Dziś jest piątek, czyli dzień targowy?

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Dziś jest piątek, czyli dzień targowy?

Nie wiem jak jest w innych miastach, ale bynajmniej w Kielcach od zawsze dniem targowym jest wtorek i czwartek. Mimo wszystko tekst w stylu ,,to może chociaż mniej tych punktów?" jest jak najbardziej bez sensu.Ciekaw jestem w jaki dzień tygodnia statystyczny kierowca najczęściej się targuje. Obstawiałbym poniedziałek bo jest leniwy, dłużej śpimy i do pracy zawsze gonimy, ale myślenie logiczne odpada i zostaje loteria. Strzelając celuje w piątek - kończymy pracę, wyjeżdżamy na weekend, czyli czas gdzie nie powinno nam się spieszyć, ale pewnie jest odwrotnie choć mogę się mylić bo to nie sprawdzone info. Logicznie też mogłoby się wydawać, że najwięcej wypadków jest zimą na krętej drodze - tu oficjalne statystyki pokazują zupełnie coś innego. Zimą wszyscy uważamy, ale latem zwłaszcza na długich prostych niedaleko domu, które znamy jak własną kieszeń - ni cholerę. Nie myśli, jedzie, potem myśli i stwierdza, że zbyt szybka jazda po prostu się nie opłaci - typowy pirat drogowy. Zawsze dopiero po fakcie jest uświadomiony, że można było ten odcinek A-B pokonać w innym, tańszym stylu. Jeżeli zostanie uświadomiony jednym druczkiem, nic nikomu się nie stanie i więcej tak nie będzie robił to całe szczęście. Gorzej jeżeli 5 druczków nie zrobi na nim wrażenia czyt. nie jest na tyle błyskotliwy by to ogarnąć. ,,A nie dało by się tych punktów trochę mniej albo chociaż coś taniej?" - niektórym wydaje się, że zasady z bazar, placów targowych czy innych stoisk handlowych panują również na drodze. Często oglądam programy typu Uwaga Pirat, Stop drogówka czy inne show w stylu mandat na drodze - te programy naprawdę są mocno edukacyjne i dają jasny przekaz - za błędy się płaci, większą lub mniejszą cenę, ale przede wszystkim trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Śmieszy mnie jak delikwent pakuje się do radiowozu i jeszcze się targuje bo przecież przy tej szkole dzieci nie było więc co to jest stówka na jego passerati - wersja hajlajn więc komfort taki, że nic nie stuka i puka nawet przy 150km/h. Co ciekawe czasem nawet nie o kasę się targują tylko o punkty - byle by coś ugrać. O ile poza obszarem za jakieś drobne przewinienie śmiało można dać niższy mandat jeżeli jest taka opcja to o tyle w zabudowanym powinien być ostrzejszy rygor - sprawca musi wiedzieć i poczuć patrząc na stan swojego konta punktowego czy bankowego, że został ukarany.Mandat kwestią przypomnienia. Mandat to także taka psychologiczna zagrywka, która zapada w pamięci w zależności od jego wysokości na dłuższy bądź krótszy okres. Patrząc na druczek, albo nawet o nim myśląc staramy się nie popełniać tych samych błędów. Oby dla każdego pirata debilizm na drodze skończył się jedynie wypisaniem tego bardzo popularnego druczka, a nie szarpniętym i zabrudzonym sumieniem na chwile bądź też całe życie.,,Panie Władzo bo ja lubię zapierdal*ć" - krótki urywek pewnego filmu, który od dość dawna jest na topie, gdy tylko nasuwa się myśl o tym, żeby przeginać z przepisami - zwłaszcza w obszarze zabudowanym. Zwróćcie uwagę choćby na opis tego wstawionego przeze mnie powyżej - pierwszy lepszy znaleziony na Youtube. Toż to nawet na końcu jest wesoła minka oznaczająca pozytywny wizerunek motocyklisty, czy oby na pewno? Nie chce się czepiać motocyklistów, ale akurat pierwszy film jaki przyszedł mi do głowy to był właśnie ten. Motocyklista to przenośnia, metafora, bo kierowcy aut częściej i w większej liczbie zapierdala*ą po drogach nieprzepisową prędkością. Tak, film to urywek komedii, wszyscy się śmiejemy no bo przecież pocisnął temu Policjantowi tak, że aż go zatkało. Jeżeli logicznie pomyślimy, choćby przez chwilę to dojdziemy do wniosku, że tego rodzaju delikwent przekraczający prędkość jest jakby to ująć żeby pasowało do filmu hmmm... jest popierdolo*y. Lubisz zapierdal*ć to spierdal*j na tor... ale jeśli już zostałeś złapany to najpierw kilka dobrych punktów i stówek ot tak, żeby nie było, że jazda po torze będzie tańsza niż jazda w głupi i bezmyślny sposób po mieście i nie tylko.Kiedyś w jakimś detektywistycznym codziennym piśmie podawanym na skrzyżowaniu był gorący temat ,,wyścigów nocnych". Spotkało się dwadzieścia kilka samochodów i się ścigali oczywiście na długiej prostej przy osiedlu. Śmigali tą prostą tak długo, że jednemu się znudziło i przywalił w słupa, którego skrócił o 80%. Przyjechała policja, dostali ładny druczek za przedstawienie. Najśmieszniejsze jest to, że tłumacząc mówili ,,a bo nie ma gdzie, przecież umieją wszyscy jeździć i tak dalej". Rozbraja mnie jeden fakt, że po pierwsze jeden załatwił słup i to wcale nie po słup przyjechało pogotowie ratunkowe, a po drugie - robili to kur*a 3km do toru wyścigowego. Cena słupa razy mandaty, czas i zrobienie z siebie gamonia głupio się tłumaczącego ni cholerę nie jest równa całodniowej przejażdżce po torze w bezpiecznych ale jeszcze szybszych i lepszych warunkach niż te na osiedlu. Rozumiałbym ich jakby znaleźli jakiś odcinek gdzieś pod miastem gdzie jest jakieś wygwizdowo, gdzie poza muchami na polu nic spotkać nie można (oczywiście też nie popieram, ale z dwojga złego jak to mówił Szrek lepiej w tę stronę) bo np. jakaś inwestycja nie wypaliła, a nikomu niepotrzebny asfalt pozostał, ale w mieście na osiedlu? To najprostsza odpowiedź na to dlaczego nawet na osiedlu z ograniczeniem do 20km/h są progi zwalniające - bo jak nie przepisami to na siłę - inaczej się nie da... niestety.   AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Test Volvo XC90 D5 225KM, czyli luksus zaparkował na blogu

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Test Volvo XC90 D5 225KM, czyli luksus zaparkował na blogu

Volvo XC90 widoczne na zdjęciu nie jest jakąś specjalną nowością, gdyż jest produkowane od 2014 roku. Auto wciąż jednak wygląda jak prototyp przy którym nadal majstrują projektanci. Na godnego następcę pierwszej generacji czekaliśmy kilkanaście lat. Podejrzewam, że aktualny model przez kolejne kilka dobrych lat wciąż będzie wyglądał nowocześnie. Pierwsze co przychodzi na myśl spoglądając na auto (poza tym, że ,,chciałbym takie w swoim garażu") to fakt, że jest to naprawdę spora fura.Jeśli jesteśmy już przy gabarytach to 495cm długości, a więc dłuuugi. 177,5cm wysokości, a więc wysooooki. 200,8cm szerokości, a więc każdy pas ruchu wydaje się być wąski.21 calowe felgi...... tak 21 calowe:)Do tego wszystkiego duży grill ze sporym logo pośrodku oraz lampy w kształcie przewróconej litery Te to chyba pierwsze elementy, które najbardziej rzucają się w oczy.Z tyłu mamy już charakterystyczną dla tego modelu Volvo lampę. Taka delikatnie odświeżona klasyka, która na pewno wielu przypadnie bądź też już przypadła do gustu.Podwójne zaskoczenie. Pierwsze to oczywiście wygląd zewnętrzny - kolejne to wszystko to co znajdziemy w środku tego Suva. Występuje minimalizm, ale nie taki zupełny. Niektóre ważne funkcje dostępne są również pod przyciskami poniżej dużego 9 calowego ekranu. Klimatyzacją, nawiewem i całą resztą sterujemy za pomocą dotyku. Co ciekawe ekran jest bardzo wrażliwy więc nawet gdy mamy na sobie grube, narciarskie rękawiczki odnalezienie się w tym systemie przygotowanym przez Apple nie będzie stanowiło najmniejszego problemu. Nic się nie wiesza, szybko się ładuje tuż po odpaleniu, więc nie ma się do czego przyczepić. Po kilku dniach wszelkie zmiany różnych funkcji dokonujemy bez zastanawiania się, czyli tak jak za pomocą starych pokręteł lub innych przycisków.System kamer 360 zdecydowanie ułatwia manewrowania tak dużym autem.Nowoczesne auto, więc zabrakło tradycyjnych zegarów, które zastąpiono nowoczesnym, kolejnym w tym aucie wyświetlaczem.Poza ważnymi informacjami pośrodku wyświetlana także może być nawigacja. Nocą oczywiście jasność wszelkich świateł i ekranów możemy regulować dość szybko za pomocą pokrętła umieszczonego nieopodal kierownicy.Volvo zainwestowało kilkanaście miliardów dolarów w nowe XC90. Po tygodniu czuję, że im się to szybko zwróci. Fotele wygodne, wręcz czuć było ten luksus na każdym - no może poza dwoma fotelami w trzecim rzędzie - tam było po prostu komfortowo. Jeżeli jednak postaramy się umieścić tam osoby w okolicach choćby 175cm wzrostu na brak luksusu nie powinny narzekać. Przyglądając się zdjęciom dostrzec możemy, że i tam znajdują się udogodnienia takie jak nawiewy, miejsca na kubki czy inne schowki, a nawet głośniki.Jeżeli chodzi o nagłośnienie to w XC90 było jedne z lepszych jak nie najlepsze z jakim miałem do tej pory styczność. 19 głośników firmy Bowers & Wilkins, które razem ze wzmacniaczem generowały piękne i czyste brzmienie 1400 Watów. Nawet po włączeniu grajka na przysłowiowego fulla nic nie buczało, pierdziało czy stukało.Silnik. Testowany egzemplarz posiadał silnik dwulitrowy (generalnie wszystkie silniki diesla, benzyny czy hybrydy w XC90 mają pojemność 2.0). Silnik 470NM generujący moc 225KM, które spokojnie wystarczały by to dwutonowe auto (bez kilku kilogramów) rozpędzić od zera do setki w dokładnie 7,8sekundy. Jednostka 4 cylindrowa spaliła mi średnio 8L/100km więc całkiem przyzwoicie biorąc pod uwagę masę, gabaryty i przede wszystkim zimowe warunki. Auta jakoś specjalnie nie oszczędzałem, a nawet ani razu nie jechałem na trybie eco. Z tego co się zdążyłem zorientować to latem przy hardkorowej ekojeździe można zejść nawet w okolice 6 litrów na każde 100 kilometrów. Pojemność baku to 70 litrów - sprawdziłem :)Skrzynia biegów - automatyczna, ośmiostopniowa, która działała bez żadnych zastrzeżeń. Napęd 4x4 Haldex 5-generacji spisuje się znakomicie. Nawet na oblodzonej i śliskiej nawierzchni auto zbiera się bardzo dynamicznie.Bagażnik - napiszę po prostu krótko - jest ogromny - wystarczy. 310 litrów przy zajętych 7 fotelach, 670litrów przy pięciu i 2000litrów przy dwóch. W standardowej wersji 5 osobowej bagażnik w XC90 posiada 705litrów pojemności. Na wielki plus zasługuje fakt iż podłoga jest całkowicie płaska i znalazło się tam nawet miejsce na koło zapasowe.Pneumatyczne zawieszenie (koszt 11 200zł). Działa automatycznie - przy większych prędkościach auto obniża się, aby miało lepsze prowadzenie i przyczepność. Prześwit XC90 wynosi 24cm. Gdy przełączymy auto w tryb off-road zawieszenie uniesie się o 4cm i uzyskamy wynik 28cm - możemy w takim trybie jechać maksymalnie 40km/h. Odwrotny do tego trybu, tryb dynamic podwyższa osiągi obniżając przy tym zawieszenie o kilka cm czyli innymi słowy auto zalicza delikatną glebę. W XC90 zawieszenie każdorazowo obniża się po zgaszeniu silnika tak abyśmy mogli lepiej z niego wyjść lub do niego wejść. Kolejne udogodnienie znajdziemy w bagażniku, gdzie mamy wysoki próg załadunku, który możemy obniżyć o kilka cm naciskając odpowiedni guzik. Wszystko pomimo sporych mrozów działało bez zastrzeżeń.Podsumowanie, czyli ,,Panie ile to kosztuje?". Jeżeli chcecie, żeby małe dzieci wytykały wasz pojazd palcami, starsze podziwiały, a dorośli pragnęli je podążając za XC90 wzrokiem to musicie posiadać co najmniej 229 tys. złotych - tyle kosztuje najtańsze XC90 z napędem na jedną oś. Najtańsze 4x4 to wydatek 245 tys. zł. Egzemplarz dokładnie taki jak mój testowy to koszt dokładnie 397 760zł - naprawdę sporo. Analizując jednak rynek drogich i dużych suvów szybko zorientujemy się, że to ,,sporo" oznacza ,,atrakcyjne" wśród konkurencji. Świetne zawieszenie w połączeniu z idealnym kompromisem między osiągami a spalaniem sprawia, że XC90 jest warte uwagi. Przyczepić mogę się tylko do jednego - nie jest to niestety moje auto;/Na koniec standardowo - uzupełnienie relacji w formie wideo (niebawem - trwa montaż wideo na telefonie:)) i poniżej kilka fotek, którymi możecie wytapetować sobie pulpit na komputerze i nie tylko.AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Jadę wolno, bo mi wolno! Nie masz jak, nie masz czym to się dostosuj!

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Jadę wolno, bo mi wolno! Nie masz jak, nie masz czym to się dostosuj!

Tytuł sugeruje, że to będzie wpis o slowdrivingu, ale to nie prawda choć coś w tym stylu. Może nie, że wolno i bez celu, ale tylko wolno:)Kiedyś taką naklejkę widziałem na aucie Audi, takie starsze ale jednak fajne, duże audi. Spodobała mi się, jednak nie miałem jak fotki strzelić. Pan jechał nie byle czym bo S6, takim 4.2 w benzynie 4x4. Sunął 50km/h na długiej prostej - obszar zabudowany.Ostatnio również natrafiłem na taką samą naklejkę tyle, że na eLce, czyli napis nie na aucie jakiegoś maniaka slowdrivingu czy innego powolnego objazdu miasta. Elki jeżdżą by wyjeździć paliwo tzn. godziny,a cel to późniejsze zdanie egzaminu w WORDzie, więc o slowdrivingu raczej mowy być nie może.Nie masz czym, nie masz jak, to się dostosuj! Jakiś czas temu wracam sobie z Warszawy, jestem już za Radomiem, okolice Szydłowa, gdzie aktualnie jest remont. Już przed Szydłowem, dobrych kilka kilometrów długi sznurek aut. Nagle przede mną standardowe zjawisko jazdy na zderzaku. Jest znak jak byk 60km/h, ale zaraz za tym S6 siedzi Pan w Fabii 1.2 gaz i co chwilę dociska zbliżając się i hamuje - taki bezsens jaki często możemy zaobserwować. Chwila przerywanej linii, audi na 90kmh uciekło. Pan w Fabii skupiony i skoncentrowany na tyle zaspał, że zaraz go wzięła Insygnia. Znowu obszar zabudowany. Insygnia zwalnia (wiem co myślicie, pewnie Policja, ale jednak nie) do 50kmh. Fabinka dolatuje wkurzona, wszak kierowca w końcu rozpędził do 90kmh Skodzine, a teraz ktoś znowu stał się zawalidrogą. Znowu ta sama sytuacja, która była za S6. Nie ma czym, nie ma jak, ale będzie siedział na dupie bo myśli, że dzięki temu ten z przodu się wystraszy i dociśnie. Kiedy jednak było wolne i przerywana ten zaspał, albo zapomniał zredukować i się dobrze rozpędzić, albo inaczej - nie miał po prostu czym. Taki delikwent z Fabii nigdy nie korzysta z przepisów. Dlaczego nie korzysta? Ponieważ on nie jedzie 90kmh poza obszarem zabudowanym i 50kmh w mieście tylko uśrednia wszystko na 70kmh - zarówno w mieście jak i poza. Dziwne, ale to tylko jedna z tych wielu dziwot na naszych drogach. Jazda na dupie nic Ci nie da i jeszcze raz się powtórzę, jak jest ciągła i 60kmh, a ktoś śmiga te 60 to jazda za nim na odległość 1 kartki z gazety nic Wam nie daje. Podobna sytuacja jest gdzie kierowca na 50tce jedzie 40, a na 90tce jedzie 70 - masz czym? masz jak i kiedy? to go wyprzedź, a jak nie dasz rady (powiedzmy sobie wprost) to uszanuj jego wolę, bo nigdy nie wiesz dlaczego tak jedzie. Może nie ma dużej wprawy, może jedzie z nim dziecko, które wymiotuje przy wyższych prędkościach, może ma mało paliwa w baku, a do stacji daleko. W każdym bądź razie nie zachowuj się jak prosty, zburaczały cham. AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Podsumowanie roku 2015, czyli coś co było, jest i ciekawe co będzie...

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Podsumowanie roku 2015, czyli coś co było, jest i ciekawe co będzie...

