50km tygodniowo, dlaczego potem szuka na komendę księgowego (kontrolka) stacji co chwilę? Marnując swój czas i paliwo na dojazdy. Jedzenie i kawka to kolejny przykład. Zaopatrzyć się w zapas i sru w drogę! Kawkę faktycznie kupuje przy okazji tankowania które i tak jest wymagane (bardzo lubię Orlenowską kawę!) ale wszystko inne mam ze sobą albo staram się mieć. Co innego jest w sytuacji kiedy ostatnio jechałem sobie na Kaszuby dla własnego widzimisię. Droga sama w sobie była dla mnie celem i przyjemnością. Wsiadłem do Buczka w piątkowo-sobotią noc, zrobiłem 1300km i wróciłem w Niedzielę popołudniu. Jednak najczęściej wyjazd jest koniecznością i czynnością konieczną. Dlatego w teorii wszyscy starają się dojechać wszędzie jak najszybciej. Chcą „zmarnować” tego czasu za kółkiem jak najmniej. Wtedy właśnie takie drobne optymalizacje nadają temu sens. Dlatego nie ma lipy! Trzeba mieć pęcherz ze stali, wóz przed wyjazdem zalać do pełna i ruszać. Żeby na koniec nie usłyszeć tego co kolega od swojej żony. – Dlaczego nam tak długo zeszło!?  

Luźna gumka i jazda

Marek o samochodach

Luźna gumka i jazda

Absurdy Polskiej szosy

U Beboka

Absurdy Polskiej szosy

Prawdziwy Szwajcar: Audi RS2 Avant

SZROCIAKI

Prawdziwy Szwajcar: Audi RS2 Avant

Witam. Norwegia nie przestaje mnie zadziwiać. Od kilku dni pod moją chatą na wsi widywałem jakąś dziwną 80-tkę. Widziałem, że ma pewne cechy czegoś lepszego, ale nauczony doświadczeniem z Polski uznałem, że to tylko jakaś replika, jakiś leszcz przykleił sobie znaczki itd. Kilka dni temu to samo auto wyprzedziło mnie w sposób, który dał mi do myślenia. Do tego ten dźwięk pałowanego 5 garowca. Dziś przyjrzałem się Audi z bliska i okazało się, że jest to oryginalne RS2 Avant - czyli najszybsze kombi świata przez ileś tam lat z rzędu (4.8 sek do 100km/h). Dodam, że wyprodukowano ich zaledwie 2890 sztuk! Aha - do tego jeszcze to pierwsze w historii tej marki auto z serii "RS". A tu stoi sobie u mnie na prowincji i jest użytkowane jako dupowóz. Na mobile.de najtańszy egzemplarz kosztuje 23.000 Euro.

Pyszne.pl wspiera innowacyjny projekt studencki LEM Napoli – skutera podgrzewającego pizzę

Motofilm

Pyszne.pl wspiera innowacyjny projekt studencki LEM Napoli – skutera podgrzewającego pizzę

Pyszne.pl wsparło crowdfundingowy projekt studentów z Wrocławia – nowoczesny skuter podgrzewający pizzę – LEM Napoli. Skuter będzie prezentowany na międzynarodowych konkursach, w tym SmartMoto Challenge 2015, które odbędą się w dniach 6-13 lipca w Barcelonie. Skuter LEM Napoli to kolejne dziecko z rodziny pojazdów LEM (Light Electric Motorcycle), stworzony przez konstruktorów z Koła Naukowego Pojazdów i Robotów Mobilnych przy Politechnice Wrocławskiej. Najnowszy skuter przeznaczony jest dla dostawców pizzy. Jest nowoczesny, lekki, ekologiczny i ma potencjał do zawojowania branży dostarczania pizzy. LEM Napoli waży 70 kg i może rozwinąć prędkość do 65 km/h. Przejechanie 100 km to koszt ok. 2,5 zł. Skuter jest wyposażony w technologię odzyskiwania energii z hamowania, która będzie służyła do ogrzewania bagażnika, na którym będzie znajdowała się pizza. Dodatkowo LEM będzie współpracował ze smatfonem lub tabletem kierowcy, przymocowanym do skutera i zainstalowaną na nim aplikacją ,wyposażoną w Google Maps, dzięki której będzie możliwa bieżąca diagnostyka skutera oraz korzystanie z nawigacji. Studenci zbierali fundusze na projekt na portalu Polakpotrafi.pl. Pyszne.pl sfinansowało projekt w 80%. Zobaczyliśmy projekt LEM Napoli i pomyśleliśmy, że to fantastyczny pomysł, innowacyjny i doskonale wpisujący się w potrzeby naszej branży – zamówień jedzenia z dostawą – powiedział Arkadiusz Krupicz, dyrektor zarządzający i współzałożyciel Pyszne.pl Dodatkowo został zaprojektowany w barwach Pyszne.pl, przez naukowców z Wrocławia, gdzie znajduje się nasza siedziba. Jesteśmy dumni, że w naszym kraju powstają takie pomysły i trzymamy kciuki za sukces projektu na międzynarodowych zawodach – dodaje. Pyszne.pl sfinansowało nasz projekt ostatniego dnia. To była dla nas ogromna niespodzianka, ponieważ brakowało znacznej kwoty – powiedział Zbigniew Żelazny, Prezes Koła Naukowego Pojazdów i Robotów Mobilnych przy Politechnice Wrocławskiej. Bardzo wierzymy w sukces projektu LEM Napoli Pyszne.pl – dodaje.