Niewielki spis treści z najważniejszymi wydarzeniami z całego 2015 roku na blogu. Tak na w razie wu, jakby komuś coś umknęło.2015 to kolejny już rok istnienia Strefy Kulturalnej Jazdy. W tych ostatnich 12 miesiącach naprawdę sporo się działo. Napisałem sporo artykułów odnośnie kultury na drodze, bezpieczeństwa. Coś tam się liznęło przepisów, coś tam się napisało w kategorii porady motoryzacyjne. Przybyło kilka dobrych kampanii w dziale myśl przed w tym również mój projekt ,,Ciapa Na Drodze", który możecie śledzić na moim kanale YouTube. Ale to nie wszystko!Strefa Kulturalnej Jazdy to blog motoryzacyjny więc nie zabrakło też relacji z kilku imprez m.in:- Warsaw Moto Show 2015- Dub It Tuning Festiwal Kielce 2015- MotoShow Kraków 2015- Auto nostalgia 2015Przetestowałem 14 samochodów, 1 skuter, 1 wideorejestrator oraz 1 sprzęt do czyszczenia tapicerki.SsangYong Rexton WMitsubishi ASXVolvo V40 Cross Country Ocean RaceSkoda Octavia RSSsang Yong TivoliDS3Renault ZoeYamaha TricityDacia DusterNissan LeafCitroen CactusNissan X-TrailKia CarensSuzuki SX4 S-CROSSRenault FluenceK2 Black PerfectorVicoVation Marcus 4 Premium PackRozesłałem sporo naklejek z logiem bloga, które dumnie zostały przylepione do Waszych autek. Fotki znajdują się w galerii.Na blogu pojawiło się wiele firm, które zaufały Strefie Kulturalnej Jazdy m.in (wielkie dzięki!):Ciągle piszę artykuły dla miesięcznika Szkoła Jazdy, który od czasu do czasu rozdaję na blogu.Było wiele tysięcy odwiedzin, sporo komentarzy, setki lajków na Fejsie, kilkadziesiąt subskrybcji i wiele tysięcy wyświetleń na YouTube - wielkie dzięki!W końcu została wydana papierowa wersja Niecodziennego Poradnika Codziennej Jazdy którego jestem współautorem - kilka sztuk rozdałem już na blogu, ale wciąż jeszcze kilka mam, więc kto wie kiedy kolejny konkurs:)Ale się pochwaliłem - z grubsza to by było na tyle. Fuj zaleciało narcyzem. Tak właśnie wyglądały moje wolne chwile w ostatnich 12 miesiącach. Mam nadzieję, że moja amatorszczyzna jest coraz lepsza:)Plany na 2016? Ha, ja nie wiem co będzie jutro, za godzinę, więc skąd mam wiedzieć co ma być w przyszłym roku. Mimo wszystko mam kilka pomysłów, które sprawią, że kultura na drodze i ogólnie cały blog stanie się jeszcze bardziej popularny niż jest. Internet, sieć jest spora, blog jest jeden, ale wędkarzy zwłaszcza tych motoryzacyjnych jest całe mnóstwo...Kultura na drodze łączy się z bezpieczeństwem. Sprawia, że podróżowanie staje się przyjemnością, a nie udręką jaką nierzadko musimy pokonywać, dlatego nie poddaje się. Postaram się zakasać rękawy jeszcze bardziej i do roboty! Promować kulturę! Mam nadzieję, że w przyszłym roku wszystkiego na blogu będzie jeszcze więcej!AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Test Ssang Yong Rexton W, czyli klasyka w nowoczesnych czasach

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Test Ssang Yong Rexton W, czyli klasyka w nowoczesnych czasach

Ssangyong Rexton W to auto, które jest na rynku od 2012 roku. Niektórym się nigdy nie spodoba, a pozostali się w nim zakochają po uszy. W której grupie jestem? Sprawdźcie sami.Imię mam nietypowe (kwestii przypomnienia Albin:)) i chyba dlatego ciągnie mnie zawsze do nietypowych, innych aut. Dlatego też postanowiłem przetestować Rextona. Na ulicy zbytnio nie ma ich za wiele, więc nie miałem nigdy okazji przyjrzeć się temu bydlakowi z bliska. Odnośnie okazji to chyba odkąd tylko oddałem testowy egzemplarz zauważyłem, że nawet w Kielcach jeżdżą Rextony od czasu do czasu. Albo jest ich coraz więcej, albo test miał na mnie taki wpływ, że zacząłem dostrzegać coś czego nigdy nie dostrzegałem. Pierwsze wrażenie. Zaraz jak tylko dostałem kluczyk do auta pomyślałem jak małe dziecko ,,ale fura" w sensie bardzo duże auto. Nie dość, że duże, bo ma 4755mm długości, 1900mm szerokości oraz 1840mm wysokości to w dodatku również ciężkie 1985kg.Zaglądam brzydko mówiąc pod spód, a tam koło zapasowe, które umiejscowione jest bardzo wysoko. Generalnie nie lubię takiego rozwiązania, ale dzięki temu miejsca w bagażniku jest znacznie więcej. Napisałem wysoko, bowiem prześwit auta to aż 25cm.Pierwsze co pomyślałem to jakaś miejscówka typu lekki teren by sprawdzić jak to sobie radzi kiedy jest trochę błota. Otworzyłem drzwi, wsiadłem i jazda nad zalew.Opony średnie do takiej zabawy, żadne tam terenowe tylko takie zwyklaki asfalciaki, ale i tak frajdy było co nie miara. Patrzę w lewo i podziwiam krajobraz - zdanie nie pasujące do reszty wpisu, ale jednak i tu pojawiło się trochę motoryzacji. Zatrzymałem się. Sprawdzam czy po czymś takim ten Suv da radę - dał bez problemu.Zaskoczenie zawieszenie. W Rextonie jest to podwójny wahacz z przodu ze sprężynami śrubowymi. Na tyle 8-drążkowe niezależne zawieszenie. Generalnie jest dość sztywne, przez co mimo sporych rozmiarów auta te 4 kółka w Rextonie nawet na zakrętach pewnie się trzymają drogi i co ważne nie przenoszą zbytnio żadnych stuków czy innych puków do środka.Siedzi się fajnie wysoko, prawie jak w jakimś busie czy innym dostawczaku. Za kierownicą mamy wrażenie, że każde inne auto wydaje się jakby mniejsze.Jeśli chodzi już o tą kierownicę to wnętrze auta jest kolejnym zaskoczeniem. Przyzwyczajeni jesteśmy, że auta z tej części świata jakim jest wschód posiadają zbyt duże natężenie elektroniki na 1cm2 każdego elementu. Rexton jest niewątpliwie przeciwieństwem - jest inny niż wszystkie co nie oznacza wcale czegoś gorszego. Wszystko zależy od tego jak podchodzimy do tej całej elektroniki. Z jednej strony im mniej tej całej elektroniki tym auto prostsze, łatwiejsze w naprawie, obsłudze oraz tak naprawdę mniej rzeczy, które potencjalnie mogłyby się popsuć. Z drugiej strony jeżeli ktoś nie lubi klasyki i ubóstwia gadżety to zaraz po tym jak tylko usiądzie w środku może być troszeczkę rozczarowany. Owszem jest elektryczna regulacja foteli, lusterek, ale nie ma np. kamery cofania, nawigacji.Silnik i skrzynia biegów. Dwie praktycznie najważniejsze rzeczy w każdym aucie - tutaj obie wywodzą się, pochodzą od Mercedesa ML. Jeśli chodzi o to pierwsze to 2.0 diesel 155KM oraz 360NM. Gdy dołożymy do tego silnika automat 5 stopniowy to setkę osiągamy już po odliczeniu 12.4 sekundy. Brak komputera pokładowego sprawił, że musiałem powtórzyć sobie matematykę. Średnie spalanie wynosiło w okolicach 9L/100km, więc całkiem przyzwoicie.Wnętrza ciąg dalszy. Zarówno w drugim jak i pierwszym rzędzie foteli nie ma się co czepiać - miejsca jest po prostu sporo, nawet dla tych największych osobników.Ale ale - jest jeszcze trzeci rząd i to w standardzie. Auto 7 osobowe, a te dwa fotele na końcu to takie bardziej dla osób do 160cm wzrostu. Przy założeniu, że będziemy podróżować w siódemkę to bagażnik ma tylko nieco ponad 200L pojemności.Sytuacja diametralnie się zmieni, gdy w aucie będzie max 5 osób. Wówczas bagażnik ,,generuje" gigantyczne 1338 litrów pojemności.W podłodze bagażnika kilka schowków w których również można co nieco upchnąć.Podsumowanie. Rexton startuje w salonach od 118000zł. Testowany egzemplarz jak zawsze dopasiony i żeby mieć auto rodem ze zdjęć potrzeba nam 145 tys. zł. Nie jest to mała kwota, ale za te pieniądze otrzymujemy auto 4x4 z reduktorem i świetnym zawieszeniem. Auto posiada wysoki prześwit i ogólnie całe jest po prostu wielkie. Odnośnie wyglądu zewnętrznego to nie mam mu nic do zarzucenia. Może ten tył mógłby być ładniejszy choć w tej wersji kolorystycznej i tak był niczego sobie. Odnośnie wnętrza - jest i owszem dobry sprzęt grający, ale zabrakło za te pieniądze nawigacji, kamery cofania no i oczywiście komputera pokładowego, który pokazywałby nam choćby aktualne zużycie paliwa. Mimo wszystko testowany SsangYong zaskoczył mnie bardzo, a firma obrała właściwy kierunek. Podobają mi się duże auta. Może i ciężko nimi w centrum zaparkować, albo inaczej - ciężko jest znaleźć duże miejsce do zaparkowania, no ale nie można mieć wszystkiego. Zapamiętałem jeszcze jedną fajną pozytywną cechę tego auta - promień skrętu, który wynosi zaledwie 5,6m. Albo siedząc wyżej łatwiej mi było manewrować autem, albo te 5,6m w takim aucie to naprawdę bardziej niż niewiele. Hmm, a może jedno i drugie.Recenzja w formie wideo oraz sporo amatorskich fotek jako standardowe zakończenie testu.AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Najlepsze auto, takie najszybsze, takie, które nie boi się krawężników, takie któremu nie straszna wielka i długa parkingowa rysa czy nawet głęboka studzienka kanalizacyjna to auto firmowe.

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Najlepsze auto, takie najszybsze, takie, które nie boi się krawężników, takie któremu nie straszna wielka i długa parkingowa rysa czy nawet głęboka studzienka kanalizacyjna to auto firmowe.

Czy warto więc kupić używane auto firmowe? Już na wstępie napiszę, że nie należy wrzucać wszystkich aut do tego samego worka.Pamiętam opowiadanie kolegi o jego pierwszym dniu w pracy jako dostawca pizzy. Szkolony był przez kierownika jeden dzień, który ciągle powtarzał ,,jak najszybciej pizza ma być u klienta – reszta jest nieważna”. Wyruszyli spod pizzerii z pierwszą porcją gotowych zamówień. Wiadomo, że jak człowiek głodny to zawsze zły, a jak głodny jest klient to problem jest do drugiej potęgi, ale wracając do tej jazdy. Pierwszy kurs kolega, nowo upieczony dostawca pizzy odbył na fotelu pasażera. Zaraz jak tylko sejczento wyjechało z posesji za około kilkaset metrów spotkało na swej drodze próg zwalniający – taki nowiutki, dopiero oddany do użytku. Droga była pusta, chwilę wcześniej można było jechać 50, a przy progu już tylko max te 20kmh, które widniało na znaku kilka metrów wcześniej. Świeżak siedzi na fotelu pasażera i ze zdziwieniem obserwuje wskazówkę prędkościomierza, która zamiast opadać wzrasta. Pogoda była średnia, tj. trochę deszczowo, trochę dzień taki senny – pomyślał, że kierownik zapomniał o tym ,,spowalniaczu”, wszak w końcu od niedawna ,,on” tam leżał. Podpytuje kierownika czy wie, że zaraz przejadą przez próg zwalniający? Kierownik z uśmiechem odpowiedział ,,wiem, dlatego właśnie przyspieszam, a już przy 60kmh nie będzie zbytnio go czuć, a i pizza nie wystygnie”. Sejczento wszak już miało kilka dobrych lat, ale mogło posłużyć dłużej. Zawieszenie robione było szybciej niż co 6 miesięcy, a po dwóch latach tylko handlarze złomem się nim zainteresowali. Auto firmowe, miało służyć do zarabiania pieniędzy, więc nikt o nie specjalnie nie dbał. Przeglądając oferty pracy jako dostawca pizzy często natraficie na wzmiankę o tym, że szukają kogoś z własnym samochodem. Wszystko dlatego, że w prywatnym samochodzie ten próg zwalniający wygląda jakby straszniej, zwłaszcza jak pomyślimy ile nam zostało z pensji do pierwszego. Napisałem na samym początku, że nie wszystkie auta powinny znajdować się w tym samym worku. Nie ma bowiem opcji, szans i nadziei na to, że znajdziemy dwa auta, ten sam model, marka silnik, rocznik zachowane w takim samym stanie. Pierwszy przykład z dostawcą pizzy jest na pewno zniechęcający do zakupu samochodu firmowego. Należy jednak pamiętać, że nie każdy pracownik nie dba o auto, albo inaczej – nie każdemu pracownikowi opłaca się dbać o auto. Istnieją na pewno auta pizzerii o które dostawcy dbali, ale znaleźć takie to jak trafić przynajmniej 5tkę w totka. Pozycja widzenia, zależy od punktu siedzenia. Tym razem przytoczę wam przykład mojego kolegi menadżera, który otrzymał auto firmowe od swojego szefa i dba o nie jak o swoje własne, dlaczego? Pomijając już fakt, że jest to fajny, dwuletni już VW Passat to nie jest koloru zwykłego białego na brzydkich kołpakach tylko ciemny granat na fajnych siedemnastkach. Użytkuje tego VW jakby był jego – mianowicie służy mu aby dojechać do miejsca pracy i wrócić do domu. Passerati nie posiada nawet nazwy firmy pod tablicą rejestracyjną. Jeżeli mój kolega na drzwiach i masce chciałby mieć reklamę firmy w której pracuje to musiałby za taką zapłacić z własnej kieszeni. Dla niego ten Passek jest po prostu swego rodzaju premią, dodatkiem do pensji. Dlaczego jednak o niego dba? Dlatego, że jak tylko skończy się za kolejne dwa lata leasing to on pierwszy będzie mógł wykupić to auto za dużo niższe pieniądze niż musiałby za nie zapłacić na rynku wtórnym. Jeżeli będzie o nie dbał to potem może mieć auto, którego historii jest pewien, które zna od pierwszego przejechanego kilometra. Firma sprzedając nieco taniej auto swojemu pracownikowi podniesie jego motywację, a to że on dba o nie – obniży koszty obecnej eksploatacji. Jeżeli jednak nie będzie chciał wykupić Passerati to firma zapłaci mu premię za to, że dbał o auto, a sama wystawi je na sprzedaż. Wszechobecna moda na jazdę defensywna i różne ecodrivingi sprawiła, że nawet wielkie korporacje zaczęły się interesować stylem jazdy swoich kierowców. Wysyłają więc swoich pracowników na szkolenia, dają im pewne zasady np. mówiące o tym, że nie należy łamać przepisów drogowych. Lepsza jazda przeszkolonych pracowników to mniejsze zużycie samochodów, mniejsze zużycie paliwa co po prostu oznacza dla firmy mniejsze wydatki na całą flotę. Wyprzedzanie na podwójnej ciągłej czy wpychanie się na trzeciego – taki film na Youtube z udziałem jakiejś służbówki nie jest dobrą reklamą danej firmy. Zarówno Sejczento jak i Passerati w tym wpisie to auta firmowe. Różnica poza wartością jest jedna i to wielka – jakość użytkowania. Oferty sprzedaży samochodów firmowych , które widnieją w Internecie bywają takie same jak te z rynku osób prywatnych – różne z wielką niewiadomą. Samochody firmowe posiadają kilka pozytywnych cech, które przemawiają na korzyść ich zakupu: - przeważnie są to kilkuletnie samochody, najczęściej 3, 4 letnie, bowiem takich leasingów udziela się najwięcej, - w większości przypadków, praktycznie prawie wszystkie mają jasną, przejrzystą historię. Po co pracownik ma kombinować z przebiegiem, jeździć dłużej na zużytych oponach, startych klockach czy tarczach jak to nie jego auto. Firma płaci, więc im wcześniej zgłosi usterkę tym lepiej dla niego. Auta są nowe, na gwarancji, więc aby gwarancję utrzymać serwisuje się je w ASO. Niektórzy pośrednicy są tak pewni swoich aut, że dają nawet swoją gwarancję techniczną na zakupione u nich samochody, - atrakcyjna cena oraz możliwość odliczenia VATu w przypadku gdy chcemy kupić auto dla swojej firmy. Z przebiegiem bywa różnie, a nawet te większe nie zawsze będą groźne. Jeżeli są robione w dłuższych kilkuset kilometrowych trasach to nie będą tak szkodzić silnikowi i całemu autu jak ten sam przebieg zrobiony tylko po danym mieście czy województwie, gdzie jakiś przedstawiciel handlowy spiesząc się do niecierpliwego klienta zażyna swoją ,,służbówkę” jak rzeźnik świnię. Z innej strony patrząc to są przedstawiciele, którzy pracują długo w zawodzie, jeżdżą sporo i wiedzą jak szanować auto by przejechało jak najwięcej. Osobiście nie katowałbym auta, którym miałbym zapuścić się 500km od domu by popsuł mi się gdzieś na jakimś zadupiu w szczerym polu. Ostatnia sprawa – autem firmowym nie zawsze musi jeździć pracownik – może jeździć również właściciel, który wie ile zapłacił za dane auto. Zawsze przy zakupie auta używanego musimy uważać. Jeżeli ktoś natomiast sprzedaje 10 aut tego samego modelu na placu to zawsze możemy wybrać dla siebie ten idealny, najmniej zużyty. Bardzo dużo aut poleasingowych możecie znaleźć na stronie http://autakrajowe.com.pl/, więc jeżeli mój artykuł Cię zachęcił – zapraszam do zapoznania się z ich ofertą. AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Patologia lewego pasa

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Patologia lewego pasa

Specjalna dedykacja dla kierowców – okupantów, którzy uwielbiają lewy pas tak bardzo, że jak tylko przejadą się po nim kilka metrów to tak się w nim zakochują, że nie mogą się z nim rozstać. czyt. zjechać na prawy.Natarczywe, niepotrzebne zajmowanie i okupowanie lewego pasa nie należy do rzadkich zjawisk na naszych drogach. Wystarczy pojeździć trochę po jakieś eksresówce czy innej autostradzie by się przekonać, że okupanci istnieją naprawdę i stanowią zagrożenie dla pozostałych uczestników ruchu drogowego. Każdy taki okupant lewego pasa kieruje się zazwyczaj swoją własną ideologią, więc postanowiłem opisać kilka najczęstszych przykładów.Nauczyciel, który przeczytał tylko wersję demo Ustawy Prawo o Ruchu Drogowym, czyli tzw. Kodeks Drogowy. Otóż w ręce takiego nauczyciela trafił niestety tylko rozdział o maksymalnej dozwolonej prędkości na autostradzie czy też drodze ekspresowej. Nauczyciel pędzi, więc te maksymalne dozwolone 120 czy 140 w zależności od tego po jakiej drodze śmiga. Pędzi w ten sposób, bo uważa, że nikt go nie powinien wyprzedzić, a jeżeli ktokolwiek spróbuje to złamie przepisy. Stara się więc tamować ruch na lewym pasie i nic go nie przekona, że pilnując jednego przepisu łamie pozostałe tj. tamowanie ruchu, jazda lewym pasem. Skąd jednak ten biedny nauczyciel ma wiedzieć, że bardziej szkodzi niż pomaga - przecież jego kodeks drogowy jest wersją bardzo uszczuploną od oryginału. Przy zwężeniu typowy nauczyciel przeistacza się w typowego, bardzo znane już nam wszystkim szeryfa drogowego, który to blokuje dalej lewy pas tłumacząc wszystkim, a przede wszystkim samemu sobie, że tak będzie lepiej dla nas wszystkich.Fes bryka. Właściciel lepszego auta niż średnia krajowa. Jedzie lewym pasem, ponieważ wie, że pod nogą jest kilkaset koni. Nikt więc nie powinien go wyprzedzać, a skoro nikt to bez sensu jest przejeżdżać na prawy skoro niebawem będzie pewnie ,,musiał" wrócić na lewy. Czasem bywa, że taki delikwent zjedzie nam na prawy, ale dopiero po dłuższej chwili. Nierzadko również zjeżdżając na prawy dociśnie i załączy wszystkie turbiny by nam, a w zasadzie sobie udowodnić, że niepotrzebnie zjeżdżał, bo i tak nikt go nie dogoni.Wszechwiedzący. Kierowca, który wie, że lewym się wyprzedza, a prawym jedzie prosto. Szanuje zasady i wie, że musi zjechać na prawy jak tylko ktoś pojawi mu się na ogonie. Jedzie więc dumnie lewym i od czasu do czasu zerka po lusterkach. Przy ekspresowych czy też autostradowych prędkościach, aby zawsze zjechał wszystkim, którzy za nim się pojawią to musiałby ciągle patrzeć po tych lusterkach. Co z tego, że zjeżdża, a ktoś mu siądzie na zadek. Kierowca, który chciał go wyprzedzić i tak wcześniej musiał zdjąć nogę z gazu i poczekać co taki wszechwiedzący wykombinuje tym razem.Sędzia. Kierowca, którego wskazówki na zegarach zawsze są na czerwonych polach. Gdy jest hałas w kabinie, a przy okazji nic nie puka i nic nie stuka, a pasażer mówi ,,nieźle idzie" to lewy pas jest jego. Lekkie zwarcie występuje, gdy w baku ma jeszcze dużo, a przed nim pojawia się zawalidroga wyprzedzający ciężarówkę jadąc 140kmh co wygląda marnie przy jego 150kmh. Delikwent mryga światłami, dodaje klakson. Następnie czasem czeka aż ten ,,zawalidroga" skręci na prawy, albo niecierpliwiąc się sam skręca na prawy wyprzedza ,,zawalidrogę", ustawia się przed nim i daje ostro po heblach. Sędziemu wydaje się, że w ten sposób uczy, daje nauczkę ,,zawalidrodze". Gamoń nie wie jednak jakie stworzył niebezpieczeństwo, a ,,zawalidroga" akurat nic mu nie zawinił. Osobiście zawsze podejrzewam, że wózek sędziego jest w opłakanym stanie no bo gdyby było inaczej czyt. miał sprawne hamulce to zwolnił by nieco, poczekał aż ,,zawalidroga" mu zjedzie i dodał znowu gazu. Sędziemu jednak zbyt długo najprawdopodobniej zajęło wcześniej rozpędzenie auta do 150 i dlatego postanowił wymierzyć ,,sprawiedliwość".Poza tymi kilkoma głównymi rodzajami patologii lewego pasa jest jeszcze jeden typ i śmiało można powiedzieć, że jest najbardziej niebezpieczny. Jest to kierowca, który nie patrzy w lusterka. Kierowca, który śmiga za ciężarówką prawym pasem, aż tu nagle ni stąd ni z owąd postanawia zacząć okupacje lewego pasa. Problem jednak w tym, że nie patrzy czy lewy pas jest wolny, a czasem nawet jak patrzy to i tak myśli, że ten w lusterku jest  jeszcze bardzo daleko, że zdąży wyprzedzić i się schować na prawy zanim auto z lusterka siądzie mu na zderzak. Bywa niestety przeważnie inaczej. Rozwiązanie. Patologię lewego pasa jak najbardziej da się zlikwidować. Istnieje kilka zasad, których zamiast lewego pasa powinniśmy się trzymać, stosować je i wówczas problem opisywany w tym artykule by nie występował. Mianowicie: - jeżeli nie skręcasz za chwilę w lewo to jedź prawym pasem (chwila to nie 5, 10, 15 czy 50km), - lewym pasem tylko wyprzedzaj, - po wyprzedzeniu pojazdu zjeżdżaj na prawy pas, - jedź prawym pasem jeżeli jedziesz prosto lub w prawo, - jeżeli widzisz w lusterku, że ktoś jest na lewym pasie tzn. że wyprzedza i poczekaj aż dokończy manewr, - jeżeli ten tzw. ,,TIR” mknie przed Tobą 90kmh to staraj się wyprzedzać go z maksymalną dozwoloną prędkością tj. np. 120kmh na ekspresówce zamiast 92kmh, które sobie wymyśliłeś, - jeżeli ktoś wyprzedza, a Ty do niego ,,dolatujesz" i masz na budziku w okolicach 200kmh to musisz zwolnić i okazać trochę kultury, cierpliwie czekając chwilkę,- zmieniając pas używaj dużo wcześniej kierunkowskazów. Ty wiesz jak chcesz jechać, ale poinformuj o tym wcześniej pozostałych i czekaj na dogodną chwilę. Jakież to proste i logiczne. W Polsce obowiązuje nas ruch prawo strony, a zatem zgodnie z przepisami, jeżeli nie wyprzedzamy musimy jechać zawsze skrajnym, prawym pasem lub przy prawej krawędzi jezdni. W przeciwnym przypadku grozi nam mandat – niestety tylko nam grozi, bowiem rzadko ktoś otrzymuje za złamanie tych przepisów mandat chociaż na turbinie pewien okupant dostał jakiś czas temu mandat – był mega zdziwiony, bo nie przekroczył maksymalnej dozwolonej prędkości. Pamiętajcie więc, że prędkość nie wszystko. Oczywiście okupantów można na ekspresówkach i autostradach wyprzedzać z prawej strony. Trzeba jednak uważać na to, żeby taki delikwent nagle się ,,nie obudził” i postanowił zjechać na prawy. Wyprzedzanie prawą stroną jest w takich przypadkach dozwolone, ale także niebezpieczne, więc trzeba zabrać się za uświadamianie okupantów zanim na dobre przejmą lewy pas.Trochę to tak wyszło na pierwszy rzut oka, jakbym chciał ochronić tych, którzy jadą szybciej niż maksymalna dozwolona prędkość. Tak naprawdę zachowując, stosując się do zasad w tym poście ochronimy wszystkich, czyli zarówno tych, którzy jadą dużo za dużo, jak i tych, którzy nie przekraczają maksymalnej, dozwolonej prędkości. Jeżeli ktoś ma jechać 150kmh to wolę, aby jechał tyle na ekspresówce czy autostradzie zamiast w obszarze zbudowanym, przez jakąś wioskę pod miastem, gdzie w każdej chwili może wyskoczyć przed maskę choćby dziecko. W Niemczech są drogi, gdzie nie ma ograniczeń prędkości, a ukarani możemy zostać za np. brak odstępu. Odstęp to bardzo ważna sprawa dla bezpieczeństwa - odpowiednio zachowany pozwala jechać bezpiecznie przy bardzo wysokich prędkościach. W Polsce brak ograniczeń nie przejdzie, bo my kochamy jeździć na zderzaku. W dodatku o rozsądek i kulturę na drodze coraz trudniej.AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Wideorejestrator Vicovation Marcus 4, czyli obszerny test czarnej skrzynki

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Wideorejestrator Vicovation Marcus 4, czyli obszerny test czarnej skrzynki

Jeżeli masz już dość najgorszych czyt. najtańszych wynalazków z marketów, które jedynie straszą pozostałych kierowców tym, że po prostu są na szybie, a nie jakością nagrania na którym dokładnie widać kto, co i kiedy zrobił to zapraszam do zapoznania się z dzisiejszym testem rejestratora jazdy, który śmiało można stwierdzić, że jest z rodzaju urządzeń premium.Co jest w pudełku? Wideorejestrator jest zapakowany w bardzo ładne, eleganckie pudełko. Niby to tylko takie czarno na żółtym, ale minimalizm poziom ekspert. W zestawie Kamera Samochodowa Vico Marcus 4 Premium Pack znajduje się: - oczywiście Kamera Vico Marcus 4 Ultra HDR - ładowarka samochodowa, której kabel ma ok. 4m długości - uchwyt z przyssawką - uchwyt z taśmą dwustronną 3M - uchwyt szybkiego montażu umożliwiający montaż filtra CPL (filtr CPL jest do nabycia opcjonalnie) - instrukcja obsługi w języku angielskim/niemieckim/rosyjskim (instrukcja w języku polskim do pobrania ze strony wideorejestratory24.pl )- karta gwarancyjna Oprogramowanie Vico Player pod Windowsa można pobrać ze strony wideorejestratory24.pllub http://www.vicovation.com/downloads.asp?lang=eng Opcjonalnie możemy dokupić do kamerki: - filtr polaryzacyjny CPL (109zł), którego zadaniem jest wyeliminowanie odbić z szyby przedniej naszego samochodu - moduł GPS (89zł) – dzięki niemu kamerka zapisuje bieżącą prędkość oraz pozycję pojazdu W przypadku firmy Vicovation ,,nasz Pan” to nie tylko klient, ale także użytkownik. Firma wypuszcza aktualizację swoich urządzeń regularnie. Aktualizacje mają za zadanie sprawić, aby sprzęt był jeszcze bardziej wydajny m.in. lepsza jakość obrazu, dodanie nowych funkcji takich jak tryb parkingowy czy polskie i nie tylko języki itd., itp. Zaktualizować urządzenie możemy bezpłatnie, a aktualny soft jest dostępny na stronie producenta http://www.vicovation.com/downloads.asp?lang=eng Jedziemy z koksem, czyli zacznijmy od kilku danych technicznych. Rozdzielczość 2560x1080p (21:9) z 30klatkami na sekundę oraz Super Full HD czyli 2304x1296 (format 16:9 i także 30klatek na sekundę). Raptem kinowy format 21:9 sprawia, że po nagraniu naszej produkcji przyda nam się dobry i duży telewizor oraz spora ilość popcornu. Za to, żeby nasza produkcja się nie rozmazywała odpowiada 4-megapikselowy przetwornik obrazu OmniVision OV4689. Aby urządzenie działało jak należy, czyli bez żadnych zwiech, zacięć itd. producent zamontował procesor Ambarella A7. Tryb Ultra HDR i 3DNR. Krótko rzecz ujmując to nic innego jak coś co sprawia, że nocne nagrania są czytelne i pełne wielu szczegółów. Na naszych nagraniach będzie widać sporo ponieważ kąt widzenia obiektywu to aż 160 stopni. Na nagraniu poza maską naszego samochodu, będzie widać także sporą część pobocza. Profesjonalny tryb parkingowy, czyli nagrywanie podczas postoju. Zamiast bawić się, grzebać w opcjach to wystarczy kliknąć Smart Parking Mode by rejestrator przeszedł w tryb parkingowy. Gdy tylko zatrzymamy pojazd w tym trybie po 10minut braku ruchu kamerka przerywa nagrywanie i wznawia je dopiero kiedy coś lub ktoś się poruszy w polu jej widzenia. Nagrywanie video na karcie załącza się z 4-sekundowym wyprzedzeniem pojawienia się obiektu w polu widzenia. Gdy tylko odpalimy furę i ruszymy Marcus 4 sam ponownie i automatycznie wznawia ciągły zapis wideo. 2” wyświetlacz. Proste, intuicyjne menu, w dodatku po polsku, które potrzebuje zaledwie kilkunastu minut naszej uwagi i nawet bez czytania instrukcji opanujemy je do perfekcji. Producent nie popisał się z jakością tłumaczenia interfejsu na polski, ale nie stanowi to istotnej przeszkody w codziennym użytkowaniu. Można jednak liczyć na to, że zostanie to skorygowane wraz z kolejnymi aktualizacjami firmware. Pozostałe dane dla poważnych kinomaniaków: - funkcja nagrywanie w pętli, czyli tzw. Loop Recording - jasny 6-el. obiektyw o przesłonie f/2.0 - rejestrowany obraz możemy bez problemu obrócić o 180 stopni - wyjście mini-HDMI Kamerka Marcus 4 obsługuje karty o dużej pojemności. Spokojnie możemy wrzucić do niej nawet 64GB. Będzie pracować normalnie, a przy takiej pojemności karty nagramy ok.8 godzin życia naszego auta. Niewielka czarna skrzynka posiada czujnik wstrząsów tzw. G-Sensor. Dzięki niemu przy jakimś gwałtowanym hamowaniu lub innej awarii na drodze, kamerka nie kasuje danej akcji tylko ją bezpiecznie zapisuje. Następnie kontynuuje nagrywanie nadpisując po wyczerpaniu pamięci najstarsze nagrania. Marcus 4 posiada kondensator zamiast baterii. Jest to ważna zaleta kamerki, gdyż kondensatory są znacznie bardziej odporniejsze na hardkorowe temperatury zarówno latem oraz podczas zimy. Kondensatory także nie tracą swojej pojemności po kilku czy kilkunastu miesiącach użytkowania w porównaniu do typowych baterii Li-lon. Jeżeli zdecydujemy się na to by czarna skrzynka pozostała w trybie gotowości podczas naszej nieobecności w aucie to musimy pamiętać, aby zapewnić jej dopływ energii. Nie we wszystkich samochodach jednak gniazda zapalniczki działają 24h. Dobrze jest podpiąć się bezpośrednio do kabelków instalacji elektrycznej, ale to nie wszystko. Może i to urządzenie jest niewielkie ale przez kilka dobrych godzin zawsze tego prądu trochę zeżre. Kamera jest zasilana prądem o napięciu 5V, a nie 12V jak w typowej instalacji elektrycznej w samochodzie. Mimo wszystko dobrze jest zaopatrzyć się w specjalny adapter zasilania, który zabezpieczy nasz akumulator przed całkowitym rozładowaniem. Tyle już o tych danych technicznych i innych cudach wypisałem, że mózg mam zjechany. Przejdźmy teraz do konkretów, czyli jak sprzęt sprawuje się w akcji. Kino za dnia – fajnie, że kamerkę testowałem w grudniu, przy słabym oświetleniu słonecznym, a nie przy plus 30, gdzie wszystko zawsze pięknie widać. Zapraszam do zapoznania się z produkcją Full HD HDR. Zbytnio komentować chyba nie trzeba. Jakie jest nagranie to każdy z Was widzi – świetne. Pamiętajcie jednak, że wgrywając film na Youtube będzie on w gorszej jakości niż ta, w której był on rzeczywiście nagrany. Nocne kino nie tylko dla dorosłych na tej samej trasie co powyżej. Nagranie jak to powyższe zostało nagrane zarówno w mieście, gdzie jak wiemy jest przeważnie pełno lamp i zawsze to lepiej widać niż poza obszarem zabudowanym. Wyszło pomimo późnej grudniowej pory bardzo czytelnie i wyraźnie.Obszar podmiejski i niezabudowany nocą.Zwróćcie uwagę na samochody poza obszarem zabudowanym jadące z naprzeciwka – to nie są tylko jakieś tam lampeczki czy inne punkciki, ale dokładnie możemy określić skąd auto jechało, jak wyglądało itd. Nie ma nic rozmazanego. Jechałem na ,,normalnych” światłach, bez halogenów czy tzw. ,,długich”. Weźcie trochę popcornu. Pod tym linkiem filmy w wersji surowej (właśnie się wgrywają - niebawem link będzie aktywny), bez żadnych fotoszpoów i innych cudów, czyli takie video prosto z kamerki. Vicovation Marcus 4 to bez wątpienia świetny rejestrator jazdy. Niezależnie od pory dnia i pogody nagrania są znakomite. Samo urządzenie jest niewielkie i stosunkowo lekkie, więc problem montażu go nie dotyczy. Może trochę szkoda, że ten GPS i filtr CPL nie jest wbudowany, ale nie można mieć wszystkiego i nie wszystkim wszystko potrzebne. Większość, w tym przynajmniej ja potrzebuję wyłącznie samego nagrania. Miejsce akcji będzie widać na filmie, a prędkość nie będzie żadnym dowodem w sprawie, gdyż urządzenia inne niż te, które są zamontowane w policyjnych radiowozach homologacji na prędkość jak na razie nie posiadają. Gdyby GPS był wbudowany to pewnie zwiększyły by się gabaryty, a wtedy narzekać można by znowu na rozmiar. Poza tym można też zawsze ponarzekać na cenę no bo kosztuje to małe cacko kilka dobrych stówek (699zł). Osobiście uważam, że w tym przypadku cena idzie w parze z jakością, wszak nie można mieć profesjonalnego sprzętu za cenę bubla no-name z marketu. W gruncie rzeczy to od Was zależy czy chcecie mieć komentarze na Youtubie w stylu ,,jaką lodówką to kręciłeś, co to za kwadraty, nic nie widać” itd. czy też ,,świetny obraz, jaką masz kamerkę”. Wideorejestratory stały się bardzo popularne dlatego, że to właśnie dzięki nim wielu kierowców uniknęło kłopotów oraz wydania niepotrzebnych pieniędzy osobom, które chciały wyłudzić odszkodowanie. To co się dzieje na naszych drogach niejednokrotnie woła o pomstę do nieba. Dobrze, że część materiałów trafia do sieci jako kolejne odcinki serii ,,best of”, w których zachowania idiotów powinny być ściśle analizowane przez osoby siedzące przed monitorem. Jeżeli szukasz profesjonalnej czarnej skrzynki dla siebie, albo dla kogoś ze swoich bliskich to wybierając Vicovation Marcus 4 na pewno się nie zawiedziesz. Jeżeli już to zamontujesz, nagrasz co nieco, a potem obejrzysz premierę przygody, zwykłej przejażdżki czy choćby dramatu, horroru jaki przeżyłeś, widziałeś na drodze to z pewnością to małe ,,pudełeczko” stanie się obowiązkowym elementem wyposażenia Twojego samochodu. Osoba, której podarujesz takie urządzenie, na pewno nie będzie pytać Cię następnego dnia o to czy masz paragon, bo chce to zwrócić do sklepu. Bliska Ci osoba, obdarowana takim prezentem raczej także nie będzie chciała pozbyć się takiego cuda na aukcji – no chyba, że właśnie zabraknie jej do nowszego modelu, który będzie dostępny… za jakiś czas:) Jeżeli nie wiesz, gdzie ,,tego” szukać to chętnie Ci pomogę – wystarczy kliknąć w obrazek poniżej lub wpisać www.Wideorejestratory24.pl w przeglądarkę.  Czas na chrupki. Poniżej cały test w formie wideo, a w nim więcej nagrań w różnych ustawieniach wideorejestratora.AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Czy kupisz (kupiłbyś) świadka wypadku? Któremu można zaufać i w jaki sposób wybrać tego odpowiedniego by nie stracić forsy?

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Czy kupisz (kupiłbyś) świadka wypadku? Któremu można zaufać i w jaki sposób wybrać tego odpowiedniego by nie stracić forsy?