Ślub na morzu podczas finału regat Volvo Ocean Race

Motofilm

Ślub na morzu podczas finału regat Volvo Ocean Race

Wyścig Volvo Ocean Race to niezwykła impreza, podczas której żeglarze przemierzają kilka Oceanów. Gdy wyczerpani wpływali na metę w Goeteborgu, do tego samego portu zmierzała łódź kapitana Gutkowskiego. Na jej pokładzie pobrali się Pani Sylwia z Panem Arturem. Nie doszłoby do tej ceremonii, gdyby nie jej wiara w pokonanie ciężkiej choroby. Zmagała się z nią w tym samym czasie, gdy żeglarze okrążali glob zawijając do kolejnych portów. Na mecie oceanicznego maratonu Volvo Ocean Race to jedna z najtrudniejszych i najbardziej prestiżowych imprez żeglarskich na świecie. Minimalny koszt uczestnictwa dla każdej drużyny przekracza kwotę 11 mln Euro. Nagrodą dla zwycięzcy jest sława i …przechodni puchar, na którym graweruje się nazwisko skippera najszybszej załogi. W tym roku na okrągłym pierścieniu uwieczniony zostanie Ian Walker. Ten doświadczony Brytyjczyk poprowadził do zwycięstwa załogę Abu Dhabi. To jest moje olimpijskie złoto, to jest mój Mount Everest, to moje dziecięce marzenie – tak podsumował imprezę Mike Sanderson, skipper zwycięskiej drużyny sprzed dziewięciu lat. Te słowa najlepiej oddają atmosferę tego niezwykłego wyścigu. Żeglarze pokonują 38 739 mil morskich zawijając do 11 portów na 6. kontynentach. Walczą na przemian z lejącym się z nieba żarem lub lodowatym, sztormowym wichrem. Są narażeni na wszelkie niewygody, jakie można sobie wyobrazić. Śpią w duchocie na ciasnych pryczach, zdzierają sobie przy linach ręce do krwi, walczą z usterkami sprzętu, jedzą liofilizowaną papkę bez żadnego smaku, katorżniczo pracują nawet po 20 godzin na dobę. I nie potrafią bez tego żyć. Zwycięska walka z chorobą Na początku grudnia ubiegłego roku załogi startujące w Volvo Ocean Race pokonywały etap z Kapsztadu do Abu Dhabi. 5 grudnia, na antenie radiowej Trójki można było wylicytować dwudniowy rejs z kapitanem Gutkowskim z Gdańska do Goeteborga, na metę tego wyścigu, gdzie żeglarze mieli się stawić ponad pół roku później. Dochód z licytacji zasilał fundację pomagającą dzieciom chorującym na nowotwory. I właśnie to przekonało Panią Sylwię, która zaoferowała za rejs 45 000 zł i wygrała tę licytację. Zwyciężczyni sama zmagała się z chorobą nowotworową i przechodziła chemioterapię. Miała się ona skończyć właśnie w czerwcu. Pani Sylwia wierzyła, że ta walka będzie zwycięska i odbędzie ten rejs ze swoim narzeczonym. Uznała też, że łódź i wpłynięcie do portu w Goeteborgu będzie najlepszym miejscem do ślubu. I miała rację. 25 czerwca kapitan Zbigniew Gutkowski przeczytał nowożeńcom uroczystą formułę ślubną na pokładzie swojej łodzi. Morski bolid nowożeńców Jednostka Zbigniewa Gutkowskiego to najszybsza jednostka klasy Imoca 65 w Polsce. Ma budowę bardzo zbliżoną do łodzi startujących w Volvo Ocean Race. Tak jak one, ma nieco ponad 18 metrów długości, maszt o wysokości 28 m i cała zbudowana jest z włókna węglowego. Wszystko na pokładzie podporządkowane jest jak największej prędkości. To prawdziwy morski bolid. Nie ma na niej żadnych wygód. Jej konstruktorzy przewidzieli sporo scenariuszy, z których łódź ma wyjść obronną ręką. Nie przewidzieli jednak możliwości ślubu na pokładzie. Zamiast szampana – morska woda prosto z odsalarki. Zamiast przyjęcia – liofilizowana żywność bez żadnego smaku. Na szczęście tym razem kapitan zezwolił na pewne odstępstwa od surowej diety obowiązującej podczas zmagań na oceanach. Zwycięstwo rodzi się w głowie Wielu sportowców łączy niezwykła determinacja, aby zdobyć złoty medal. Podporządkowują temu zamierzeniu całe swoje życie i święcie wierzą w jego osiągnięcie. Żadna dieta i ćwiczenia nie pomogą, jeśli wkradną się wątpliwości, że osiągnięcie upragnionego celu jest możliwe. Załogi startujące w Volvo Ocean Race przez 260 dni zmagań nie mogą ani na chwilę stracić nadziei, że to właśnie oni pierwsi zameldują się na mecie. Pani Sylwia nie traciła nadziei, że wyjdzie z choroby, że ją przezwycięży i popłynie w rejs z narzeczonym. To chyba najlepsza lekcja pogody ducha, z jakiej możemy czerpać.

Prawdziwy szwajcar: Lincoln Continental V 1975

SZROCIAKI

Prawdziwy szwajcar: Lincoln Continental V 1975

Witam. Po prostu uwielbiam ten kraj. Kilka dni temu zaobserwowałem, że pod znaną mi bliżej lokalizację dziarsko podjechała sobie pani lat 50+. Na zakupy. Prawie 6 metrowym Lincolnem Continentalem z silnikiem o pojemności 7 litrów. Bez gazu. Nie powiem - byłem trochę zaskoczony. U nas takie auto woziło by młode pary, a tu jest czymś w rodzaju dupowoza na zakupy. Też bym chciał takiego dupowoza.Z rozmowy z sympatyczną kierowniczką wywiedziałem się, że to 1975 rok. I dobrze. Kolejny rocznik miał już to mega wieśniackie dodatkowe okienko na słupku "C" w kształcie leżącego jaja, które pasuje do tej sylwetki jako oko do dupy. A skoro już przy sylwetce jesteśmy to oceniam ją jako wspaniałą. Auto jest monumentalne, pociągłe, ale zaskakująco estetyczne i eleganckie. Kolejne roczniki nie były już tak udane wizualnie.Ważna rzecz - w moim odczuciu takie samochody robią wrażenie tylko i wyłącznie na ulicy, wsrod współczesnych aut. W czasie jakiś zlotów te wszystkie Caddilaki, Lincolny i Plymouthy zlewają się w jedną chromowaną całość, co widać chociażby na ACM. Natomiast w miejskim anturażu wśród plastików widać na dłoni prawdziwe rozmiary auta, można docenić smak detalu itd. Stąd też ten Continental zaprezentuje się nam osobno, a nie w nadchodzącym wielkimi krokami miksie. Podziwiajcie.

Prawdziwa patyna: Fiat 125 Familiar

SZROCIAKI

Prawdziwa patyna: Fiat 125 Familiar

Rzut Okiem: Niegodna następczyni, nudny produkt i jego chińskie podróbki

U Beboka

Rzut Okiem: Niegodna następczyni, nudny produkt i jego chińskie podróbki

Czy ustawka pod światłami to duże buractwo?

U Beboka

Czy ustawka pod światłami to duże buractwo?