Czarna skrzynka, naoczny świadek wypadku, kamerka samochodowa, rejestrator czy po prostu wideorejestrator jazdy – tak w skrócie nazywamy coś co jest ostatnio niezwykle popularnym gadżetem wśród kierowców. Poza tym, że jest to popularne to także poprawia bezpieczeństwo naszego portfela i nie tylko. Na co zwracać uwagę przy dokonywaniu wyboru sprzętu? Które parametry są najważniejsze? Czy to w ogóle jest legalne? Na te pytania znajdziecie odpowiedź w tym artykule.Czasem na drodze dzieją się takie rzeczy, które nawet najstarszym filozofom się nigdy nie śniły. Wideorejestratory pomagają się czuć bezpieczniej zwłaszcza tym kierowcom, którzy jeżdżą zgodnie z przepisami. Jeżeli mamy film z miejsca kolizji to zamiast rozmawiać ze sprawcą i tłumaczyć wszystkim łącznie z Policją co zaszło i dlaczego jesteśmy niewinni, wystarczy, że zaprosimy publiczność do swojego auta i puścimy premierowy odcinek, który wyjaśni sprawę. Sprawca raczej nie będzie miał wyjścia i przyzna się od razu. Oczywiście winny może także wycofać się i skierować sprawę do sądu, ale to tylko zwiększy oglądalność filmu, a kary i tak nie uniknie, a takie kino akcji z chęcią obejrzy również jego ubezpieczyciel. Czy używanie wideorejestratora jest legalne? Wszystko zależy od kraju w jakim się obecnie znajdujemy, bowiem nie wszędzie używanie rejestratorów jazdy jest legalne. Nie będę zgłębiał się we wszystkie kraje, a skupie się jedynie na tym najważniejszym dla nas czyli Polsce. Gdy wideo z rejestratora jazdy ma służyć jedynie nam, po to żeby przy kominku za kilka lat powspominać jakimi pięknymi trasami śmigaliśmy to nie ma żadnych ograniczeń, które by nam zabraniały mieć aktywnej kamerki w aucie. Aktualnie w naszym kraju można jeździć, nagrywać i oczywiście taka wisienka na torcie – publikować. Niestety jest pewne ale – otóż to co nagramy naszą kamerką nie może naruszać prywatności pozostałych osób w sposób, który można być uznać za nieodpowiedni. Tu dość dużą sprzeczką w rozmowach przy kawie zawsze jest to czy można pokazywać, publikować filmy na których widać tablicę rejestracyjną danego samochodu. O ile w przypadku twarzy – lepiej, aby one zawsze były zamazane to nr tablic w naszych produkcjach zakrywać nie musimy. Numery nikomu nic nie mówią poza tym gdzie prawdopodobnie zarejestrowane jest dane auto – zidentyfikować kierowcy na ich podstawie nie możemy. Który rejestrator jazdy będzie najlepszy? Na co zwracać uwagę przy zakupie sprzętu? Które parametry są najważniejsze? Bądź mądrzejszy zanim wyrzucisz niepotrzebnie pieniądze! Generalnie przyjęło się, że im wyższa cena tym lepsza jakość i niewątpliwie tak przeważnie jest. Gorzej sytuacja wygląda i mamy mały dylemat, gdy w określonym przez nas budżecie, danym przedziale cenowym jest kilka kamer różnych producentów, z różnymi parametrami. Oczywiście zdarzają się przypadki gdzie kamery mają te same parametry, tak samo wyglądają, a różnią się jedynie logiem na obudowie – przeważnie wszystkie najgorsze, które są zamawiane w tej samej chińskiej fabryce, w której o jakości nikt nie słyszał. Jeżeli nasz budżet wynosi kilkadziesiąt, 50-100 zł to musimy sobie zdawać sprawę z tego, że wideo z takiego ,,czegoś” będzie mało użyteczne i czytelne, zwłaszcza przy gorszej pogodzie lub w nocy, a sprawca wypadku przyzna się do winy jeżeli się przestraszy nie samego filmu, ale tego, gdy dowie się, zobaczy, że ,,coś” tam jest przyklejone do naszej przedniej szyby. Mam kilka kamer ,,na oku” i nie mogę się zdecydować, na co zwrócić uwagę? Jakość naszej produkcji, czyli: - rozdzielczość, powinna być przynajmniej FullHD (w obecnych czasach HD to już przeszłość). Pamiętać należy jednak o tym, że za rozdzielczością powinna iść też jakość. Jeżeli na opakowaniu jest napisane, że rozdzielczość jest interpolowana do FullHD to w efekcie mamy rozmiar FullHD a jakość nagrania może być dużo gorsza niż zwykłe HD. - ilość klatek na sekundę. Względne minimum zapewniające dobrą jakość obrazu to 30fps, aczkolwiek coraz częściej można spotkać wideorejestratory pracujące w przedziale 45 lub 60fps. - kąt widzenia. Zakres, szerokość obszaru jaki będzie widoczny na nagraniu – nie ukrywając tutaj im większy kąt widzenia tym lepiej. Wszak lepiej, aby widać było skąd jechało auto, które w nas uderzyło niż widzieć sam moment jak gniecie naszą maskę. 120 stopni to chyba takie minimum, a wszystko powyżej to już coraz lepiej. Okolice 160 stopni będą zadowalającą rewelacją. - stabilizacja, niestety producenci często zapominają wspomnieć o niej. O tym czy jest czy jej w ogóle nie ma, przekonamy się  zazwyczaj dopiero gdy obejrzymy naszą produkcję. Warto zatem przed zakupem danego sprzętu pooglądać kilka przykładowych nagrań z danej kamerki choćby na Youtubie. - wyświetlacz. Nie wszystkie kamery go posiadają, a jest bardzo przydatny. Zamiast strzelać kamerką na ślepo, dobrze jest wiedzieć jak ją mamy ustawioną i jaki dokładnie obszar będzie na filmie. - detekcja ruchu. Kamera zamiast nagrywać non-stop, nagrywa tylko moment w którym wyczuje jakiś ruch. W trasie mało przydatne, bo tam lepiej nagrywać wszystko, ale gdy rejestrator będzie posiadał opcję ,,nagrywania parkingowego” to gdy nas nie będzie, a stało by się coś z naszym autem to mamy większe szanse na znalezienie sprawcy. - długo jeszcze? Jedna z ważniejszych spraw, czyli obsługa kart o dużej pojemności np. 64GB. Przydaje się zwłaszcza jeżeli jeździmy w długie trasy. - kondensator czy bateria? To pierwsze jest bardziej odporne na niskie oraz wysokie temperatury. Ważna sprawa, ponieważ jeżeli dużo jeździmy naszym autem to czy tego chcemy czy też nie plastik przez przednią szybę mocno się nagrzewa. - oprogramowanie. Z tym na komputerze to jeszcze pół biedy, bo to nawet jak kupicie kamerkę to podejrzewam, że nie zawsze będzie Wam się chciało śledzić dokładną trasę z mapą w ręku tj. gdzie ile jechaliście itd. Ważniejszy jest software oraz hardware samego wideorejestratora. Ważne, aby sprzęt działał bez żadnych zwiech itd. Szarpiącego się filmu chyba nikt nie lubi oglądać. Nie zapomnijcie dowiedzieć się, prześledzić historię odnośnie aktualizacji softu. Czy dany producent myśli o swoim kliencie także ,,po” czy ten jest ważny dla niego tylko ,,przed lub w trakcie” zakupów. - wielkość kamery. Po pierwsze im mniejsza tym mniej miejsca zajmuje na szybie, czyli nie ogranicza nam widoczności. Po drugie, gdy jest mniej widoczna to nie będzie rzucać się w oczy potencjalnym złodziejom. - ilość kamer w zestawie. Owszem są już kamerki, które mogą również nagrywać nie tylko to co się dzieje z przodu naszego auta, ale także z tyłu. Nie należy popadać jednak w paranoję, bo z auta zrobimy tylko kolejne reality show. Wszystkiego i tak nigdy nie unikniemy, a najwięcej rzeczy zawsze dzieje się z przodu, przed nami. Mam nadzieję, że art. okaże się pomocny. Niebawem na blogu test pierwszego wideorejestratora, który wybrałem dla siebie. Będziecie go mogli podziwiać na blogu, a zakupić w sklepie AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Nie masz fartucha? Nie pojedziesz!

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Nie masz fartucha? Nie pojedziesz!

Podczas ostatniej deszczowej pogody przyszedł mi do głowy pomysł na dzisiejszy wpis. Pomysł okazał się jednak dość trudnym zadaniem do rozwiązania, ale chyba się udało. Jedziesz sobie ekspresówką w deszczowy dzień, nagle zjeżdżasz na zwykłą drogę gdzie można sunąć 90km/h. Trwa remont w pobliżu i droga na dość długim odcinku nie dość, że jest mokra, bo pada deszcz to dodatkowo na tejże drodze jest spora ilość gliny i innego dziadostwa, która jest pod postacią wkurzającego błota. To błotko jest bardzo denerwujące bo przed nami, ale także za nami jedzie sznur aut. Trzymamy jakąś tam odległość, ale nagle sytuacja wygląda tak, że całe to błotko wymieszane z wodą ląduje na naszej przedniej szybie, a więc wycieraczki raczej nie odpoczną, a filtr przeciwpyłowy zapewne zabrudzi się bardziej niż zazwyczaj. Na całe szczęście jedziemy autem w dobrym stanie technicznym, a wycieraczki kupiliśmy pod hipermarketem od specjalisty, który nam je wcisnął na parkingu – na szczęście pasują, a płyn z tegoż też hipermarketu był na promocji więc nie będziemy sobie żałować, zwłaszcza w takiej sytuacji. Wyobraźmy sobie teraz, że nie jedziemy autem, nawet takim niesprawnym, tylko jedziemy motocyklem. No właśnie. Jeżdżę po tych imprezach motoryzacyjnych tu i tam. Wszędzie pokazywane są piękne samochody, a to starsze, a to nowsze, ale okazuje się, gdy przyjrzymy się im bliżej to naprawdę niewiele jest takich, które byłyby wyposażone w fartuchy, błotochrony czy inne rzeczy, które mogłyby zaradzić sytuacji opisanej nieco wyżej. Generalnie wydaje mi się, że wszystkie auta, zwłaszcza te nowe powinny być wyposażone w takie fartuchy. Dlaczego jednak nie są? Czyżby przepisy były bardzo skomplikowane, niejasne i każdy interpretuje je tak jak sam chce? Niewielu producentów je montuje seryjnie, ale jako opcja wyposażenia dodatkowego jest w kilku modelach jak najbardziej dostępna.  Jeżeli chodzi o ten przepis to brzmi on dokładnie tak: OBWIESZCZENIEMinistra Infrastruktury i Rozwoju z dnia 30 stycznia 2015 r. w sprawie ogłoszenia jednolitego tekstu rozporządzenia Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia Rozdział 2 Wyposażenie § 11. 1. Pojazd samochodowy wyposaża się: 11) w fartuchy odpowiednio przedłużające tylne błotniki od tyłu albo umieszczone dalej od kół niż błotniki, jeżeli przy masie własnej pojazdu błotnik lub inny znajdujący się w płaszczyźnie symetrii opony za tylnym kołem element nadwozia lub podwozia, osłaniający tylne koło (koła) położony jest wyżej nad jezdnią niż 0,25 odległości tego elementu od pionowej płaszczyzny przechodzącej przez oś tylnego koła (kół), a dla samochodu osobowego oraz autobusu, samochodu ciężarowego i pojazdu specjalnego o dopuszczalnej masie całkowitej do 3,5 t z pojedynczymi kołami na osi tylnej – wyżej niż ta odległość; odległość dolnej krawędzi fartucha od jezdni nie powinna przekraczać tych wielkości; szerokość fartucha nie powinna być mniejsza niż szerokość opony (opon), zaś sztywność fartuchów powinna zapewniać ograniczenie do minimum ochlapywania pojazdów jadących z tyłu; fartuchów nie wymaga się w pojeździe o konstrukcji uniemożliwiającej ich umieszczenie; Yyyyy, więc teraz już wszystko jasne prawda? ;) A teraz na język polski. Jeżeli B jest większe niż 25%A to trzeba założyć fartuch. Do czego nam są potrzebne te chlapacze, błotochrony czy inne fartuchy?  - dzięki nim tylna szyba i cały tył zawsze będzie czystszy,  - żeby pozwolić nam być leniwym, czyli maksymalizacja lenistwa. Na tył auta będzie leciało dużo mniej zanieczyszczeń niż wcześniej, a przez to myjnie będziemy rzadziej. Nie chodzi tylko o tylne fartuchy, ale bez fartuchów przednich każdy skręt na mokrej i brudnej nawierzchni ,,załatwia” nam cały bok, - oszczędność pieniędzy wynikająca z punktu powyżej, ale również bród nie zniszczy nam tak szybko progów (fartuchy zamontowane przy przednich kołach), - pokazują, że nie myślimy tylko o sobie, ale także o innych, zwłaszcza tych jadących za nami. Z jednej strony każdy projektant samochodów idzie w minimalizm. Nawet Mercedesy, Jaguary pozbywają się wystających logo na masce, antenki coraz częściej są wbudowane w dach – generalnie chodzi o to, żeby jak najmniej rzeczy wystawało, ale czy redukcja fartuchów z auta to na pewno bezpieczne rozwiązanie? Minusy stosowania chlapaczy?  - dodatkowa opcja wyposażenia, więc kwestia dopłaty (przeważnie 50-250zł), ale czy lepiej zapłacić za chlapacze czy za częstsze mycie, naprawę choćby progów w aucie?, - wygląd – chociaż może bardziej utrudnienie w zaprojektowaniu atrakcyjnego auta, bo niektóre auta mają przecież odpowiednie nakładki, które moim zdaniem w ogóle nie szpecą bryły samochodu, a wręcz przeciwnie dodają uroku, - osadzający się brud przy chlapaczach. Nigdy nie zapomnę jak przed wjazdem do garażu tata w starej Samarze zawsze kopał po nich by brud, śnieg odpadł. Okolice Fartuchów warto więc dobrze czyścić, płukać, a jeżeli jest to możliwe to raz na jakiś dłuższy czas zdjąć je po prostu i dobrze wypucować te miejsce, gdzie są zamontowane.Na koniec foto mojego ulubionego suva Infinniti, który miał chlapacze ;) Poza błotkiem fartuchy także chronią od tych wkurzających kamyczków, które albo przerysują nam maskę, albo przywalą w przednią szybę tak, że wymiana będzie konieczna. Krótko podsumowując - fartuchy bardziej pomagają niż szkodzą, dlatego nie tylko dla własnego portfela, ale także kultury oraz bezpieczeństwa lepiej je posiadać.AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Uwaga! Czołgi na mieście!

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Uwaga! Czołgi na mieście!

Za mało oglądam telewizji, albo czegoś nie wiem, bo nie rozumiem dlaczego tak wielu czołgistów zaczęło śmigać po drogach, a sezon na czołgistę dopiero się zaczął.Minusowe temperatury sprzyjają właścicielom stoków narciarskich, ale są też przyczyną większego poboru do wojska, bo inaczej nie umiem wytłumaczyć lenistwa kierowców, którzy swoją kartą kredytową odśnieżają własne auta w sposób jak ten widoczny na obrazku powyżej, twierdząc, że ,,tyle wystarczy".Wszystko byłoby fajnie, ale czasem to ,,tyle wystarczy" zamienia się w ,,kurczę, nie widziałem, nie zauważyłem tego czy tamtego auta".Sytuacja dwuznaczna - czy to dobrze, czy może jednak nie tędy droga.Powyższy filmik wywołał ostatnio wielką falę euforii, bo ktoś komuś bezinteresownie ,,pomógł". Ktoś stojąc w korku nie wytrzymał, wkurzała go chyba zbytnio nie odśnieżona tylna szyba pojazdu znajdującego się przed nim i postanowił coś z tym zrobić. Wysiadł z auta, odśnieżył szybkę i powrócił najprawdopodobniej za kierownicę. Kierowca podziękował za ten miły gest. Fajnie, że zrobił niby dobry uczynek, pomógł innemu kierowcy. Wydaje się że jest to miiły gest, ale jest kilka ,,ale" gdy patrzymy na to z innej strony.Rozumiem gdyby kierowca peżota miał otwarty wlew do baku, drzwi miał niedomknięte - czyste gapiostwo, zamyślenie lub też średni stan auta, ale nieodśnieżona szyba? Toż to chyba zwykłe lenistwo. Jaki wniosek może wyciągnąć kierowca peżota? Zapomniałem odśnieżyć, a może zawsze ktoś się znajdzie komu będzie to przeszkadzać - jak komuś nie pasuje to niech sobie odśnieży - uczy go po prostu lenistwa. Lepiej może było podejść do kierowcy i powiedzieć ,,chłopie! masz tyle śniegu, że jak za Tobą jadę to czuję się jak podczas burzy śniegowej na jakimś lodowcu - nic nie widać, więc zjedź na pobocze i pomachaj trochę szczotką!". Tutaj na filmie to akurat ta niewielka ilość śniegu na tylnej szybie problemem raczej nie była - śniegu nie ma u nas jeszcze dużo, ale gdyby był to podejrzewam, że na dachu czy na tej tylnej szybie tego peżota byłoby kilkanaście cm śniegu więcej. Gdy dodamy do tego kiepską zimową pogodę, a my jedziemy w nocy za takim delikwentem to mamy kiepskie myślenie o takim kierowcy. To przeważnie taki kierowca, który odśnieża tylko przednią szybkę ,,bo jemu tyle wystarczy". Rozumiem sytuację, gdy pada ostry śnieg i takie nagromadzenie śniegu na dachu jakiegoś auta jest nieuniknione. Bardziej jednak apeluję do tych, którzy po nocce wsiadają rankiem do zaśnieżonego auta, jest piękna pogoda, świeci słońce, a im po prostu się nie chce odśnieżyć własnego auta.On nie był pijany, on był zaparowany i zaśnieżony! Nigdy nie zapomnę sytuacji, kiedy to rok temu śmigałem sobie trasą poza miastem godzinami porannymi, a kilkaset metrów przede mną jechał taki właśnie bałwan. Z auta kurzyło się niesamowicie śniegiem, a kierowca raz przybierał środka i pasa do jazdy w przeciwnym kierunku, a raz nieco pobocza. Z daleka pierwsze myśli jakie przychodziły mi do głowy to ,,pewnie wczorajszy". Gdy zbliżyłem się na jakieś 50m do delikwenta ten nagle zjechał na pobocze i się zatrzymał. Również się zatrzymałem. Wychodzę, podchodzę, żeby wybadać sytuację, ale koleś odsuwa szybę i mówi ,,nic nic, wszystko okej, zatrzymałem się żeby trochę odparował i śnieg się roztopił" - spoko. Spoko, że jechał tak już x kilometrów i jedyna czysta powierzchnia na szybie przez którą można go było dojrzeć była wielkości dłoni. Bez komentarza.Na koniec dodaję jeden z moich pierwszy filmów z początku prowadzenia tego bloga, ale wydaje się, że niestety jeszcze długo będzie aktualny. Odśnież auto, nie bądź bałwan!AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Wywiad ze specjalistą od Shella, czyli Czarek, człowiek który olej ma we krwi.

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Wywiad ze specjalistą od Shella, czyli Czarek, człowiek który olej ma we krwi.

Jak widać na załączonym obrazku powyżej w stylu ,,zebraliśmy się tutaj po to…” nie no żart – imprezy blogerów tak nie wyglądają, zwłaszcza tych motoryzacyjnych – tam zawsze jest luz. To że stałem obok Czarka z prawej strony patrząc na powyższe zdjęcie to wcale nie oznacza, że olejem przesiąkłem. Pomimo iż ślęczę nad wpisami na bloga w temacie olejowym sporo czasu to zdaje sobie sprawę z tego, że o olejach wciąż wiem niewiele. Dlatego postanowiłem przeprowadzić mini wywiad właśnie z Czarkiem. Albin: Czarku, powiedz mi, jakie studia czy też inną szkołę trzeba skończyć, aby zajmować się tematyką olejową? Jak długo już w tym ,,siedzisz”? Czarek: Jeśli chodzi o wymagania dotyczące wykształcenia to moim zdaniem studia techniczne i praktyka w przemyśle lub branży transportowej dają dobre podstawy do zajmowania się środkami smarnymi. Ja w branży jestem już ponad 15 lat i nadal się uczę. Podkreślam uczę ponieważ środki smarne są stosowane w wielu branżach a co za tym idzie maja swoje specyficzne wymagania i ciągle jest coś ciekawego. Albin: Rzeczy mówiąc o tym, że warto wybrać olej syntetyczny zamiast półsyntetycznego czy mineralnego jest wiele, ale jakie są według Ciebie 2 najważniejsze? Czarek: Według mnie są 2 podstawowe powody dla których bym wybrał olej syntetyczny. Jeśli dużo jeżdżę samochodem i chcę aby silnik służył mi jak najdłużej. Korzyści wynikające z użycia oleju syntetycznego mniejsze zużycie paliwa, mniejsze dolewki ( jeśli silnik jest w dobrym stanie technicznym) „nie dotykam się do silnika” niezawodna praca w każdych warunkach. Albin: Rozumiem, że nowe auta z salonu to mają silniki zalewane w większości olejami syntetycznymi, ale gdy mam auto 5cio czy 10cio letnie, niskiej wartości i wiem, że na pewno drugie tyle jeszcze nim pojeżdżę to czy warto lać najdroższy olej czyli syntetyk? Czy to coś da, jeżeli np. poprzedni właściciel jeździł na mineralnym? Czy silnikowi nie zaszkodzi taka zmiana? Czarek: To że poprzedni użytkownik stosowała olej mineralny nie jest żadną przeszkodą. Najważniejszy czy silnik „bierze olej”. Jeśli nie to drugie kryterium w jakim stanie jest silnik jest dobrym to przejście na olej syntetyczny ma sens ekonomiczny a zalet tak jak wcześniej opisałem. Albin: Czy według Ciebie zimą lepiej rozgrzać auto na postoju czy też nie przejmować się silnikiem i ruszać dalej, zaraz po starcie silnika jak w upalny dzień? Jak jest największy problem z olejami zimą? Czy syntetyczne oleje powinny obawiać się niskich temperatur? Czarek: Tak jak w upalne lato tak i zima olej syntetyczny wykazuje się najlepszym poziomem zabezpieczenia silnika. Oczywiście zawsze proponuje zweryfikować charakterystykę oleju czytając kartę techniczną. Niektóry oleje syntetyczne mają charakterystykę niskotemperaturowa jak olej półsyntetyczne i dlatego dobrze zerknąć na tzw temperaturę płynięcia. Im niższa tym szybszy zimny rozruch czyli szybciej olej zaczyna krążyć w układzie. Przykładów olej u Helix ultra 5W-40 -45 C a najnowszy produkt Longlife Shell Helix ultra ECT C2/C3 0W-30 – 51 C. Zapas jaki maja te oleje pozwala na natychmiastową jazdę tuż po włączeniu silnika bez żadnych obaw. Albin: Teraz chyba pytanie, które chciałby zadać każdy czytelnik Strefy Kulturalnej Jazdy, mianowicie czym Shell Helix Ultra wyróżnia się na tle konkurencji? Czym się może pochwalić? Czarek: Shell Helix Ultra to cała rodzina produktów od olejów tzw. Professional po oleje na tzw aftermarket czyli olej pogwarancyjne. Wszystkie oleje syntetyczne Shell są wyprodukowane z unikalnej bazy oleju która kryje się za nazwą PurePlus. Korzyści jakie otrzymuje klient to możliwość uzyskania najwyższego wskaźnika lepkości bez ryzyka utarty skuteczności smarowania w czasie ( wydłużeni trwałości silnika) niska parowalność ( bark lub nieduża ilość dolewek) i skuteczna technologia oczyszczania silnika która jest opatentowana i występuje pod nazwą Active Cleansing Technology Albin: Ostatnie pytanie, już tak bardziej prywatnie… Twoje pierwsze auto i dlaczego akurat to? Czarek: Skoda 105. Odpowiedź prosta, bo takie były na rynku. W rozsądnej cenie, niższe opłaty ubezpieczeniowe, chłodnica z tyłu iroznei bywało z chłodzeniem silnika, a Polski Fiat już wtedy był paliwożerny nie mówiąc o Polonezie. Na szczęście to już za nami ale sentyment do Skody teraz bardziej do VW pozostał. AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Dlaczego syntetyk jest lepszy niż mineralny?

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Dlaczego syntetyk jest lepszy niż mineralny?

Nie od dziś wiadomo, że istnieją dwa najważniejsze, podstawowe rodzaje olejów bazowych: mineralne oraz całkowicie syntetyczne. Poza tymi dwoma głównymi są jeszcze takie dziwactwa jak ,,częściowo syntetyczne”, ,,półsyntetyczne” czy bazujące na ,,technologii syntetycznej” co w wolnym tłumaczeniu oznacza, że taki olej jest mieszanką ,,syntetyka” oraz bazy olejowej mineralnej. Coś jak z serkiem w supermarkecie – jeżeli jest ,,o smaku truskawkowym” lub ,,smakuje jak truskawka” to nie to samo co ,,serek truskawkowy”.,,Człowiek dostaje zawału, a maszyna się psuje” – kiedyś, gdzieś w jakimś warsztacie usłyszałem taką prawdę życiową. Gdy będziemy dbać zarówno o jedno jak I drugie odpowiednio to na pewno przedłużymy żywota w każdym przypadku. Serca u człowieka to jak silnik w samochodzie. Źle serwisowane czyt. źle odżywiane, karmione, zalewane byle czym psuje się szybciej. Z silnikiem jest nie inaczej jak podobnie. Wszechobecna wszędzie moda na ekologię sprawia, że producenci bardziej idą w rozwój olejów syntetycznych, bowiem mają lepsze właściwości niż ich naturalne odpowiedniki. Zacznijmy od tych gorszych, słabszych, czyli mineralnych, czyli oleje mineralne. Oleju mineralnego spośród 3 głównych rodzajów olejów (syntetyczny, mineralny, mieszany(syntetyczno-mineralny) nasz silnik nie lubi najbardziej. Jakoś mineralny silnikom nie podchodzi, nie smakuje chyba zbyt dobrze , a w dodatku powoduje bóle silnika czyt. naraża silnik bardziej niż pozostałe oleje na zużycie. Mineralne oleje zaleca się raczej do starych samochodów lub tych już dość mocno wyeksploatowanych. Olej to nie lekarstwo, więc jeżeli mamy dziury w silniku to czym jak czym, ale olejem na pewno ich nie załatamy. Z racji tej, że nasz silnik i tak żłopie jak alkoholik w transie lub kapie z niego jak pot czoła gdy przesadzimy z bieganiem to nie ma sensu dawać mu lepszego ,,trunku”. Olej mineralny powinno się wymieniać co 15000km, czyli średnio tak raz w roku po wszystkich porach roku. Oleje półsyntetyczne, czyli jedna wielka mieszanina. Trochę tego syntetycznego, trochę tamtego mineralnego i już mamy coś półsyntetycznego. Coś po środku, czyli również ani nie za drogie ani nie za tanie. Coś tam już zapewniają takie miss-maszy więc coś tam chronią. ,,Mieszaninę” zaleca się wymieniać co 10000km czy 15000km, czyli podobnie jak w mineralnych. Najlepsze zostawiam na koniec, czyli oleje syntetyczne. Syntetykami zalewane są chyba wszystkie te nówki sztuki salonówki, które dopiero co zjechały z taśmy produkcyjnej. Syntetyk zawiera wiele zaawansowanych procesów chemicznych, więc z racje tej, że jest to mega skomplikowana chemia, ale jednak sztuczna chemia to naukowcy potrafią dokładnie, bardzo precyzyjnie określić ich strukturę, właściwości. Oleje całkowicie syntetyczne Shell Helix Ultra są w takiej ,,konfiguracji”, aby zapewnić jak najłatwiejszy przepływ w początkowej fazie pracy silnika, czyli w fazie rozruchu, kiedy to silniki są najbardziej podatne na zużycie. W porównaniu do zwykłej ,,mineralki” olej całkowicie syntetyczny taki jak Shell Helix Ultra: - ma pięciokrotnie lepsze właściwości czyszczące w porównaniu z normą branżową - posiada nawet trzykrotnie lepszą ochronę - ogranicza zużycie silnika o ponad połowę. Wymianę oleju syntetycznego zaleca się co 15 czy 20 tys. km, ewentualnie raz na 2 lata.. Olej LongLife syntetyczny może nawet przelatać nawet do 30000km. Jak czytać oznaczenia olejów? Oleje syntetyczne to przeważnie 5W-30 lub 5W-40 coraz częściej 0W-30. Oleje półsyntetyczne czyli te tzw. Mieszane, o których Wam już wyżej wspominałem to 10W-40. Ostatnia grupa olejów mineralnych to wszystkie z oznaczeniem 15W-40, 20W-40 oraz 15W-50. O tym jaki dokładnie olej zalałem do silnika 2.0 benzyna w Scenicu z 2003 roku poczytacie klikając tutaj. AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Foto - relacja Warsaw Moto Show 2015, czyli motoryzacja na całego

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Foto - relacja Warsaw Moto Show 2015, czyli motoryzacja na całego

Znów miałem tyle szczęścia, że ktoś mnie znalazł w sieci i zaprosił na kolejne wydarzenie motoryzacyjne. Niestety byłem tylko w piątek i to tylko dłuższą chwilkę, ale mimo wszystko sporo zobaczyłem i co nieco Wam pokażę. Musicie się uzbroić w cierpliwość bo tych fotek trochę jest.3...2...1...Aj, to nie to zdjęcie - kto wie, może kiedyś tak będę rozpoczynał relację z targów motoryzacyjnych:)Arrinera Hussarya, czyli superbryczka wyprodukowana przez polską firmę Arrinera Automotive. Nazwa odnosi się do siedemnastowiecznej polskiej kawalerii.Tadaaa, kurtyna opadła i wszyscy wzięli się za robienie fotek.Z przodu, z boku, z tyłu, każdy chciał mieć z każdej strony.Każdy chciał choćby dotknąć, jakby nikt nie wierzył, że Polacy mogą zrobić super auto.Przejdźmy teraz dalej, do reszty sportowych aut, których nikomu przedstawiać nie trzeba.Czas na ,,lamborgini" - nie mylić z ,,lambordżini" bo to tak jakbyśmy zamiast ,,spagetti" wymawiali ,,spadżetti" ;)Moro Mercedes oraz kilka wnętrz, które niesamowicie przypadły mi do gustu.Zwłaszcza wnętrze jednego z moich ulubionych autek, G63 AMG :)Później przejście do kolejnej hali (w sumie aż trzy hale zawalone furami).Kto chciał szedł czystym chodnikiem, kto nie to sami widzicie.Z cyklu za piątaka tego nie umyjesz:)Parking dla gości również był moim punktem zwiedzania - też coś ciekawego można było ustrzelić;)Można mieć duże auto i nim poprawnie zaparkować? Ano jak widać można!Jakieś Porsche się zawieruszyło na aparacie.Twizy to elektryk, którym jeszcze nie jeździłem, ale dlatego, że ciężko było by mi nim do Kielc z Warszawy dojechać, co innego Zoe czy Leaf.Jak już przy Renówkach jesteśmy to jeszcze o tak wpadła mi w oko.Mega byłem głodny, ale nie chciałem się udawać do pobliskiego emsi, więc zaryzykowałem w ,,pasażu" foodtrucków. Postanowiłem spróbować Bobby Burgera - pyszności! Później na drogę kupiłem jeszcze jednego;)Niektóre amerykanowozy tak duże, że nie chciały się zmieścić do garażu i był big problem.Byłem jedną z pierwszych osób poza obsługą na halach, więc mogłem sobie pozwolić na fotki bez ,,macalskich" przy autkach;)Dobra! Koniec tych litereczek. Miała być obszerna fotorelacja to niech taka będzie. Poniżej wszystko co najlepsze dla motomaniaka. Koniec. Jeżeli dotarliście tutaj tego samego dnia to macie naprawdę  szybkie łączę internetowe;)AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Pan Sławomir, Stary Zamość

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Pan Sławomir, Stary Zamość

Pozdrowienia dla wszystkich kulturalnych kierowców!AMStrefa Kulturalnej Jazdy

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Baby nie są głupie!

Tyle krąży hejtu w Internetach, że kobiety jeżdżą gorzej, wolniej itp., itd. Okazuje się jednak po dłuższych przemyśleniach, że płeć piękna jeździ tak naprawdę bezpiecznie. Nie pomylę się również jeśli napiszę, że są mądrzejsze i to nie tylko, gdy już siedzą za sterami, ale nawet wtedy zanim pomyślą o jeździe. Postanowiłem w tym wpisie obronić trochę nasze damy, ponieważ nierzadko przesadnie są krytykowane.Owszem, zapewne wielu z Was teraz stwierdzi, że przecież nie potrafią parkować na kopertę, zawracają na 20razy, malują się w korku, ale ja nie o tym. Faceci też na światłach grzebią w ustawieniach klimy, wybierają akurat cel podróży w nawigacji stojąc na zielonym świetle na skrzyżowaniu oraz czasem nawet zdarza im się zarysować czyjeś auto lub inne dziwne rzeczy.Kretyn, debil, idiota za kółkiem - chyba pierwsze frazy jakie przychodzą nam do głowy, gdy chcemy sobie pooglądać tych nie myślących za kółkiem. Ostatni najsławniejszy zwiastun to niejaki chyba ,,Rudy" który busami potrafi latać bokiem (link tutaj). W głowie nie miał za dobrze, albo może i dalej nie ma - kto tam wie. Zrobił kilka głupot w tak krótkim czasie - wg niego popisywał się na drodze czyt. jazda bez pojęcia, nagrał swoją głupotę, wrzucił to do sieci, ale nr 1 wśród tych głupot to fakt, że ponoć jechał pod wpływem, więc wobec tego za naprawę tego pięknego Mercedesa zapłaci nie ubezpieczyciel ,,Rudego", ale właśnie sam ,,Rudy" będzie czynił ten temat. Tyle głupoty w jednym filmie jakich wiele w sieci, ale zaraz zaraz... widzieliście albo szukaliście takich filmików z myślą o kobietach? Wpisywaliście kiedyś kretynka, debilka, idiotka za kółkiem? No właśnie. Jedyne filmiki przynajmniej większość, które mają za zadanie ośmieszyć płeć piękną to te jak kobieta parkuje na 20razy. W niektórych nawet nie zadrapuje innego auta, a nawet nie niszczy własnego. Może dopiero co zdała egzamin? Ma nowe auto, stresuje się. Jeżeli zaparkowała dobrze, to z czego tu się śmiać? Płeć piękna za kierownicą to dość częsty widok, a czy widzieliście kiedyś, żeby jakaś pijaczka wstawiła na fejsa filmik jak to ona wyprzedza na 3ciego? Ja nie twierdzę, że tak nie na 100% żadna nie robi, ale biorąc pod uwagę fakt, że jeździ ich naprawdę sporo to filmików zwanych failami czy innymi głupotami jakoś w sieci nie ma z ich udziałem. No bo czym się tu chwalić? Że się busem po pijaku nowego mietka rozwaliło? że będzie trzeba za naprawę sporo zapłacić, a właściciel raczej nawet przejechać się za to nie da? A może tym, że znowu udało się wymusić pierwszeństwo i wyprzedzić na trzeciego, no bo przecież zawsze zjeżdżają. Dlaczego kobiety jeżdżą wolniej, a myślą szybciej czyt. do przodu o kilka chwil? Chyba dlatego, że znają swoje możliwości, wiedzą, że może akurat dzisiaj nie są w dobrej formie, mają gorszy dzień i muszą jechać wolniej by mieć więcej czasu w razie jakiejś niespodzianki. Jeżdżą po prostu rozważniej, w granicach swoich możliwości. Nie popisują się i chyba rzadziej albo prawie wcale nie ponosi ich jakaś wewnętrzna duma, fantazja, chęć pokazania facetom ile to ich auto wyciągnie. Większość z nich potrafi dostosować prędkość do swoich umiejętności co tak naprawdę czyni ich odpowiedzialnymi. AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Pan Tomasz, Kielce

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Pan Tomasz, Kielce

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Ciapa Na Drodze #2 Wojna Z Najsłabszymi

Kolejny filmik mojej produkcji, który ląduje do działu ,,Myśl przed". Może i trochę zrobiłem z siebie debila, ale jeżeli ktoś, choćby jedna osoba wyczyta z tego filmu między wierszami, że warto się edukować nawet jeśli samochodem podróżujemy i będziemy zawsze podróżować wyłącznie jako pasażerowie to nie żałuje.Poruszyłem ten temat, gdyż niektórzy kierowcy już chyba zapomnieli jak to jest śmigać na dwóch nogach zamiast na kilku kółkach. Za kulturę i bezpieczeństwo odpowiadają również piesi, którzy przeważnie niestety nie są wyedukowanie z przepisów i nierzadko dochodzi do niebezpiecznych sytuacji na drodze z ich głupoty i bezmyślności. Co tu dużo pisać. Filmik, a może nawet film jest dość długi, więc jeżeli macie sporo popcornu i 18minut wolnego czasu to zapraszam...Patronat odcinka objął sklep www.MotoChemia.plAMStrefa Kulturalnej Jazdy

Niby niewielkie, ale miejsca sporo, czyli test Mitsubishi ASX 1.6 benzyna Blue Sky

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Niby niewielkie, ale miejsca sporo, czyli test Mitsubishi ASX 1.6 benzyna Blue Sky

Tym razem szukałem wiatru w polu i sprawdzałem co ma ASX do wiatraka ;)Jakoś wcześniej ten model nie przykuwał mojej uwagi. Nie jest to brzydkie auto, ale także bez takiego efektu wow.Dopiero teraz, gdy mogłem przetestować to auto  - zmieniam o nim zdanie. Wszystko zależy od konfiguracji i koloru, ale o gustach przecież się nie dyskutuje. Duży, wysoki przedni grill o ile na wszelakich szarych i czerwonych wygląda tak sobie to na białym rewelacja - przynajmniej dla mnie. Bezapelacyjnie, jednogłośnie konkurs na najładniejszą stronę auta wygrywa więc przód.Silnik. Pod maską tego z pozoru dużego autka można śmiało stwierdzić niewielki silnik 1.6 benzyna 117KM. Jest to autko z kraju kwitnącej wiśni więc, aby uzyskać pełną moc to trzeba go wkręcać na wysokie obroty. 154Nm i 11,4 do 100km/h - nie ma szału, ale gdy sprawdzimy spalanie to będziemy mile zaskoczeni wynikiem w trasie 5.8L/100km (przy prędkościach ok.90km/h). Średnio autko pali 7.5L/100km - biorąc pod uwagę fakt, że jest znacznych rozmiarów, miejsca w środku jest sporo i wcale nie ma opływowego kształtu to wynik jest bardziej niż przyzwoity.Krawężniki nie takie straszne. W testowym egzemplarzu brak napędu 4x4, ale jest przynajmniej spory prześwit wynoszący 18cm, który w mieście bardzo pomaga.Najfajniejsze uczucie jest gdy usiądziemy za sterami tego ,,mieszczucha". Miałem wrażenie jakbym prowadził co najmniej Pajero, czyli spore bydle. Dla mnie to takie na plus, gdyż lubię duże auta.Nie uświadczymy na desce rozdzielczej kokpitu rodem ze statków kosmicznych. Jest klasycznie, coś jakby sprzed kilku lat, bez zbędnych bajerów - tylko to co się najczęściej przydaje.Przestrzeń dla pasażerów. Czego jak czego, ale tej tutaj nie brakuje. O ile 5tkę będzie nieco ciaśniej, ale za to w 4 bardzo wygodnie i żadne, nawet te najdłuższe trasy nie będą stanowić problemu. Fotele miękkie, delikatnie wyprofilowane i w zupełności wystarczają do tego co to auto potrafi, może zrobić na drodze.Bagażnik. Można by powiedzieć, że w porównaniu do miejsca dla pasażerów to zaledwie 419 litrów pojemności.Nie można mieć wszystkiego, czyli albo więcej miejsca dla pasażerów, albo więcej miejsca w bagażniku. Wolę to drugie, zwłaszcza, że codziennie raczej się nie jeździ na wakacje. Schowki i przegródki poniekąd jakąś rekompensują mały kufer.Tyle się opisałem, że to duże auto i w ogóle, a już zapomniałbym napisać jego wymiary. Zatem 429,5cm dlugości x 177cm szerokości oraz 161,5cm wysokości.To co mi się ASXie podoba to wielkie lusterka - przydają się podczas manewrów w dżunglii czyt. mieście.Wnętrze takie może klasyczne, ale jest pewien ciekawy bajer, mianowicie podświetlenie w oknie dachowym. Takie tam ledy, które możemy włączyć lub wyłączyć kiedy tylko chcemy. Patrz załączone selfie powyżej ;)Podsumowanie. Auto naprawdę na tle konkurencji wypada całkiem nieźle. Jest w targecie wielu kierowców, zarówno jeżeli chodzi o wygląd, stylistykę czy też cenę. Aby móc strzelać sobie takie selfie ze środka potrzeba nam ok. 62 tys. zł. Egzemplarz testowy to wydatek ok 77tys. zł. Czy to sporo? Otrzymujemy crossover`a w całkiem przyzwoitej konfiguracji. Do szczęścia tak naprawdę tylko nawigacji i kamery cofania zabrakło. No dobra, jeszcze napęd 4x4 i mamy komplet bajerów. O ile do tej pory ASX było dla mnie przeciętnym autkiem, nie wyróżniającym się z tłumu o tyle mnie bardzo zaskoczyło podczas testu, oczywiście na plus.  Od teraz widząc ASX`a będę wiedział, dlaczego ten czy tamten kierowca go wybrał.Cóż mogę więcej dodać poza filmem i fotami ;)AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Encyklopedia zasad używania kierunkowskazów – banalne w teorii, iście trudne i skomplikowane w praktyce