Garaż grozy

benzynoseksualny

Garaż grozy

Przewiduję przyszłość! Ekskluzywne pickupy

U Beboka

Przewiduję przyszłość! Ekskluzywne pickupy

Tak właśnie będzie! Zobaczycie. Moda nie lubi nudy, stagnacji. Jakiegokolwiek sensu i logiki również. Kiedyś modne były limuzyny, klasyczne sedany. To marnowanie miejsca i jakiekolwiek przypominanie wozu dyktatora było wyrazem prestiżu. Bo co z tego że nie zapakuje tam nawet jednej szafki, albo innego grata bo zabraknie 5cm3. Ważne że wyglądam jak Mercedes mimo że mam Thalię albo Poldka Atu. Potem nadeszła era kombi, która w sumie gdzieś tam w tle nadal trwa. Przykładem niech będzie to że super sprawnie rozwijający się Hyundai, wyczuł nosem co się dzieje i pierw premierę miało i40 z plecaczkiem. Ale to ciągle nie było to! Ciągle ten duży zadek kojarzył się z wozami przedstawicieli albo rodzinnymi dupowozami, mimo że nawet 5er i E klasę wypuszczano w topowych wersjach silnikowych, pojawił się ST Forda a WRX i RS’y w sumie od zawsze tak wyglądały. Nie pomogły zaklęcia działu PR o kształcie Coupé (nie mylić z kupą). Trzeba było rozwinąć się na następny poziom. Nadszedł czas zdrowego rozsądku, bezpieczeństwa i głosu kobiet! Wyżej siedzę, czuje się bezpieczniej, lepiej widzę. Chyba taka jest logika kupowania tych wszystkich quasi-terenówek, które teraz nie mają nawet możliwości montażu 4×4 w najmocniejszej opcji silnikowej. „Bo ona czuje się bezpieczna” i już! A facet bez gustu najczęściej przyklaśnie temu pomysłowi bo będzie mógł popatrzeć gardzącym wzrokiem na pospólstwo w ich „pospolitych” autkach. Nieważne że auto mimo pozornego dużego rozmiaru, jest w środku małe. Jest wysoko, jest fajnie! Dla potwierdzenia mogę powiedzieć że miałem okazję zrobić parę setek kilometrów w poprzedniej RAV4. Niby lider segmentu, jeden z pierwszych, a w praktyce w mało którym nowym aucie jechało się tak ciulato! Nie potrafiłem się wygodnie usadowić. Z tyłu miejsca było jeszcze mniej jak z przodu. Na prostej czuć było każde wybrzuszenie, gulik i rozlaną smołę na łączeniu płatów asfaltu, a mimo to w zakrętach trzeba było się podpierać dłońmi przez okno, żeby nie obcierać lusterkami o jezdnię. Wszystko w niby topowej wersji 170KM D-4D do której bagażnika nie wiem czy zmieściłby się kanister. Chała RAV4? Podziękuje, postoje, nawet w busie/banie. I tu pojawia się wróżba! Wiem bowiem, co będzie następne. Po ekskluzywnych sedanach i kombi, prestiżowych i aktywnych SUV’ach następne będą Pickupy! I już są pierwsze tego oznaki. Zawsze gdzieś tam były wypasione Hilux’y, Navary i L200. Ale dalej podstawą były woły robocze które można było przeładować a dalej potrafiły wyjechać z błota mimo zanurzenia po oś. Wtem skromnie, bez poklasku pojawił się Amarok w oczojebnym kolorze, nazwany w katalogu wersją Canyon. Patrzcie k…a na mnie! Bardzo się zdziwiłem gdy wyczytałem jego test na 40ton.pl. Niby wszystko jest, niby tragedii nie ma, ale do kogo właściwie jest ten wóz skierowany? Cytując artykuł: 180 KM oraz 8 biegów – brzmi to jak całkiem sensowna konfiguracja dla 8-tonowej ciężarówki, lecz obie te dane dotyczą właśnie opisywanego Amaroka. Volkswagen postanowił załadować mu pod ogromną maskę trochę nowoczesności, czyli 2-litrowego diesla z dwiema turbinami oraz automatyczną, dwusprzęgłową skrzynie DSG. Jestem ciekaw jak to wygląda w praktyce teraz i jak będzie wyglądać za np. 5 lat, które dla takiego wozu użytkowego powinno być absolutnym minimum żywotności! Z jednej strony VAG liczy sobie ilość startów z użyciem launch control żeby wypiąć się na gwarancję, z drugiej pozwala do 2,2 tonowego (na pusto) pickupa, doczepić kolejne 2 tony w przyczepie, i używać 8 biegowej skrzyni DSG? Ciekawe! Ale tak jak wspomniałem, przeszło to bez szału, po cichu. Ziemia zatrzęsła się dopiero kiedy Mercedes ogłosił swoje ambitne plany na pierwszego w jego historii roboczego ekskluzywnego pickup’a. MB pickup wg zapowiedzi Rzecz jasna po zaprzyjaźnieniu się z Renault-Nissan, nie ma sensu pakować się we własne konstrukcje, skoro można dogadać się i zapożyczyć gotową podstawę z nowego NP300 – następcy Navary. Od tej pory wszystko dla mnie jest już jasne. Nawet Renault wypuściło cywilnego, nieopartego na ramię Oroch Dustera. Renault Duster Oroch w wersji koncepcyjnej. Model rynkowy oczywiście będzie wymagał dopłaty nawet do lakierowanych lusterek i klamek. Ciekawe kto odpowie pierwszy i w jaki sposób. Czy następnym małym pickupem będzie reaktywowany Caddy w pickup’ie, czy np. Yeti z obciętą dupą. Co na to Opel który już nie potrafi samodzielnie zrobić dostawczaka, albo Fiat który trzyma się w tym segmencie całkiem dobrze ale leży w kącie i płacze jeśli mu się przypomni o osobówkach. Świat się skończy kiedy BMW wypuści jakiegoś ulepa, w odpowiedzi na tego podrabianego Mercedesa. Tak czy owak, moim skromnym zdaniem, to jest następna moda, następny element rynkowej układanki. Kiedy już wszystkie rozmiary i warianty SUV’ów i Crossover’ów zostaną wprowadzone, sprzedane a wszystko nie „activ” i „all road” będzie uznane za youngtimera, będzie się wciskać atrakcyjne, sport coupe (para drzwi – powrót do korzeni!) terenowe i super aktywne pickupy. Będą bez ramy, bez piór, bez 4×4 lecz z ładownością 280kg. Ale nie to będzie się liczyć! Prezydent będzie miał swojego opancerzonego ekskluzywnego pickupa, więc czemu nie Ty?

MOTODAY

Oto nowy prowadzący Top Gear

BBC podało nazwisko nowego prowadzącego program Top Gear. Został nim Chris Evans. BBC przedstawiło Chrisa Evansa, jako nowego prowadzącego Top Gear w nowej formule. Nie znamy nazwisk pozostałej dwójki. Te stacja ma jednak ujawnić w najbliższych dniach. Wiemy natomiast, że nie Richard Hammond jak i James May nie wystąpią w nowej wersji programu. Nie przedłużyli umowy ze stacją BBC. Prawdopodobnie wspólnie z Jeremy Clarksonem stworzą własny program. W sieci sporo mówi się o tym, że mają wejść we współpracę z Netflixem. Kim jest Chris Evans? To znanym w Wielkiej Brytanii prezenter radiowy i telewizyjny (związany między innymi z BBC Radio 2), a także biznesmen i fan motoryzacji. Prywatnie posiada sporą kolekcję zabytkowych samochodów. – Bardzo szanuję dokonania moich poprzedników w programie, który przez lata uwielbiałem – podkreślił nowy prowadzący Top Gear na łamach Twittera. – Obiecuję zrobić wszystko, by dalej prowadzić go na niezmienionym poziomie – dodaje. Co sądzicie o takim prowadzącym? Post Oto nowy prowadzący Top Gear [OFICJALNIE] pojawił się poraz pierwszy w MotoDay.pl.

Czy trzeba przypominać o przyjemności z jazdy?

U Beboka

Czy trzeba przypominać o przyjemności z jazdy?