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Encyklopedia zasad używania kierunkowskazów – banalne w teorii, iście trudne i skomplikowane w praktyce

Kiedy trzeba, kiedy można, a kiedy się nie powinno, czyli zagwozdka  wielu kierowców. Już bardziej obszernie chyba się nie da:)Kierunkowskazy nie od zawsze były nierozłącznym elementem każdego pojazdu dopuszczonego do ruchu po drogach publicznych. Najpierw produkowano auta, które miały jeździć, pozwolić ludziom przemieszczać się z punktu A do punktu B, a bezpieczeństwo było sprawą drugorzędną. Pierwszy patent na informowanie pozostałych uczestników o tym kiedy chcemy się zatrzymać, czy też skręcić zgłosił Pervy Douglas – Hamilton w 1909 roku. Od tej daty minęło jeszcze kilka dobrych lat, zanim kierunkowskazy stały się popularne czyt. obowiązkowe. Dzisiaj nie wyobrażamy sobie jazdy za kimś, kto mógłby mieć popsute ,,migacze”. Bezpieczeństwo przede wszystkim, bowiem życie człowieka jest bezcenne. Nie powinniśmy więc na drodze zachowywać się jakbyśmy jechali autem, które zostało wyprodukowane przed 1909 rokiem, czyli bez kierunkowskazów.Dlaczego trzeba „migać”? Najważniejsza sprawa jaką musimy zapamiętać i wziąć sobie głęboko do serca – kierunkowskazy nie są dla nas, lecz dla innych uczestników ruchu drogowego. My naszą trasę już obmyślaliśmy zanim usiedliśmy za sterami naszego auta. Pozostali kierowcy jednak naszej trasy nie znają i nie wiedzą, gdzie się udajemy. Kierunkowskaz to takie sprytne narzędzie, które powinno nam pomóc dostać się na pas obok, a w rezultacie naszego celu podróży. Używając kierunkowskazów ostrzegamy, a przede wszystkim informujemy wszystkich dookoła o naszych zamiarach. Używając ,,migaczów” mądrze i zawczasu jesteśmy i to nie tylko my bardziej bezpieczni. Samo użycie kierunkowskazu nie daje nam jednak zezwolenia na zmianę pasa ruchu. Jest jedynie zapowiedzią naszych zamiarów, a kierowca do którego sygnał jest wysyłany decyduje o tym czy możemy wjechać przed niego czy też nie. Będąc kierowcą do którego sygnał jest wysyłany, starajmy się w miarę możliwości umożliwiać wjazd przed nasze auto. Tych kilku sekund strat na trasie nie odczujemy, a w przyszłości może się okazać, że to my skorzystamy z czyjejś życzliwości. Dobre, prawidłowe używanie kierunkowskazów to nie tylko poprawa bezpieczeństwa na drodze - to również upłynnianie ruchu i wprowadzanie życzliwości. Kierunkowskazy są obowiązkowym i potrzebnym elementem w każdym aucie, podczas nawet najkrótszej podróży. Jak Cię widzą tak Cię piszą. Kulturalnego, bezpiecznego i rozsądnego kierowcę poznamy nie po tym jakim modelem samochodu jeździ, ale po tym jak się zachowuje na drodze. Kierunkowskazy wydają się więc być wyznacznikiem, który bardzo szybko powie nam o tym jaki jest ten konkretny kierowca jadący niedaleko, w pobliżu, na pasie obok nas. Jeżeli zgadzasz się z tym, że drogą należy się dzielić, że czasem warto wrzucić na przysłowiowy luz i ochłonąć trochę, choćby w korku podczas godzin szczytu to powinieneś być wyrozumiały, a dzięki temu będziesz promował kulturę i wzajemną sympatię do innych uczestników ruchu drogowego. Zacznijmy jednak od podstaw, czyli co na ten temat mówią nam przepisy z ustawy Prawo o Ruchu Drogowym, czyli popularnym kodeksie drogowym Dział II Ruch drogowy Rozdział 3 Ruch Pojazdów Oddział 4 Zmiana Kierunku jazdy lub pasa ruchu Art.22 punkt 5 Zmiana kierunku jazdy lub pasa ruchu 5. Kierujący pojazdem jest obowiązany zawczasu i wyraźnie sygnalizować zamiar zmiany kierunku jazdy lub pasa ruchu oraz zaprzestać sygnalizowania niezwłocznie po wykonaniu manewru. Kierunkowskazów używać należy zatem jedynie w dwóch przypadkach – zmiana kierunku jazdy lub zmiana pasa ruchu. Proste, jedno zdanie, a w dodatku ściśle sprecyzowane. Takie też wydają się być zasady mówiące nam o tym jak prawidłowo powinniśmy używać kierunkowskazów. Skoro to takie proste to dlaczego ta błahostka przysparza kierowcom sporych problemów i nierzadko jest przyczyną stłuczek czy też groźnych wypadków? Kierowcy czują wstręt do kierunkowskazów? Niektórzy wrzucają kierunkowskaz za wcześnie - nie jest to jakiś karygodny błąd. Zawsze to lepiej kierunkowskazu użyć niż jeździć tak jakby wszyscy wiedzieli gdzie chcemy jechać, a kierunkowskazy były zbędne. Gdy widzimy kierowcę z migającym kierunkiem, nawet tym za wcześnie to przynajmniej mamy się na ostrożności, bo będzie wykonywał jakiś manewr. Gorzej sytuacja wygląda, gdy kierowca przed nami wrzuci kierunkowskaz w ostatniej chwili lub nie wrzuci go wcale. Powstaje wówczas problem, który może przerodzić się w kolizję. Co to oznacza i do czego zmierza? Okazuje się, że tylko poprawnie, czyli wyraźnie i zawczasu włączony kierunkowskaz ma sens, jest dobrze przekazaną i przydatną informacją dla pozostałych kierowców. Jak zatem prawidłowo używać kierunkowskazów? Zmiana pasa ruchu. Podczas wyprzedzania innego pojazdu na jezdni dwukierunkowej, o dwóch pasach ruchu, niewątpliwie zmieniamy pas na lewy (włączamy oczywiście wcześniej lewy kierunkowskaz). Gdy jesteśmy już na lewym pasie i wyprzedzamy inne auto – kierunkowskaz możemy wyłączyć, gdyż jest on po prostu zbędny. Po zakończeniu manewru wyprzedzania, musimy wrócić na właściwy, prawy pas ruchu. W tym celu włączamy prawy kierunkowskaz i przystępujemy do zmiany pasa ruchu. Tak to wygląda w teorii. W praktyce pewna część kierowców podczas wyprzedzania ma włączony lewy kierunkowskaz cały czas, aż do momentu powrotu na prawy pas co jest błędem. Ruszanie (włączanie się do ruchu) oraz zatrzymywanie się. Jeżeli stoimy naszym samochodem na jezdni, ruszamy do przodu i chcemy jechać prosto bez żadnej zmiany pasa ruchu czy też kierunku jazdy to nie musimy włączać żadnego kierunkowskazu. Tak samo bez kierunkowskazów obywamy się gdy chcemy zatrzymać się na swoim pasie ruchu bez zmiany kierunku jazdy.– tyle jeżeli chodzi o przepisy. Gdy chcemy być kulturalni to w przypadku ruszania oraz zatrzymywania się powinniśmy na chwilę zapomnieć o ustawie prawo o ruchu drogowym. Kulturalnie bowiem będzie, gdy poinformujemy kierunkowskazem innych o tym, że właśnie ruszamy swoim autem do przodu i chcemy włączyć się do ruchu. Podobnie z zatrzymywaniem się – jeżeli planujemy zostawić auto na pasie ruchu na którym się obecnie znajdujemy to pomimo iż przepisy tego nie nakazują, a my włączymy kierunkowskaz to osoba z tyłu będzie wiedziała, że chcemy się zatrzymać w danym miejscu i najprawdopodobniej opuścić pojazd. Kierunkowskazu obowiązkowo musimy natomiast użyć, gdy włączamy się do ruchu z pobocza czy choćby posesji. Wcześniej należy się jednak upewnić, że przyszły manewr będzie bezpieczny zarówno dla nas jak i pozostałych uczestników ruchu drogowego. Odwieczny, okrągły problem kierowców, czyli kierunkowskazy na rondzie. Rondo to miejsce na drodze, które mimo swoich prostych założeń niejednemu kierowcy potrafi przysporzyć niemałych problemów. Na rondo wjeżdżamy, a z ronda zjeżdżamy (mowa o rondzie klasycznym, np. z dwoma pasami ruchu). Przy wjeździe na rondo klasyczne nie używamy kierunkowskazu. Owszem można włączyć kierunkowskaz przy wjeździe na rondo, ale nie trzeba, bowiem nie włączenie migacza nie jest błędem. Co WORD to tak na prawdę jest inaczej. Osobiście wolę jednak nie używać kierunkowskazu przed wjazdem na rondo, gdyż może wprowadzić niepotrzebne zamieszanie na drodze. Logiczne jest więc, że skoro nie włączam kierunku tzn. że jadę, zjeżdżam gdzieś tam dalej, na kolejnym zjeździe. Będąc już na rondzie i zmieniając pasy ruchu musimy obowiązkowo włączyć kierunkowskaz. Lewy kierunkowskaz na rondzie. Dość często spotykane błędne zachowanie niektórych kierowców. Gdy są już na rondzie i jadą wokół wyspy mają cały czas włączony lewy kierunkowskaz. Nie wiem skąd to się wzięło, ale tacy kierowcy tłumaczą sobie to tym, że oni jadą dalej w lewo i dlatego kierunkowskaz mają włączony. Sytuacja kompletnie bezsensu. Raz, że skoro nie włączamy prawego kierunkowskazu to normalną rzeczą jest, że jedziemy dalej. Dwa, że mając włączony lewy kierunkowskaz jadąc po rondzie na którym jest kilka pasów, Ci obok nas zawsze będą myśleć, że chcemy zmienić pas – wprowadzamy niepotrzebnie kłopotliwe zamieszanie. Kolejna ważna sprawa to dlaczego włączanie kierunkowskazu przy zjeździe z ronda jest takie ważne? Odpowiedź brzmi - by inni, pozostali oczekujący na możliwość wjazdu na rondo mogli to zrobić szybciej. Najbardziej chyba wkurzający jest moment, kiedy to oczekujemy na wjazd na rondo, w godzinach szczytu i gdy moglibyśmy już wjechać na nie, nie wjeżdżamy, bo szybko jadące auto z lewej strony zjeżdża z ronda nie używając prawego kierunku. Oczywiście prawy kierunkowskaz przy zjeździe z ronda to nie tyle pokazanie kultury na drodze co po prostu oznaka znajomości przepisów - zmieniamy kierunek jazdy, więc musimy obowiązkowo włączyć kierunkowskaz. Gdy wjeżdżamy na rondo turbinowe (to takie rondo, gdzie przed wjazdem musimy zdecydować w którą stronę chcemy jechać dalej, a konkretniej którym wyjazdem chcemy opuścić rondo). Będąc już na rondzie turbinowym nie możemy zmienić wyjazdu na inny niż ten który był przypisany wcześniej do danego pasa ruchu. Przed wjazdem na rondo turbinowe należy włączyć odpowiedni kierunkowskaz (wyjątkiem jest oczywiście sytuacja w której chcemy jechać prosto). Przy zjeździe z ronda turbinowego tak samo jak w przypadku zwykłego ronda musimy włączyć prawy kierunkowskaz oznaczający, że opuszczamy rondo danym zjazdem. Omijanie przeszkód typu dziura czy wyrwa w jezdni. Jeżeli podczas wykonywania tego typu manewrów będziemy znajdować się cały czas w obrębie własnego pasa ruchu to nie musimy tego sygnalizować. Jeżeli omijając taką przeszkodę choć trochę wkroczymy przejedziemy na sąsiedni pas np. celem ominięcia auta stojącego na awaryjnych to normalną sprawą powinno być zasygnalizowanie tego manewru. Wyjątkiem od tych przepisów, a zarazem dobrą praktyką, która nierzadko może uratować życie ludzkie jest sygnalizowanie, włączenie kierunkowskazu podczas wyprzedzania rowerzysty pomimo iż nie przekraczamy linii pasa ruchu. Kierowcy jadący za nami widząc włączony u nas kierunkowskaz od razu odczytają, że jakaś przeszkoda lub ktoś znajduje się na jezdni. W życiu codziennym, nierzadko ze względu na zły stan dróg rowerzyści nie mogą, a w przypadku lepszej drogi nie chcą jechać przy samej skrajni krawędzi pasa ruchu w obawie o swoje bezpieczeństwo (wyrwa w jezdni lub otarcie z chodnikiem może doprowadzić do wypadku). W większości przypadków nie ma więc możliwości abyśmy wyprzedzili rowerzystę nie przekraczając linii pasa ruchu, tak więc używać kierunkowskazu podczas wyprzedzania rowerzysty będziemy musieli praktycznie zawsze. Pasy nieoznaczone, które jednak są na drodze. Wielu z nas zapomina o tego typu podziale jezdni. Pasy nie zawsze na jezdni musza być namalowane za pomocą białych czy też żółtych linii by mogły po nich poruszać się auta obok siebie. Zmieniając pas nieoznaczony na drugi pas nieoznaczony, także musimy włączyć kierunkowskaz. Zbyt wczesne użycie kierunkowskazu jest równie niebezpieczne co przejazd na czerwonym świetle i nie zawsze jest wskazane. Występują na drodze sytuacje, kiedy kierunkowskaz zamiast pomóc może zaszkodzić. Nieco wyżej mogliście przeczytać, że to nie aż taki duży problem. Niestety nie zawsze, nie w każdej sytuacji. Niżej natomiast przykłady tych nietypowych i wyjątkowych sytuacji. Jeżeli jedziemy drogą z pierwszeństwem (rysunek nr 1), a za chwilę jest tylko jedna droga w prawo i my wrzucimy ciut za wcześnie kierunek kierunkowskaz to auta za nami po prostu zwolnią wcześniej i wszystko powinno być dalej w porządku. Gorzej, jeżeli sytuacja przedstawia się w taki sposób jak poniżej na rysunku nr 2. Dwie drogi w prawo, a my chcemy wjechać akurat w to drugie kolejne prawo. Wówczas może dojść do tragedii, do pechowej sytuacji, jeżeli kierunek kierunkowskaz włączymy zbyt wcześnie. Kierowca który będzie akurat wyjeżdżał z pierwszej prawej podporządkowanej może pomyśleć, że my chcemy wjechać tam skąd on chce wyjechać. Wyjedzie wprost przed nasze auto i nieciekawa sytuacja (czyt. kraksa) gotowa. Zatem w takiej sytuacji jak na rysunku nr 2 jeżeli chcemy skręcić w drugą prawą drogę, kierunkowskaz wrzucamy dopiero po minięciu tej pierwszej podporządkowanej. Zwalniamy oczywiście dużo wcześniej. W takiej sytuacji z jednej strony kierowca, który wyjeżdża z podporządkowanej ma obowiązek upewnić się czy bezpiecznie może wykonać ten manewr, ale z drugiej strony jeżeli jesteśmy na drodze z pierwszeństwem i włączymy kierunkowskaz zbyt wcześnie wprowadzimy niepotrzebne zamieszanie. Sytuacja jest podobna do tej na rondach, gdzie prawy kierunkowskaz włączamy dopiero po minięciu zjazdu poprzedzającego ten którym chcemy zjechać. Pierwszeństwo łamane. O czym nas informuje znak z lewej strony? O tym, że zbliżamy się do skrzyżowania z pierwszeństwem łamanym. Grubsza linia to droga, która ma pierwszeństwo na tym skrzyżowaniu. Jadąc od dołu i skręcając w lewo – pojazdy, które będą na wprost nas oraz z naszej prawej strony muszą nam ustąpić pierwszeństwa. Jak my powinniśmy się zachować? Tak jak na normalnym skrzyżowaniu, czyli jeżeli zamierzamy skręcić w lewo musimy włączyć lewy kierunkowskaz, jeżeli w prawo to prawy, a jeżeli prosto – żaden. Na pewno nie powinniśmy dojeżdżając na takim skrzyżowaniu „od dołu” i jadąc dalej prosto używać prawego kierunkowskazu – jest to poważny błąd, który może grozić również poważnym wypadkiem. Nie można tego tłumaczyć sobie w ten sposób, że włączyliśmy prawy kierunkowskaz, bo zjechaliśmy z głównej drogi. Wszak pojechaliśmy prosto a nie w prawo. Jedno jest sprzeczne z drugim. Znak nakaz jazdy w prawo i inne znaki. Występowanie niektórych znaków na drodze wcale wbrew pozorom nie zwalnia nas z obowiązku sygnalizowania zmiany kierunku jazdy. Pomimo, że mamy pierwszeństwo, poruszamy się na drodze z pierwszeństwem, lub musimy jechać w prawo bo jest nakaz jazdy w prawo i inaczej pojechać nie możemy to i tak musimy włączyć ten ,,trudno dostępny" kierunkowskaz. Przy znakach takich jak powyżej również musimy używać kierunkowskazów. Problem może się pojawić, gdy znaków poziomych jest więcej niż jeden, a my mamy możliwość skrętu z dwóch lub trzech pasów np. w lewo. W takiej sytuacji należy się zachować tak jak na rysunku poniżej. Analizując rysunek zauważamy, że pomimo poziomych znaków na jezdni wskazujących nam kierunek jazdy nie należy używać kierunkowskazów zbyt wcześnie, gdyż może to stworzyć niepotrzebne zamieszanie.  Zakręty. Nikt nie lubi trudnych sytuacji na drodze. Człowiek powinien starać się myśleć tak, aby było jak najprościej i jak najszybciej. Znak z prawej strony przysparza problem niejednemu kierowcy i to niekoniecznie takiemu, który dopiero co zdał prawo jazdy. Ten znak, to tabliczka, która informuje nas, że na podwójnym zakręcie występuje jeszcze inna droga, która tak się składa, przecina tą po której my jedziemy. Tabliczka ta niczego nam nie nakazuje, tym bardziej włączać kierunkowskazu jeżeli chcemy jechać dalej pogrubioną linią. Pomimo łuków, gruba linia to droga na wprost, więc jeżeli nie zamierzamy nigdzie skręcać to nie powinniśmy używać kierunkowskazów. Na zakrętach migaczy nie używamy. Używamy ich natomiast na skrzyżowaniach. Jadąc serpentynami w górach nie używajmy  kierunkowskazów – nie róbmy niepotrzebnego zamieszania na drodze. Przez kierunkowskazy, a w zasadzie przez ich nieużywanie, bądź też używanie nieprawidłowe dochodzi codziennie na drogach do wielu stłuczek, wypadków lub choćby niepotrzebnych nerwów. Zawsze powinniśmy mieć ograniczone zaufanie do pozostałych uczestników ruchu drogowego. Może się przecież zdarzyć, że ktoś się zapomni, zagapi i nieszczęście gotowe. Oczywiście nie sposób wszystkiego przewidzieć, ale gdy będziemy lepiej wyedukowani w tym zakresie, będziemy zwracać na to uwagę i będziemy używać kierunkowskazów nawet jak przed nami lub za nami nie będzie żadnego auta to stanie się to naszym nawykiem automatycznym. Kierunkowskazów używajmy więc mądrze – zostały wymyślone w końcu po to by pomagać. Ułatwiają manewry na drodze i poprawiają bezpieczeństwo wszystkich dookoła w tym nasze, więc warto o nich pamiętać. Mam nadzieję, że wszystko jasne i będzie nie tylko zapamiętane, ale także praktykowane.AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Rycerz w Sobkowie, czyli test Volvo V40 Cross Country T3 Ocean Race

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Rycerz w Sobkowie, czyli test Volvo V40 Cross Country T3 Ocean Race

Kompakt klasy premium, którym eksplorowałem Zamek Rycerski w Sobkowie. Już na wstępie chciałbym podziękować Panu Andrzejowi (pozdrawiam przy okazji:)) za piękną scenerię. Więcej informacji o zamku znajdziecie klikając tutaj. Jeżeli chcecie zobaczyć więcej zdjęć, trochę tekstu, a może nawet jakiś zwiastun i fotkę księżniczki to standardowo wasza myszka powinna już być na ,,czytaj  dalej...".Cross Country to wersja taka troszkę ,,uterenowiona" w stosunku do zwykłej V40stki.  To taki Crossover, któremu zostało podniesione zawieszenie w stosunku do standardowej V40 o 40mm i wynosi 173mm.Biały kolor, felgi ciemne siedemnastki i plastikowe atrapy osłon sprawiają, że V40 Cross Country wygląda naprawdę świetnie. Na fotkach wydaje się być niewielkim autkiem, ale w rzeczywistości sprawia wrażenie jakiegoś masywnego potwora.Autko bardziej z przeznaczeniem do miasta niż na cotygodniowe wakacje z kilkoma walizkami. 4370mm długości x 1857mm szerokości x 1458mm wysokości i jak na małe zwinne, co się wszędzie zmieści to wystarczy.Jak już jestem przy tych walizkach to tak jak już wcześniej wspomniałem, że za dużo to my tam do środka nie zmieścimy -  zaledwie 324 litry pojemności bagażnika- no ale ten typ tak ma.Szkoda, że wersja 4x4 dostępna jest tylko w mocniejszych silnikach T4 oraz T5.Silnik. Zaledwie o pojemności 1.5 w benzynie, 4 cylindrowy, który generuje aż 152KM i 250Nm. Brzmi żwawo, a auto do setki rozpędza w 8,5 sekundy. Gdy do tego wszystkiego dodamy spalanie średnio ok 9L/100km to otrzymujemy przyzwoity kompromis. Testowe autko posiadało ośmiostopniową automatyczną skrzynię biegów Geartronic. Co ciekawe, gdy będziemy chcieli kupić V40 Cross Country w manualu to liczba koni pozostaje na tym samym poziomie jednak pojemność silnika będzie wynosić już 2.0.Zegary, deska rozdzielcza - to mi się podoba. Wszystko ładnie umiejscowione, sporo guzików czyt. ładnie wyglądających bajerów dostępnych na wyciągnięcie kciuka, łokcia czy ręki. Ciekawe zegary, które ciągle przypominają o tym jacy to eko jesteśmy. Coś takiego prowokuje do ecodrivingu, wolniejszej i płynniejszej jazdy czyt. bezpieczniej na drodze. Jeśli chodzi o to bezpieczeństwo to Volvo przecież z tego słynie. Nie mogło być inaczej w tym przypadku jak 5 gwiazdek w Euro NCAP.Z przodu miejsca sporo, nie ma co się czepiać - fotele wygodne, w zakrętach sobie radzą więc jest ok. Gorzej sytuacja wygląda z tyłu, zwłaszcza jeżeli byśmy chcieli w komplecie przejechać jakąś dłuższą trasę, ale przecież to crossover, czyli taki mieszczuch co ma się nie bać krawężników i wszędzie się zmieścić.Moja aktualna tapeta na komputerze - jest, gdzie ikony ustawić - duża stajnia. Pewnie mi się znudzi za jakiś czas czyt. szacuje miesiąc, ale jestem zdziwiony, że przyszedł mi pomysł na takie zdjęcie - mnie, takiemu amatorowi co to wszystkie zdjęcia na automacie robi:)Zawieszenie - nieco sztywne, a przecież to crossover. Mnie to jednak nie przeszkadzało, a nawet podoba się, że w wyższym aucie mam coś ze sportowej fury. Skrzynia działa na tyle dobrze, że w połączeniu z tymi fotelami nie czuć tych 8,5 sekundy. Dla jednych to będzie padaka, że ich nie wyszarpie i wytrzepie, a dla innych to zaleta, że bez jakiejś męczarni szybciorem widzimy stówkę.System prawie bez kluczykowy - aby odpalić auto należy najpierw kluczyk wyjąć z kieszeni, a potem wepchnąć go tam, gdzie jego miejsce. Każdy kij ma dwa końce - z jednej strony ileż trudu nam może przysporzyć wyjęcie tego wstrętnego kluczyka. Z drugiej strony jednak, gdy będziemy w pobliżu auta, a jakieś bardzo niegrzeczne dziecko będzie chciało posprawdzać czy wszystkie guziczki działają to autko się nie odpali. Zapewne nie zrozumie komunikatu na desce rozdzielczej mówiącego o konieczności zaistnienia kluczyka w tej luce pod guzikiem start stop engine. Zapewne dziecko tak mocno będzie tłuc paluchem w ten guzik, że w końcu zwrócimy na to uwagę i je pozapinamy wszystkimi możliwymi pasami w aucie, a tak na serio to znowu bezpieczeństwo wzięło górę - i dobrze:)Miodzio. Z tyłu spoko, mamy dwa kominy, ale gdybym miał wybierać najładniejszą stronę auta to bez wątpienia byłaby to strona z plastrem miodu.Ładny ten zamek w tym Sobkowie. Mieszkam kilkadziesiąt km od tego miejsca, a za całego swojego żywota byłem tam raz - właśnie tym Volvo. Muszę chyba więcej testówek brać, bo jak ktoś mnie zacznie wypytywać o atrakcje regionu świętokrzyskiego to będzie słabo.Wrażenia z jazdy. Generalnie albo coś przypada do gustu albo nie. Mnie V40 Cross Country przypadła do gustu i to bardzo. Ok, jak zawsze można przyczepić się do ceny i narzekać, że wszystko drogie i w ogóle, ale to standard. Jeśli chodzi zaś o kasę, to książę musi być dość zamożny bo na taką V40stkę  będzie potrzebował co najmniej 107200zł lub nawet wyjściowo 158100zł jeżeli lubi większą adrenalinę. Tak naprawdę do pełni szczęścia brakowało chyba kamery cofania - tylna szyba niewielka, a gdy leci film na ekranie nadawany na żywo to zawsze jeszcze bezpieczniej.W tym miejscu przewiduje film (aktualnie montuje, więc za jakiś czas premiera). Poniżej galeria fotek robiona w trybie auto :)AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Cztery dziewiętnastki, czyli test Skody Octavii RS

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Cztery dziewiętnastki, czyli test Skody Octavii RS

Piękny czarny kolor, duże 19" felgi, czerwone zaciski hamulcowe, wielka stajnia pod maską i masa dodatków.Kiedy ktoś nam mówi, że jeździ Octavią to pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy - pewnie diesel w kombi, a koleś jest przedstawicielem handlowym. Gdy w rozmowie usłyszymy, że na aucie jest naklejony znaczek VRS i to nie taki kupiony w kiosku, ale zamontowany w fabryce rozmowa zamiast kończyć to dopiero się zaczyna.Ciemny grill, ciemne felgi i srebrny znaczek - super efekt i chyba najlepszy kolor jaki mogłaby mieć taka Octavia, ale zostawmy gusta i guściki na boku.468,5cm długości x 181,4 cm szerokości x 144,9 cm wysokości - o ile te wymiary nie przyciągają zbytnio uwagi w zwykłej Octavii o tyle od RSki wzrok już ciężko oderwać.Silnik 2.0 benzyna 220KM mocy, 350Nm i 6,9s do 100km/h z automatyczną skrzynią biegów DSG z łopatkami przy kierownicy daje niesamowitą frajdę z jazdy. Zresztą co tu pisać o silniku - sami posłuchajcie jak brzmi w filmiku powyżej :) Jest to ten sam silnik, który posiada VW Golf GTI. Średnio autko paliło mi w okolicach 8,5L/100km, czyli biorąc pod uwagę fakt że stado 220 koni pić musi to te z Octavii do spragnionych nie należą.Muzyka łagodzi obyczaje, a RS gra świetnie. Jest jednak pewna różnica pomiędzy tym jak go słyszymy z zewnątrz, a jak w środku. Siedząc w środku dźwięk nie dobiega do nas tylko z wydechu czy silnika, ale także z głośników. Trochę to dziwne, ale taka już jest ta ekologia. Z drugiej strony na to patrząc, siedząc w środku słyszmy piękny pomruk i o to nam w sumie chodzi, a nie pobudzimy przy okazji wszystkich sąsiadów:)Zawieszenie w RS jest obniżone o jakieś 13mm w stosunku do zwykłej Octavii. Jest sztywne i mając takie felgi jak powyżej trzeba uważać na wszystkie dziury, krawężniki i inne progi zwalniające.Octavia to dość spore autko, zatem zarówno z przodu jak i z tylu nie znajdziemy osób, które skarżyły by się na brak miejsca czy ciasnotę. Fotele chyba takie jakie powinny być w Skodzie RS, zwłaszcza te przednie z zintegrowanymi zagłówkami, obszyte czerwoną nitką.Autko testowe bardzo bogato wyposażone. W sumie dodatków w nim było za 31050,00zł czyli naprawdę za sporo kasiory. Co jak co, ale muszę pochwalić kierownicę - nie będę wnikał ile kosztuje to ,,De" ale jest nie tylko ładne, ale przede wszystkim wygodne. Bardzo przypadło mi również do gustu świetne nagłośnienie CANTON 570W - w dodatku jest takie co to nawet jak podkręcimy basy to nic nie pierdzi tylko gra czysto.Bagażnik w tym aucie to po prostu wielgaśna szafa 590L lub 1580L po złożeniu tylnej kanapy. W trasę lub na duże zakupy niedzielne będzie jak znalazł.Ci z was, którzy śledzą fanpage na FB pamiętają RS w wersji ,,do ślubu". Sporo miejsca w środku, więc nic dziwnego, że młodzi właśnie na takie 4 kółka się zdecydowali :) Jeśli jesteśmy już przy decydowaniu to aby zdecydować się na Octavię RS potrzeba nam przynajmniej 116 tysięcy złotych. Wersja taka jak moja testowa na full wypasie to wydatek 146 600zł. Fajne autko i fajne pieniądze, ale przecież nie można mieć dobrej fury za cenę bubla, bo to nie logiczne. Mógłbym tu jeszcze jakieś tabelki powstawiać, ale kto to czyta:) Dla mnie ważne jest, że autko dobrze się prowadziło i generalnie nie miałem się do czego przyczepić. Może do jednego - ta RSka nie jest moja :( Filmik i jeszcze kilka amatorskich fotek - jakżeżby inaczej:)AMStrefa Kulturalnej Jazdy

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

,,ZgazuTanoga" oraz ,,alkohol i kluczyki", czyli dwa nowe spoty promujące bezpieczną jazdę

Nowe, dobre, a w dodatku nasze polskie.Więzienie, utrata prawo jazdy na zawsze, kara 10 tysi oraz blokada alkoholowa - to wszystko jest już dostępne w pakiecie od maja 2015 dla wszystkich pijanych kierowców. Sam filmik ogólnie jest ok, ale brak trochę w nim takiego jakiegoś przerażenia czy czegoś podobnego. Powinien wzbudzać lęk i wstręt do alkoholu, a jest taki trochę na luzie, z dobrym smakiem i najlepiej będzie odebrany podejrzewam właśnie wśród tych kierowców, którzy nigdy nie prowadzą po pijaku. Owszem taki też jest potrzebny, bo zawsze może się znaleźć słabszy psychicznie, dobry człowiek, któremu będzie się wydawać, że jeden raz to chyba nikomu zaszkodzi. Tytuł trochę taki z dalekiego wschodu, ale to kolejny film jakże made in Poland. Produkcja wcale nie wypadła jakotako. Tytuł świetny - wielu u nas walecznych kierowców więc w jakimś stopniu kojarzy się z karate czy innym kungfu za kółkiem.Po średnich albo beznadziejnych filmach w końcu KRBRD wzięło się ostro do pracy i wypuściła dwie bardzo dobre produkcje i to w tak krótkim czasie. Mam nadzieję, że dobra passa będzie trwać dalej. W końcu kiedyś ktoś może wypuści jakiś dobry, polski i mega ultra mocny spot, który raz obejrzany sparaliżuje głupiego kierowcę tak, że nawet nie będzie mógł pomyśleć, a co dopiero wejść i prowadzić auto po pijaku. Kto wie, może kiedyś zrobią również coś o kulturze. Ja już zacząłem to robić tutaj:)  AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Sezonowe myślenie

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Sezonowe myślenie

Niebawem zima. Możecie się już teraz cieszyć, bo wbrew pozorom najzimniejsza pora roku okazuje się być najbezpieczniejsza, a komentarze i fakty w stylu ,,nie posypali i ślisko" działają na korzyść bezpieczeństwa.Dziwne, ale im gorsze warunki jazdy tym bezpieczniej na drogach. Jest tak dlatego, że kierowcy jak tylko dowiedzą się, że zbliża się grudzień to poza zmianą ogumienia w aucie, zmieniają również podejście do swojej jazdy. Domniemają, zakładają, że na danym zakręcie będzie ślisko, a może nawet nie posypali piachem czy tam popiołem, więc może ktoś tam za zakrętem się zakopał w zaspie, popsuło mu się auto i wtedy nie zdążymy jak latem wyhamować do zera z tej stówki... w zabudowanym.Zima za kółkiem po raz pierwszy. Wyjątki znajdą się jak zawsze, bo wśród tych bezpiecznych kierowców będzie kilka czarnych owiec. Jeżeli kierowca z mocnym ego, taki mistrz prostej, długiej i szerokiej oraz zielonego spod świateł nie zrozumie porad dotyczących bezpieczeństwa na drodze od innych znajomych czy też od instruktora jazdy, dzięki któremu zdał w końcu i otrzymał upragnione prawo jazdy. Niestety nie zawsze cenne rady dotrą do niego jak dobry olej do sprawnego silnika. Nie wierząc w takie ,,brednie" będzie chciał wszystkim udowodnić, że jego auto jest najszybsze, zwłaszcza na oblodzonym lodzie wszak to 4x4 więc jak może być inaczej. Hamulce również ma najlepsze i śmiał tak jak latem może jechać na zderzaku, a na zakręcie to on w ogóle jest miszcz, bo na tych nowych zimowych oponach to ma taką przyczepność, że musi dodać więcej gazu, bo inaczej przyklei się do tego zakrętu na stałe. Niestety to jego bardzo cenne doświadczenie życiowe i spore za kółkiem, zdobyte w ciągu kilku cholernie długich miesięcy, na równie długich prostych obfitujących w ,,uf niewiele brakowało, ale znowu się udało" zostanie poddane ciężkiej i czasem może nawet zbyt drogiej próbie. Umiejętności łącznie zapałem do bezmyślnej jazdy zwykle zostają dobrze ostudzone chłodnym zderzakiem tego ,,debila" z przodu co to nie wiadomo po co nagle na tym lodzie zahamował lub studzi się je za pomocą zimnej zaspy, która zza zakrętu wyleciała wprost przed maskę. Najgorzej jak spodka lodowatą ciężarówkę, której wymuszenie pierwszeństwa tak się nie spodobało, że na tym śliskim i twardym lodzie nie chciała się franca jedna zatrzymać w miejscu! Smutne, ale takie zimne to i prawdziwe.Oczywiście statystyki mogą trochę przekłamywać. Wypadków może być mniej bo nie wszyscy jeżdżą także zimą swoim autem, a większość tych którzy jednak zimą podróżują jak doskonale możemy rok rocznie zaobserwować jeździ po prostu wolniej. Stłuczek parkingowych czy kolizji niegroźnych może i zimą być więcej, ale lepsza wgniotka na parkingu niż dachowanie na zakręcie.Zimą mniejsze spalanie? Powinno być przecież większe, ale jak nagle wszyscy na dozwolonej 90tce jadą 80km/h czy 70km/h zamiast jak latem ,,bezpiecznych" 120stu, a w zakrętach dodatkowo hamują biegami to pomimo iż auto ciężej się zimą zbiera tj. opór śniegu, błoto pośniegowe itp. to u niektórych faktycznie będzie występować zimą mniejsze zużycie paliwa.  AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Test Ssangyong Tivoli, czyli coś innego, nietypowego

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Test Ssangyong Tivoli, czyli coś innego, nietypowego