Przeglądam neta codziennie, co chwilę. Jestem po prostu wrośnięty w sieć. Czy to w pracy, czy to w wolnym czasie, na telefonie, laptopie czy klasycznym stacjonarnym kompie (kocham moje 32″ robiące za monitor). Dużo czytam, stron, blogów, portali, filmów mniej lub bardziej rzetelnych. I zadziwia mnie jak bardzo ludzie chcą za wszelką cenę promować, odkrywać i opisywać sferę estetyczną, duchową, każdą inną tylko nie technologiczną, mechaniczną całego świata motoryzacji. Uważają że jest ona niedoceniana, przepada z każdą kolejną dekadą gdzie samochód staje się trochę przymusem i koniecznym środkiem transportu, trochę kolejnym meblem RTV. Ale czy kiedykolwiek ta część inżynieryjno-technologiczna była najważniejsza, przynajmniej w opinii publicznej? Skoro tak się od niej odpycha a chwali części niewyrażone w Nm, KM, KW, cm3, PSI i innych wartościach fizycznych? No bo tak po prawdzie, jeśli spytasz takiego statystycznego Pana Jana, co ma swój garaż od 40 lat a w nim jakiś kawałek żelaza, to myślisz że będzie w stanie Ci bez problemu opowiedzieć jak działa silnik? Teoretycznie tego typu ludzie starej daty uchodzą wręcz za bastion wiedzy technologicznej co i jak. Skąd się bierze iska, paliwo, jaki jest stopień sprężania i czym się on różni od „kompresji”? Czy udzieli odpowiedzi? Moim skromnym zdaniem raczej nie, na pewno nie na wszystko i pewnie nie zawsze w miarę ściśle. Będzie to zapewne człowiek który po prostu nie boi się niczego zrobić samodzielnie bo trochę przez wychowanie w takich a nie innych warunkach, trochę przez konieczność, musiał część rzeczy po prostu naprawić, ustawić. Może metodą prób i błędów, może dzięki wiedzy przekazanej poznał jakieś knify. Ale najczęściej tego typu „specjalistyczną” wiedzę mają mechanicy w warsztatach. A przynajmniej w świecie doskonałym, wszyscy taką posiadają! Tu będzie dygresja. Dziś popularną jest opinia o tym że dzieciaki praktycznie wychodzą z łona matki z tabletami przyrośniętymi do dłoni, a gimnazjalista jest w stanie bez pierdnięcia dostać się do bazy CIA. Tymczasem najczęściej takie dzieciaki to nic innego niż script kiddies, czyli osobnik który mając podstawową umiejętność obsługi komputera i tutorial Co i jak, lub gotową aplikację, jest w stanie zrobić wiele. Może robić wrażenie ale w praktyce jeśli takiemu dzieciakowi usunie się jedną linijkę z tego tutorialu, sam nie dojdzie do tego że brakuje tam czegoś. Czy jeśli w instrukcji montażu pokrywy zaworów zabraknie linijki o włożeniu uszczelki, przykręcisz ją (pokrywę) na „zaufaj mi”? Pewnie nie. I Pan Jan również. Natomiast te nasze współcześnie genialne dzieciaki, raczej tak. BO BYŁO NAPISANE WIĘC CZEMU NIE DZIAŁA (opinia wynika z przeczytania mnóstwa stron głupich pytań… ). Wracając do sedna, technologia, wbrew temu co się myśli, nigdy nie była jakimś głównym podmiotem w nurcie „populistycznej motoryzacji”. Owszem, tak jak dziś, tak samo kiedyś rzucano ładne hasełka, akronimy i kolejne nazwy handlowe tego samego rozwiązania w kilku markach, ale nie przedstawiano jakichś konkretnych informacji. Zaczynając od podwójnych wałków, elektronicznego wtrysku, czy tam sondy lambda, przez różne określenia technologii zapewniających bezpieczeństwo, aż do teraz, gdzie samochód stał się drugim telefonem, zawsze wychwalano efekt końcowy. Tworzono wśród konsumentów proste połączenie: nazwa – miłe skojarzenie (lub bełkot marketingowy) Zapewne większość osób nie zastanawiała się nad tym jak działa i co poprawiają dwa wałki. Sam w sobie w sumie nie różni się za bardzo rolą od pojedynczego. Ale w połączeniu z kilkoma innymi zmianami, daje nam świetnie wymieszaną mieszankę paliwową i dobre przewietrzenie komory, a z dodatkowymi bajerami jak np zmianą charakterystyki „w locie” na ostrzejszą, daje jeszcze fajniejsze efekty. Człowiek spytany o 16 zaworów odpowie że są fajne i takie auta są szybsze, ale nie ma pojęcia co to jest, jak to działa i dla niego taki napis może być nawet na Tico. Każdy słyszał o airbagu, ale nie za bardzo wie co wywołuje strzał tej poduszki. I jak właściwie działa ten SIPS który tymi jebitnymi literami zdobi szybę. Samym źródłem tych wszystkich dobrodziejstw nie jest nazwa, tylko technologia, pomysły konstruktorów i sposób w jaki całość została wykonana. Puentą wpisu miało być to że sfera piękna czy radości jazdy nigdy nie była zagrożona. Zawsze to ona była w centrum uwagi zarówno kupujących jak i producentów. Są różne nurty, dla przykładu gadżeciarzy, którzy kiedyś mieli mokro na myśl o centralnym z kluczyka, czy otwieranych zdalnie oknach, a teraz będą cieszyć się z „kluczyka” nowe serii 7. Asceci nigdy nie lubili nadmiaru, byle by były niskie koszty i jak najmniej sprzętu do zepsucia. Ale najczęściej ludzie spytani o swój wóz odpowiedzą że jeździ się nim dobrze, albo źle. Nie będą chwalić się czasami przejazdu z punktu A do punktu B, prędkościami maksymalnymi na prostej czy w jakimś znanym zakręcie lokalnej drogi. Interesować ich będzie spalanie minimalne, czy nie jest za głośny, czy fotele są wygodne i czy do kufra wejdzie krata piwa jakże potrzebna w czasie wypadu na ryby. Nie ma potrzeby przypominania o tym. Przynajmniej w mojej opinii. Sam może nie jestem półbogiem mechaniki który z dobrym kluczem-pneumatem rozbierze wszystko w 20 minut do zera. Do levelu mechanika jeszcze sporo mi brakuje. Ale lubię czytać, wiedzieć i właśnie doceniać tych którzy najczęściej w tym wszystkim są pomijani. Chwali się projektantów za kolejny pomysł przetłoczenia tej samej blachy w inny sposób i nadanie temu jakiejś wykwintnej nazwy. Tymczasem mało kto wspomni o tym ile trzeba było się naliczyć żeby dla przykładu nowa Mazda 6, mimo że jest pełnowymiarowym sedanem, ważyła tyle co pięciodrzwiowy kompakt. I mam tu na myśli auta popularne inne niż Opel. Tutaj proporcje są odwrotne. Kolejna dygresja: Opla nie uważam za auto złe. Ale za dobre też nie (mowa o współczesnych modelach i ich konkurentach). Nie dlatego że się psuje, czy coś. Nawet tą swoją linie mają całkiem OK, i Insignię sprzed liftingu lubię. Ale nie lubię ich za lenistwo projektantów i „niedoinżynierowanie”. Bo jak to się dzieje że Astra waży prawie tyle co seria 5. A Insignia tyle co limuzyna pełną gęba? Wracając do tematu, nie trzeba na głos krzyczeć żeby ludzie cieszyli się z jazdy. Ci dla których samochód to coś więcej niż samojezdny karton, wiedzą o tym i cieszą się. Tych których to nie kręci i tak nic nie przestawi na inny tor myślenia. A drobny procent petrolheadów mimo wszystko ma się dobrze, tylko teraz poza kluczem z nasadkami, potrzebuje zestawu interfejsów i laptopa. A po wszystkim i tak przed garażem pod bramą dyskutują o ciśnieniu turbo, czasach wtrysku, zjawiskach falowych i niutonometrach. I to powinno się promować, ratować! Rozwiązania technologiczne, fizykę i to w jaki ciekawy sposób rozwiązuje się kolejne problemy i pokonuje kolejne bariery. Piękna fotka rozgrzanego do czerwoności silnika z wykręconego parametrami, która ma zachęcić.

No i zachorowałem!

U Beboka

No i zachorowałem!

Proszę Państwa, uwaga! Uwaga, proszę Państwa!

U Beboka

Proszę Państwa, uwaga! Uwaga, proszę Państwa!

Ogłaszam mobilizację.Ponieważ Blogger jest fajny na początek, nie moge powiedzieć złego słowa że źle mi się na nim siedziało.Ale w wyniku kaprysu i fajnej oferty, stwierdziłem że nie ma co się gnieść na dysku gugli i prosić o przestrzeń dla każdego obrazka, wolę być "u siebie".Dlatego w dużej części blog został przeniesiopny na nowy adres:u-Beboka.plTam jak tylko skończę robić porządek, a może i wcześniej będą trafiać kolejne notki, zdjęcia i inne treści.Tutaj wszystko zostaje tak jak jest, już bez korekt, jako "archiwum".

Siła impulsu! A może chwilowej niepoczytalności?

U Beboka

Siła impulsu! A może chwilowej niepoczytalności?

Popełniłem bardzo ciekawy zakup!Pod wpływem chwili.Większość znajomych pytaNa chuj Ci to?Co to?Po co Ci to?W czwartkowe popołudnie przeglądałem leniwie neta, ogólnie źle się czułem cały dzień więc wieczorem chciałem poprawić sobie samopoczucie kuflem dobrego piwka. Sznupie, czytam różne strony i trafiłem na ciekawe ogłoszenie. Patrzę i kurcze przecieram oczy!Chcę go!Dzwonię. umówiłem się na następny dzień że go zobaczę. Zajechałem na miejsce, przejechałem się, kupiłem i wróciłem!Tak oto stałem się posiadaczem Daihatsu Charade!Ale żeby nie było, nie jest to GTti!Nie jest to nawet 1.3 z napędem na cztery koła.Leczy klasyczne (w tym japońskim wydaniu), 3-cylindrowe 993cm3.Ale to nie wszystko!Jeśli myślisz że to benzyna, to myślisz źle. Jest to bowiem silnik z zapłonem samoczynnym czyli Diesel!Jak Diesel, to Turbo! Musi być Turbo! Ale nie tutaj.I tak zostaje nam najsłabsze auto z katalogu, czyli szalone 37 koni i 60Nm. Z wyposażenia to mam drzwi (5 szt, wow!), dzieloną tylną kanapę i nieużywane gniazdo zapalniczki.Myślałem że będzie się ledwo toczyć, tymczasem pierwszym wrażeniem było:Nie jest tak źle! Jeszcze fajniej jest z każdym kolejnym kilometrem.Buda waży tylko 710kg, więc stosunek mocy do masy nie jest aż tak zły i czuć to zwłaszcza przy hamowaniu bo można praktycznie stanąć w miejscu i opony, mimo 15 lat, nawet nie zapiszczą.Równie fajnie jeździ się nim w zakrętach! Całą trasę kierownica była skręcona w lewo o jakieś 20-30 stopni, ale ostatecznie okazało się że ktoś wymienił końcówki, a nie ustawił zbieżności...Rzuciłem się na ten egzemplarz bo wyglądał całkiem zgrabnie na zdjęciach. Przebieg 119 tyś. km po pierwszym i drugim właścicielu wydawał się jak najbardziej prawdziwy. Silnik nie jest myty ani obrzygany olejem, blacha z zewnątrz jest porobiona (ach te japońce...) a w środku jest naprawdę miło i jest należycie utrzymane! Podsufitka mimo że jasna i gruba, trzyma się doskonale i jest bez plam. Fotele kilka śladów po starych plamach mają, ale nie są wytarte, poszarpane, i prezentują się całkiem ok. Równie fajnie wygląda deska i boczki. No po prostu super sztuka w dodatku jest w niej ogromna ilość miejsca.Test drogi do Ikeii na hot-dogi zdany na 5.Ustawianie zbieżności i ogólna kontrola wszystkiegoA kiedy okazało się że na ćwiartce baku jestem w stanie wrócić z Poznania na Śląsk, szczęście moje nie zdawało się mieć końca! I nie żebym całą trasę jechał 70-80. Normalnie, klasycznie gnałem DK11 już praktycznie w nocy, wyprzedzałem zestawy i gamoniów. Ekstra jazda. Wtedy też znalazłem kolejną poszlakę za tak niskim przebiegiem.Bowiem lampy świeciły rewelacyjnie! Klosze nie są matowe, odbłyśniki nie wypalone. Linia światła jest wyraźna i ostra. Podobno zanim chop od którego ja kupiłem auto, kupił je od dziadka który robił u niego wszystkie serwisy. Nawet na sam koniec kiedy z przeglądu na przegląd, dochodziło tylko 600km, raz do roku trzeba było zajechać, zmienić olej, sprawdzić wszystkie inne płyny. Jeśli auto było głównie użytkowane w dzień w czasach kiedy kretyńska jazda na światłach mijania nie była konieczna, taki stan lamp był do utrzymania.Teraz Szkaradzie (tak jeszcze tej samej nocy po powrocie przezwał ją kolega... i tak już zostało) trzeba zrobić generalny przegląd, skolekcjonować części, zrobić wszystko jak najszybciej, i powiedzieć Alfie: bye bye! Miło było ale się skończyło.Nie wiem co w jest w tym małym, czerwonym naleśniku. Ale każdemu cieszy się gęba od samego patrzenia na niego. A od jazdy to już całkiem. Te wesołe wibracje (wyrywające plomby...) na wolnych obrotach, ta ręczna dźwignia przyśpieszenia zapłonu, absolutna golizna w wyposażeniu, a jednak dość jasne i utrzymane wnętrze sprawiają że jest to naprawdę fajne wozidełko.Trochę nieśmiało, niepewnie szukałem drugiego auta, żeby bety nie zajechać na dojazdy do pracy czy jakieś inne krótkie dystanse. Kiedy zobaczyłem to ogłoszenie po prostu zapragnąłem mieć ten wóz!I mam!Będę wesoło klekotać za 18zł na 100km. Bak do pełna zalałem za 125zł! Teraz nabijam kilometry i za niedługo podjadę ponownie na stację żeby zobaczyć ile faktycznie przy moim cyklu mieszanym, wciąga ten mały kastrat.P.S.W międzyczasie już zdążyłem pozbyć się plebejskich felg. Kapselki z D są w bardzo dobrym stanie, felgi już mniej, ale dalej wygląda to lepiej niż plastikdekle.A dziś kończę polerkę! Trochę go porobiłem w towarzystwie kumpli. No kurde! Mogę startować w konkursie miss piękności!W międzyczasie znalazłem drugiego takiego w mieście! P.S. 2Zgadnijcie co jest w każdym kole, mimo napisu Tubless :D 

A duzi chłopcy bawią się tak!

U Beboka

A duzi chłopcy bawią się tak!

Czas leci jak zły!Minął już tydzień a ja dopiero dziś zrobię mikro relację z tego co się fajnego zdarzyło w Mohelnicy.Truck Trial!Piękna rzecz, podobno dla Czechów jest to coś w rodzaju sportu narodowego, niczym hokej.I szczerze, muszę przyznać że wcale się im nie dziwie!Widok 4-osiowej ramy o masie 12 ton, która wtacza się na 45 stopniowy podjazd, jest po prostu świetny. Równie zgrabnie wygląda moment kiedy takim zjazdem się staczają z wysokości 4 piętra.Ale i tak, w mojej skromnej opinii (i kumpla również) nic nie dorówna temu jak te wszystkie potwory pięknie brzmią!Każda ciężarówka ma trochę inny wydech, średnicę, długość, kształt rury, co daje różne doznania słuchowe. Od prawie wyciszonego dźwięku bez nadmiaru czarnego dymu, przez ostry gwizd niczym ze spalinowozu, aż po czarną chmurę gwizd i gardłowy dźwięk o którym SLR może pomarzyć (a podobno brzmi jak Zeus płuczący gardło gwoźdźmi. Phi!), no i na koniec po odpuszczeniu gazu jest tylko ostre jebnięcie ze schodzącego turbo!Żadne filmy, zdjęcia i relacje nie oddadzą tej atmosfery, trzeba jechać i tyle!A nie jest to daleko. W całych Czechac jest cykl spotkań, co około miesiąc. Lista jest na stronie trucktrial.czMozna wejść, zobaczyć gdzie mamy blisko, gdzie chcemy jechać i po prostu się wybrać. Gwarancja miło spędzonego dnia gwarantowana. Wejście to 150 lub 250 koron za jeden lub dwa dni.Nie wspominałem że te zawody to cała sobota i niedziela? :>W zeszłym roku wybrałem się z bratem na weekend i pokochałem tą zabawę! W dzień jest ciepełko, gruba rozwałka na podjazdach towarzyszą wszystkiemu bramboraki i dobre piwo po 3,5.Wieczorem można poimprezować, pojeść, posiedzieć, coś w stylu biesidy.Ale o co w tym wszystkim chodzi?W skrócie, należy pokonać bramki poustawiane w różny sposób na torze, zgodnie z kierunkiem przez nie wyznaczonym, najlepiej ich nie dotykając, nie omijając żadnej, nie wywracając kijów. Na wszystko jest ~10 minut dla każdej załogi.- kij oznaczony taśmą to lewa strona bramki, można w nią wjechać przodem lub tyłem ale zgodnie z kierunkiem.- w świetle bramki każde umyślne cofnięcie, korekta to punkty karne- oś wjeżdzająca jako pierwsza nie może dotknać kijów, dalsze mogą dotknąć, nie wolno złamać, położyć kija.- za nie przejechanie bramki są dodatkowe punkty karneWięc trzeba sobie rozplanować trasę i nawroty tak żeby z jednej strony zmieścić się w torze, z drugiej w bramkach. Ciekawie obserwuje się różne pomysły na tor, i to jak czasem niektórym się to nie udaje ;)Po prostu trzeba tam być! Tymczasem zapraszam na kilka fotek i filmików (jak się w końcu załadują!).

Audi RS7 ucieka przed policją! [wideo]

Motofilm

Audi RS7 ucieka przed policją! [wideo]

Audi RS7 to jeden z najmocniejszych modeli Audi. Pod maską tego potwora siedzi 4.0 l silnik TFSI o mocy 560 KM, który z pewnością zadowala nawet najbardziej wymagających. Nie powinno być też problemu z ucieczką przed policją, na co dowodem będzie poniższy filmik nakręcony gdzieś na moście nad szwedzką autostradą… Warto dodać, że RS7 i jego kierowca są uczestnikami Gumball 3000.  

Jeżdżący oksymoron - 145 w bokserze!

U Beboka

Jeżdżący oksymoron - 145 w bokserze!

Zapewne jest grupka osób która mimo mojego plebejskiego stylu zagląda tu, czyta moje wypociny i wie że buczek jest w lakierni.Widziałem go ostatnio. Elementy po spasowaniu na aucie są ponownie zdemontowane i lakierowane. Koła za chwilę będą do odbioru, w pięknym ciemno grafitowym kolorze. Tapicerka też się szyje już od zeszłego tygodnia i również będzie do zabrania lada dzień.W ten weekend robimy black helle. I potem będzie tylko jedno wielkie czekanie na telefon: Panie, bier pan ten złom! Ale zanim to nastąpi doczekałem się auta zastępczego! I powiem wam, że takiej ilości skrajnych uczuć wobec jednego auta, długo nie czułem.Wóz jest moim skromnym zdaniem, całkowitym odwróceniem stereotypu o marce która wypuściła to coś. Alfa-Romeo 145 1,4 8v SOHC bokser Budzi we mnie strasznie mieszanie uczucia. Jest jedną z raptem kilu Alf które mi się jakoś specjalnie nie podobają. Może kilka najnowszych i dopasionych sztuk po liftingu jako tako wygląda, ale jest dużo innych modeli które w każdym wydaniu wyglądają po prostu fajniej. Ta jest jeszcze troszeczkę zmęczona życiem, jako to wóz zastępczy, co całkowicie niszczy jakiekolwiek szanse na efekt "wow".Drzwi kierowcy są całkiem inne, a wszystkie inne elementy mimo że oryginalne i w oryginalnym lakierze, mają jego ubytki. Całość wygląda jakby była przygotowana na Wrak-Race.Myślałem że 1,4 8v to będzie jakaś fest padaka, toczydło wolniejsze od Astry I w bieda wersji. Więc otwieram jebitne drzwi, wsiadam i co widzę?Paskudne wnętrze, ale za to z ogromną ilością miejsca! No po prostu przeraża ten brak czegokolwiek przed nogami pasażera. Niby miejsca w brud, ale w praktyce jakbyś chciał położyć gdzieś telefon, długopis, to nie za bardzo jest gdzie! Koło skrzyni biegów nie bardzo, bo wszystko jest zaokrąglone, schowki-szufladki w drzwiach to jakaś kpina, jedyna szufladka to ta pod radiem, bo to co jest przed nogami pasażera, ciężko nazwać schowkiem, w apteczce jest więcej miejsca.No, na długopis znajdzie się miejsce! Obok lewarka ręcznego, który nie wiedzieć czemu, jest na tunelu od strony pasażera… Włącznik mgłowego tylnego jest na manetce z lewej strony (przedniego nie mam na wyposażeniu), podgrzewanie szyby jest w tym samym miejscu na prawej manetce. Jedyny klawisz jaki został w miejscu klasycznym to reset dziennego licznika kilometrów. Sama stylówa też wygląda raczej jak lata późno osiemdziesiąte. A tu się okazuje że wóz swoją premierę miał w latach 1994-95! Kiedy wchodziło boskie E39 a ciekawe E36 było już klepane od 5 lat, makarony wciskały jako „nowe” takie coś! No horror. Ale zawsze to 4 koła na dojazd do roboty… Więc bez optymizmu wsiadam, oglądam tą tapicerkę we wzorek niczym z rogówki z tamtych lat, szara z fioletowo zielonymi wzorami. Ble! Wkładam kluczyk, kręcę, no i kurde nie jest tak źle! Czekam chwilę aż wszystko się dobrze „rozsmaruje” w silniku, paski przestaną piszczeć (chyba stała w jakimś wilgotnym miejscu jakiś czas zanim ją dostałem), poczekałem aż zgasną wszystkie kontrolki i delikatnie przegazowałem. No kurde! Fajnie to to chodzi! Delikatnie przejechałem kilka metrów i normalnie doznałem pierwszego dziwnego uczucia. Mianowicie wygląda jak hasiok, w środku wszystko jest jak obrzygane, ale klang jest naprawdę fajny! Na początku trochę dziwnie reaguje na pedał gazu, krztusi się jakby po za mocnym depnięciu, więc trzeba jechać jak renówkami: Delikatnie wciskać gaz proporcjonalnie do obrotów, wtedy jedzie najoptymalniej. Spędziłem w niej pół dnia, przejechałem się trochę ekspresówkami, trochę uliczkami bocznymi kurde spodobało mi się! Po wygrzaniu wszystkiego, sprawdzeniu że ogólnie działa jak należy, dźwięk po prostu rozpierdziela! Jest jak połączenie silnika garbusa, Porsche z NFS Porsche i cywilnego wozidła za sprawą seryjnego, sprawnego wydechu. Te wibracje są po prostu nie do opisania! Na następny dzień sporo jeździłem po drogach wojewódzkich, ładniutkich, z nowiutkim asfaltem! Prowadzi się jak gokart! I mimo wyjebanego doszczętnie przedniego zawieszenia (kierownica w czasie jazdy na wprost spokojnie jest skręcona o jakieś 20-30 stopni...) zakręty łykało się niesamowicie sprawnie, no po prostu rewelacyjnie! W porównaniu z tym czym jeżdżę na co dzień, czyli tona-siedemset na 15” balonach i Astra I aka ‘ponton’, 145 jest zwinna jak nartnik! Koleś w A6 bał się na mokrych łukach jechać cały czas na zadku, za to na prostej jak stereotypowy buc, siedział 1m za zderzakiem. Sam silnik to coś pięknego! Niby 1,4, niby 8v. Bokser w Alfie kojarzy się jak coś co nie może się udać (nie byłem aż takim fanem marki żeby mieć świadomość o co w tym chodzi, spodziewałem się fest wtopy). A tu się okazuje że chodzi to bosko! I bardzo lubi wysokie obroty! Czerwony warning na obrotomierzu zaczyna się na 6tyś, na razie dokręciłem ją do 6,5 i wyżej się boje, w końcu to pożyczak ;) Ale od dołu do samej góry jest jeden cug, równiutko z obrotami się rozkręcający. Piękne są dolne partie. Od 2 tysięcy jest taki niski, gardłowy dźwięk, o którym wszystko inne o tej pojemności może tylko pomarzyć! No i przyśpieszenie też jest całkiem całkiem! Wszystko to składa się na opinie całkowicie odwrotną niż tą która krąży o Alfach. Kojarzą nam się na wzór pięknych kobiet o ponętnych kształtach, piekielnym i pełnym grzechu spojrzeniu, które mają swoje fochy i widzimisię. Wszystko się znosi bo są tego warte. Tutaj mamy raczej jej wąsatą koleżankę która urodą nie poderwie nikogo, przynajmniej nie przy pierwszym spotkaniu, ale kiedy się ją pozna (czasem przy okazji, czasem siłą), okazuje się że to super babka z którą można iść na miasto, olać spojrzenia wszystkich dookoła i po prostu się dobrze bawić! Jest jeszcze jeden biały kruk – bokser 1,7! Jak to musi pięknie smigać! Jeździłbym mimo tego nadwozia i jeszcze gorszego wnętrza! Zostawiłbym znaczek 1,4 i śmiałbym się z golfiarzy, warcząc wściekle po mieście! Z jednej strony nienawidzę tego auta, z drugiej… no kurwa! Fajne jest!P.S. Dupa jednak pierwsza wylatuje z zakrętu. Już wiem gdzie się kończy przyczepność.

U Beboka

Ja wiedziałem że tak będzie. A miało być tak pięknie

No bo jak ująć to inaczej?Masz przygotowane 90% rzeczy. 9 z 10 kroków w twoim idealnym ciągu zdarzeń jest przygotowanych do "zaaplikowania".Brakuje w tym wszystkim tego jednego ostatniego detalu.Silnika!Otóż silnik już był w teorii. W praktyce chop wodził mnie za nos, "nie był pewien czy już jest wymontowany", a bo on go jeszcze przewieźć nie może, nie zdziwiłbym się gdyby dopiero szukał rozbitka żeby go rozbierać. "Czy można to zrobić po majówce?", pytał. Telefony coraz rzadziej odbierał. No kurwa jakiś paradoks! Nie chce moich pieniędzy! A ja nie mam zamiaru ich wciskać na siłę, więc sayonaraW końcu przestałem odbierać telefony i koleś chyba zrozumiał aluzję bo sam już nie dzwonił.Odwiedziłem jeszcze innych z silnikami. I nie pojęte jest dla mnie jak można być tak bezczelnym, jawnie i wprost szukać frajera.W opisach cuda nie widy. Silnik w aucie więc można posłuchać sobie, mały przebieg, GORĄCO POLECA! JadęNa miejscu przebieg większy o 30 tysięcy (chyba przy programowaniu "nowego" ktoś się pomylił? Może usłyszał "cofnij do 260" zamiast "cofnij o 260"?), silnik faluje, w międzyczasie dygocząc bo nie chodzi gładko na wszystkich garach. Plus jakieś inne dźwięki z pod jednej pokrywy zaworów. I za to ludzie chcą 4 tysiące! Za dziada albo do remontu, albo do wymiany większości osprzętu. A przy pytaniu o jakąkolwiek gwarancję wprost odpowiada: bieresz to co widać. On specjalnie zostawia silnik w aucie, żeby widziały gały co brały.Stwierdziłem że w dupie to mam! Przy tym co widziałem mój chodzi jak perełka. I trzeba było oddać wóz do lakierowania jeszcze ze starym motorem. W międzyczasie szukam słupka do remontu. Jak ktoś wie o M60B40 który kuleje, ma głowice i dolot, biorę! Osprzęt i wydech sobie przełożę z mojego. Zrobi się od nowa, wyjdzie trochę drożej ale będzie prawie nowy silnik!Tymczasem robi się lakier. Robią się lampy, tapicera itp.A ja zbieram resztkę gratów. Właśnie dotarła paczuszka z listewkami pod progi z ASO BMW. Nie wiem co w tym jest ale cieszy mnie każda dostawa każdego kolejnego detalu, znaczka, pierdoły. ;)Dziki konsumpcjonizm!Mam nadzieję że w poniedziałek je zawiozę do warsztatu, a sam dostanę zastępczaka w formie:145 z boxerem!

Extreme Car Makeover: Bebok edition!

U Beboka

Extreme Car Makeover: Bebok edition!

Nadszedł ten moment, ten czas! Wreszcie po wielu miesiącach rozmyślania, przygotowań większych i mniejszych, zbliża się! Wielki finał remontu!A ponieważ będzie to finał napięty terminowo jak baranie jaja, aż mam ochotę się tym pochwalić i porównać to do znanego (jako tako) amerykańskiego programu. Bo gdyby coś się nie udało, będę miał na co klnąć i o czym pisać. Przechwalać się (w razie bezproblemowego sukcesu) nie wypada. Zacznę skromnie, od przyznania się że z mojego buczka nigdy żadnego klasyka na miarę 100% oryginału za 150 tyś nie będzie. Jestem świadom że wszystkie rzeczy które zostaną wykonane, nie są stuprocentową renowacją, nie są przeprowadzone według oryginalnych technologii czy na tylko oryginalnych elementach, czego skutkiem będzie brak naklejki "100% BMW ASO Parts".Bo jestem sknerą!To na co liczę, to naprawienie wszystkiego co jeszcze nie jest w pełni sprawne, i nadanie temu fajnego koloru, kształtu i felgi. Nawet jeśli pojawi się ognisko rdzy za 5 lat na rancie drzwi, trudno. Cały "projekt" (jakie ambitne słowo) traktuję jako przywrócenie starego i trochę styranego wozu do stanu dobrze wyglądającego i sprawnego mechanicznie dupowozu! Dzięki takiemu podejściu spokojnie będę jeździć trupem z dziesięć kolejnych lat, a gdy kupię sobie wymarzone M5, będzie mogło leżakować w garażu w złą pogodę, co nie narazi go na szwank i faktycznie będzie można go trzymać jako weekendowego klasyka! Oczywiście muszę jeszcze znaleźć godny tego garaż, godny tego egzemplarz M5 i środki... Ale nie ma co się zarzekać że to się nie zdarzy! Nigdy nie myślałem o V8. A teraz jednego uratuje od Wrak-Race.Już na Ciebie odkładam!No ale, do rzeczy! W mojej edycji całość nie będzie dziać się w tydzień, raczej w miesiąc. Zacznie się delikatnie, od włożenia (wreszcie!) pełnowymiarowego, w pełni sprawnego V8. Czyli przywitam się z M60B40 i hamownią żeby zobaczyć jak to wygląda. Daję na to tydzień. Następnie w grafiku czeka lakiernik. Kiedy do niego zajadę wreszcie będę mógł pozbyć się z balkonu pary tylnych drzwi, z piwnicy jebitnej maski, tylnej klapy, relingów dachowych, zderzaków i ich listew, z wyra wyciągnę listwy na drzwi, ramki wewnętrzne panelu radia/AC, ramkę na lampy pod sufitem, nowe (znaczy się po demontażu w dobrym stanie :) ) uszczelki i inne detale. Mam nadzieję że będzie z tego co, i ostatecznie wreszcie auto będzie w jednym kolorze (a ja odzyskam parę metrów kwadratowych przestrzeni życiowej). W połowie lakierowania, wyciągam bebechy z wnętrza, czyli podsufitkę i słupki. Tapicer obije wszystko na nowo ładnym, czarnym materiałem. Będzie prawie jak M Power! Włoży się po lakierowaniu.Wszystko złożone będzie na pewno ładne i eleganckie. Żeby dopełnić ten stan "prawie fabryczny" i nadać dziadkowi trochę fajniejszego wyglądu dokonam kilka poprawek. Podstawa to ciemne tło i krzyże w przednich lampach! Kupione na tą okazję są prawie nowe klosze z Boscha. Po operacji trafią do lakiernika na ostatni etap składania. Tak samo przyciemnione będą białe kierunki z przodu, wsteczny z tyłu i może tylne kierunki, żeby troszeczkę całość "uagresywnić"! W międzyczasie w innym zakładzie będzie się regenerować i malować zamówiony zestaw Styling 32. Nie wiecie ile trzeba się naszukać za dobrym rozmiarem. Bo tak każdy mówi sobie, że to taki wzór, są takie do tego modelu, widziałem, a potem znajdujesz taką stronę i przestajesz wierzyć w swój szczęście że uda Ci się znaleźć akurat to czego szukasz.Na szczęście mam! Mój komplet 8J na przód, 9J na tył!A do tego, jak mi się podoba kolor grafitowy! Jest znacznie ciekawszy niż zwykły srebrny. A na pewno dużo bardziej elegancki niż wszystkie oczojebne kolory, i jednocześnie nie jest zwykłym czarnym który maskuje cały fajny wzór! Ostatni rajd będzie do garażu elektryka, gdzie będzie kombinował jak uruchomić Bavarię zakupioną jakiś czas temu, i zabezpieczyć mojego nie-trupa przed odpaleniem za pomocą śrubokręta. O! Taką mam.Taki to jest ambitny plan! Całość z wszystkimi poślizgami nie powinna trwać dłużej niż miesiąc, a zastępczy transport zapewni maluch w którym będę kurwować na korki i temperaturę. Ciekawe jak tam upchnę cztery sztuki siedemnastocalowych felg? No. To tak w skrócie. Wreszcie urzeczywistnia się planowany od 2 lat sen! Na pewno będzie o czym pisać "po drodze". Tymczasem miłej majówki życzę! P.S.W ramach zapewnienia sobie dobrej zabawy, na tylną klapę zamówiłem takie coś. Trolololo.

Ja nie umiem?

U Beboka

Ja nie umiem?

O designie słów kilka, czyli moto DNA

U Beboka

O designie słów kilka, czyli moto DNA