Ssangyong`i jakoś nigdy nie przykuwały na dłużej mojej uwagi, ale Tivoli to model od którego ciężko oderwać wzrok.Czarny dach, biała buda oraz ciekawe, czarne 16stki sprawiają, że jest na co patrzec.Tivoli zrobiłem prawie 1000km, głównie w trasie. Autko dobrze się prowadzi, więc podróż była czymś przyjemnym zamiast męczarnią i trasa z zakorkowanej Warszawy nad morze, a konkretniej do Gdańska trwałą chwilę. Zaraz jak tylko odebrałem kluczyk, pierwsze co zrobiłem to otworzyłem bagażnik, który w Tivoli ma 423litry pojemności. Otworzyłem klapę i się ucieszyłem...... bo na oko widać było, że mój wakacyjny ,,towar" się zmieści. Test nie tylko do miasta, ale także w wakacyjną trasę odhaczam jako zaliczony.Jeśli chodzi o miasto to Tivoli spisuje się naprawdę dobrze. Wymiary autka 4195mm x 1785mm x 1590mm w połączeniu z 167mm prześwitem sprawiają, że zarówno wjechanie na wyższy krawężnik czy znalezienie miejsca na parkingu nie będzie dużym problemem.Z początku nie mogłem się przyzwyczaić do dwóch rzeczy. Pierwsze to kierunkowskazy - gdy się je wcisnęło delikatnie, gdy miały pomrugać dwa czy tam trzy razy było ok. Jednak gdy chciałem je włączyć ,,na stałe" wówczas słychać odgłosy łamiącej się ręki. Może jestem zbyt przewrażliwiony, może to wina tego, że to auto testowe więc wiecie - takie którego raczej większość pewnie nie oszczędza. Druga sprawa to głośność silnika. Gdy delikatnie się zbierałem i osiągnąłem nawet autostradowe 140km/h to było bardzo cichutko w środku. Gorzej sytuacja wyglądała, gdy ostro depnąłem w podłogę, wówczas silnik zaczynał naprawdę mocno wyć. Z jednej strony to minus, ale z drugiej hm mały silnik, który jest oszczędny ciągnie sporą budę więc chcąc nie chcąc wyć przecież musi.Silnik. 1.6 benzyna 128km. Oszczędny jak już wcześniej wspomniałem, palił średnio ok. 7-7,5L/100km. Setkę zobaczymy, gdy poczekamy 10.4 sekundy więc nie ma się o co czepiać - po mieście wystarczy. Owszem przy wyprzedzaniu serce czasem pika, ale albo szybkie albo oszczędne. Przedni napęd w połączeniu z automatyczną skrzynią generalnie chodził bez zastrzeżeń.W środku trochę elektroniki. Podgrzewane i chłodzone fotele, podgrzewana kierownica, radio usb mp3 itd itp. Tylko ten środkowy panel radia, jakiś taki smutny, no ale to wygląd - kwestia gustu więc nie będę się czepiał.Testówka nie posiadała nawigacji (koszt 2300zł), ale była wyposażona w kamerę cofania z dobrej jakości obrazem, także podczas cofania na parkingu żadnej nawet najmniejszej wiewiórki się nie powinno potrącić.Fotele wygodne, nie ma o nich nic złego powiedzieć. Tivoli osiągami nie zadowala, ale mimo wszystko fotele dobrze trzymają i w zakrętach nie polecimy na pasażera siedzącego obok.Zarówno z tyłu jak i z przodu nie czułem się skrępowany, a przecież duży ze mnie człowiek:)Ssangyong Tivoli to na pewno atrakcyjne autko, zwłaszcza jeżeli patrzymy nie na to co ma w środku, ale na to jak wygląda. Najtańsza opcja z silnikiem benzynowym kosztuje 60tys.zł., najdroższa 80tys.zł. Diesel jest analogicznie 10 tysięcy złotych droższy. Warto dobrać do niego 3 bajery, mianowicie nawigację (2300zł), skrzynię automatyczną (6000zł) oraz napęd 4x4 za 7000zł. Skrzynię może powinienem zostawić na koniec, napęd ważniejszy. Pojazd dla tych, którzy lubią się wyróżniać z tłumu przyciągając uwagę przechodniów.Tak, teraz czas na filmik z którym miałem mały problem. Po powrocie do domu zobaczyłem, że dźwięk z ostatnich scen się nie nagrał i musiałem trochę pokombinować. Jeszcze niżej galeria moich amatorskich fotek.AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Dogadujesz się czy dzwonisz na policję?

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Dogadujesz się czy dzwonisz na policję?

Pęknięty zderzak, urwana tablica rejestracyjna, rysa na bocznych drzwiach czy wgniotka na tylnej klapie, czyli gdzie jest granica wytrzymałości Twoich nerwów podczas stłuczki, kolizji, wypadku?Dwie różne wersje wydarzeń, nie wiadomo kto zawinił i nikt nie chce się przyznać, czyli typowa sporna sytuacja. W takich przypadkach nie ma wątpliwości, że najlepszym rozwiązaniem jest wezwanie policji, która to ostatecznie wyjaśni i oceni o co tyle halo i dlaczego ja czy on nie ma racji. Ktoś, kto ma prawo jazdy kilka lat raczej na pewno był świadkiem lub sam uświadczył przynajmniej jednej historii z miejsca zdarzenia.Niechcący. Z reguły akcja ,,niechcący" to zagapienie się czy to na drodze, czy też choćby na osiedlowym parkingu. Jakieś pół roku temu miałem taką przygodę. Siedzę sobie w aucie pod blokiem, nagle przejeżdża obok autko i cichutko słychać puste buch. Wysiadam, patrzę, ale nic nie widać, bo godzina wieczorna, a te uliczna lampy, zwłaszcza osiedlowe dość słabe są. Spoglądam na autko ,,winowajcy", a ten parkuje kilkadziesiąt metrów dalej i ogląda swój zderzak, więc wysiadłem i zrobiłem tak samo. Włączam niby latarkę w telefonie i jest - spore pęknięcie błotnika. Podjeżdżam do delikwenta, a ten już śmiga w stronę klatki, zaczepiam, zagaduję i mówię o co chodzi. Z początku wypierał się, ale jak powiedziałem, że siedziałem w środku to zmienił zdanie. Starszy Pan, patrzy na mój zderzak i mówi, że no... z 20zł może mi dać. Trochę mnie zatkało, wszak w miarę młody jestem, a mój Scenic to nie nowe autko, ale chyba błotnik więcej wart niż 20zł nie mówiąc już o jakiejś robociźnie. Ja na to, że się nie godzę i dzwonię na policję - toż to punkty dojdą i mandat jakiś - skończyło się chyba na stu czterdziestu czy pięćdziesięciu złotych, bo tyle miał przy sobie. Obyło się bez udziału Policji. Kolejna sytuacja na kolejnym parkingu. Siedzę w aucie, bo czasem na kogoś się czeka. Podjeżdża młoda dziewczyna, parkuje, wysiada i następnie wyjmuje fotelik z dzidziusiem, drzwi jej lekko poleciały i dotknęły, może bardziej nawet macnęły czy musnęły drzwi w Scenicu, widzę, że Pani przerażona, trochę nawet zbladła. Odsuwam szybę, uśmiecham się i mówię, że nic się nie stało - nowy nie jest. Pani przeprosiła chociaż nic się nie stało, to było bardzo delikatne, ale zdziwiła się chyba, że oznajmiłem to tak spokojnie:)Do 3 razy sztuka. Ze 3 lata temu, w ciągu tygodnia mój szczeniak czyt. Scenic dorobił się dwóch wgniotek... od tej samej osoby. Raz miła Pani przywaliła w drzwi na parkingu tylko tak bardziej niż konkretnie, więc wgniecenie spore się zrobiło. Dogadaliśmy się bez udziału policji. Parę dni potem, gdzieś tam wyprzedzałem... auto, które wyprzedzałem zjechało na mój pas i obdarło trochę jeden bok. Zatrzymuje się, patrzę i oczom nie wierzę - ta sama Pani. Tyle co umówiłem się pod koniec tygodnia z rzeczoznawcą, a tu dzwonię do niego po raz kolejny i długo tłumaczę, że będziemy omawiać kolejna stłuczkę, ale sprawca się nie zmienił. To niedowierzanie słyszane w słuchawce - bezcenne.Remont kolejnej ulicy w Kielcach, korek jak to standardowo bywa, a za mną jakiś przedstawiciel w Octavii. Nagle czuję jakby ktoś chciał popchnąć moje auto. Wysiadam patrzę, tablica w Octavii rozwalona, ale na szczęście hak w Sceniku twardy i ochronił zderzak. Spoko nic się nie stało. Siadam, za 2minuty riplej, powtórka z rozrywki. Octavia cały czas za mną. Zmiana była tylko w Octavii - zderzak na pewno do wymiany, a hak nadal spisał się. Spoko loko, ale 3 raz bym chyba nie wytrzymał... ze śmiechu.Nie obyło się bez Policji. Jadę sobie skuterkiem (czas akcji ,,młodość"), dojeżdżam do skrzyżowania, a Pan z przeciwko chcąc przeciąć mój pas wymusił pierwszeństwo. Pal licho gdyby dodał gazu i przejechał, ale on był tak niezdecydowany, że się zatrzymał na środku, jakby się rozmyślił - wyłączył myślenie, a ja zostałem powalony przez jego  przedni zderzak. Zaliczyłem glebę, na szczęście przy niewielkiej prędkości, lekki szok, a potem wiedziałem, że pomimo iż mam kilkanaście lat to bez policji się nie obejdzie. Pamiętam obiecanki, że dobrze Ci zapłacę, dogadamy się itd itp. Wkurzenie sięgnęło zenitu i tylko 997 rozstrzygnęło temat. Ile dostał punktów i jaki mandat - tego nie wiem, bo wtedy mając 50cm3 pod tyłkiem nie interesowałem się takimi kwotami. Wystarczyło mi wiedzieć co mi wolno na drodze, a czego robić nie można.Tak się zastanawiam, gdzie jest ta granica wytrzymałości? Podejrzewam, że w głównej mierze to zależy od tego jaką uwagę przywiązujemy do przepisów. Tak do przepisów, a nie do auta. Nawet jak mamy drogie auto to chyba można się zawsze dogadać w sprawie tych nowych rys. Jeżeli jednak nasz styl jazdy to typowy ,,nauczyciel" to raczej sprawca ma nikłe szanse na to, że nie zobaczy pojazdu 997 na miejscu zdarzenia.Moim skromnym zdaniem, gdy ktoś zrobi coś ewidentnie niechcący, ale to coś nie będzie jakoś mega głupie to zawsze można się dogadać. Na pewno jeżeli w jakimś znacznym stopniu stłuczka, kolizja, wypadek zagrażałoby naszemu życiu i zdrowiu to delikwent poza kasą powinien otrzymać jeszcze kilka bonusowych punktów.AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Zalałem do pełna i co teraz będzie?

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Zalałem do pełna i co teraz będzie?

Kontrolki na komputerze wyraźnie dały znak, że wymiana oleju jest bardziej niż pożądana.Świetnie się złożyła akcja olejowa w czasie, gdyż zaraz jak tylko przywiozłem upominek w postaci oleju dobranego specjalnie do silnika w moim aucie, czyli 5W-40 stwierdziłem, że w końcu trzeba poświęcić trochę soboty by zajrzeć pod spód Renacie. Dodatkowo, parę dni później miałem zrobić wakacyjną trasę Kielce – Władysławowo i z powrotem, więc taki pierwszy dłuższy dystans z nowym olejem, pierwsze wrażenia. Celem przypomnienia co nieco o Shell Helix Pure Plus zamieszczam poniższą infografikę.Na całe szczęście miałem możliwość by kolega wpuścił mnie w kanał, bo inaczej ciężko cokolwiek zrobić.Kilka śrubek, trochę zjedzonych nerwów – nie no żartuję – ja przecież jestem zawsze spokojny. Nie no dobra wkurzony byłem, bo klucza nie mogłem znaleźć:) Hop siup, a potem to już tylko kap, kap, kap, kap…Podczas gdy wiaderko się napełniało ja grzebałem po wszystkich szafkach w poszukiwaniu kolejnego klucza.Tym razem chodziło o klucz do filtrów. Jak już robić test to rzetelny, więc filtr również postanowiłem wymienić na nowy, gdyż jakby nie było on też ma wpływ na pracę silnika.Po kilku godzinach medytacji, robienia zdjęć i rozmów na tematy motoryzacyjne przyszedł upragniony koniec.Pierwsze odczucia. Na oleju zrobiłem już dobrych kilka tysięcy kilometrów. Pierwsza sprawa na jaką zwróciłem uwagę to spalanie. Wcześniej nie mogłem choćby nie wiem co zejść na trasie poniżej 6.7L/100km – było to zawsze niewykonalne. Trasę Kielce – Władysławowo pokonałem z wynikiem 6.5-6.6L/100km. Warunki były takie same jak zawsze na moich długich trasach, czyli noc, puste drogi i bez korków z oczywiście myśleniem i stylem jazdy nastawionym na mega ultra hard eco driving. Niby to niewiele, ale zawsze coś. Do Scenika jestem przyzwyczajony jak do żadnego innego auta, ale to pewnie dlatego, że dużo nim jeżdżę. Bywa nieraz, że kilkaset kilometrów dziennie więc każde odstępstwo od normy skrupulatnie notuje w pamięci. Są jeszcze dwie rzeczy, które zauważyłem. Mianowicie silnik jakby był delikatnie bo delikatnie ale ciut żwawszy i cichszy. Olej wszak wymieniony na nowy, no ale zobaczymy czy te odczucia będą długotrwałe i zostaną do następnej wymiany. AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Nic na siłę, czyli mamy takie czasy, że nawet o kulturę trzeba się prosić

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Nic na siłę, czyli mamy takie czasy, że nawet o kulturę trzeba się prosić

Citroen Ds3, czyli test niewielkiej cytryny, która może dużo

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Citroen Ds3, czyli test niewielkiej cytryny, która może dużo

W tym niewielkim pudełeczku na zdjęciu powyżej jest wszystko co najlepsze z Citroena i wiele więcej, ale by dowiedzieć się jak to było i gdzie to było wystarczy kliknąć ,,czytaj dalej" i poświęcić kilka minut swojego życia.Pomimo niewielkich rozmiarów autka pokonałem nim naprawdę sporą trasę, która przebiegała wzdłuż i wszerz województwa świętokrzyskiego.Jak w każdej cytrynie obowiązkowo są szewrony, ale tutaj bardziej od szewronów na przedniej masce wyróżnia się złote logo marki DS. Generalnie logo DS jest srebrne, ale testowany egzemplarz to edycja limitowana, która powstała z okazji sześćdziesięciolecia istnienia kultowego modelu DS, który powstał właśnie w latach sześćdziesiątych, dokładnie 1955roku.Limitowana edycja jest pod nazwą ,,1955" i z tej okazji na całym aucie jest kilka napisów, które nie pozwalają myśleć inaczej.Nawet kierownicy nie oszczędzili i ten znaczek również tam przylepili - ale to dobrze, bo zdecydowanie ładniejszy niż te całe szewrony:)Środek błyszczący, lśniący, ponieważ sporo elementów w czarnym połysku. Generalnie bardzo fajnie i nowocześnie. Masa guziczków i innych multimedialnych pierdółek.Bardzo dobrej jakości kamera cofania, wyświetlany obraz jak w Cactusie - bez żadnych zastrzeżeń. Na zdjęciu powyżej widać, że nie jest to obraz ze słonecznego i pięknego dnia, ale z jego końca, a mimo to widać wszystko bardzo wyraźnie.Zegary bardzo czytelne, klasyczne, mają w sobie nutkę sportowości, a prędkościomierz nie wiem dlaczego, ale przypomina mi zegarek jakiejś luksusowej marki.Niestety znalazło się miejsce, jedno jedyne, gdzie połysk po prostu nie pasuje. Nad wyświetlaczem mogło zabraknąć połysku, ale niestety w fabryce mieli małą nadwyżkę.Tak na poważnie to przez to, że ten niewielki element jest odblaskowy czyt. z połysku to pierwsza linijka wyświetlacza się nad nim odbija. Początkowo jak wpatrywałem się w to wnętrze to mnie to strasznie irytowało, ale po kilku dniach człowiek się przyzwyczaił i irytowało już trochę mniej.Generalnie DS trójka to całkiem zgrabne autko. Pomimo swoich niewielkich rozmiarów rzuca się ostro w oczy.Wymiary - 3948mm długości x 1715mm szerokości x 1483mm wysokości - w tych parametrach największą jego konkurencją jest Mini, Alfa Mito oraz Audi A1.Silnik. Pod malutką maską drzemie niewielki silnik benzynowy o pojemności 1.2 generujący moc 110KM. 205nM w połączeniu z 5-biegową skrzynią pozwalają odfrunąć do stówy w 9,6 sekundy pozostawiając za sobą 5,5-6L po każdych przejechanych stu kilometrach. Wiecznie wszystkim mało, ale jak wyjmiemy jeszcze ze skarbonki 4000zł więcej to otrzymamy benzyniaka 1.6, który będzie miał aż 165 koni, a setkę zamiecie pod dywan w 7,5 sekundy (skrzynia będzie wówczas 6-cio biegowa z v-maxem 218km/h zamiast tak jak mój testowy 190km/h).Z tyłu miejsca jako tako. W dwójkę damy radę, natomiast trzecią osobę musimy nieco zgnieść, ale jakby co to auto pięcioosobowe.Największym minusem dla pasażerów tylnych foteli jest brak otwieranych, ba choćby uchylanych szyb. Buda nie jest jakoś duża, ale mimo wszystko zawsze ktoś mógłby chcieć łepetynę przewietrzyć. Mamy za to płetwę ala rekina, a dzięki niej autko nie tylko wygląda okazale, ale ma lepszą strefę zgniotu czyt. jest bezpieczniejsze.Z przodu nie powinniśmy, a nawet nie możemy narzekać, zwłaszcza, gdy prowadzimy to małe cudeńko.Miejsca brzydko pisząc od cholery, a piszę to jako osoba dość sporych gabarytów. Pozycja za kierownicą świetna. Małe auto, więc manewrowanie nim między innymi samochodami to sama przyjemność.Nawet na zakrętach nie będziemy się wstydzić - fotele dobrze wyprofilowane i spisują się super. Nie siedzi się w nich ani za nisko, ani też za wysoko. Zawieszenie natomiast jest mega twarde jak w prawdziwej rajdówce. Dzięki tej nijakiej czyt. wyśrodkowanej pozycji zawieszenie nie przenosi do nas zbytnio dziur z zewnątrz.Przednie jak przednie, ale te tylne lampy 3d to po prostu bajka z kosmosu. Strasznie mi się podobały. Mam nadzieję, że kierowcy, którzy jechali za mną nie wpatrywali się w ten tunel zbyt długo:)Jeżeli chodzi o stylistykę to auto jest naprawdę zacne. Tył, przód i bok skrojone są elegancko, a gdy do tego wszystkiego dodamy siedemnastki to otrzymujemy +123,5 do wyglądu zewnętrzengo.Bagażnik w DS Trójeczce jest jednym z większych, jak nie największy wśród takich małych bzyczków. Posiada 285 litrów i to ,,aż". Konkurencyjne Mini posiada zaledwie 160, czyli 125 litrów mniej. Coś tam więc z tej galerii wywieziemy.Podsumowanie. Autkiem podróżowało mi się bardzo wygodnie, śmiało mogę stwierdzić, że jest to udane wozidełko. Małe autko kosztuje jednak całkiem sporo - 90 tysięcy złotych. Może i sporo, ale biorąc pod uwagę konkurencję to nie jest wcale źle, jest dobrze, a nawet lepiej lub bardzo dobrze. Pozytywne wrażenia z jazdy łącznie ze sportowym dreszczykiem emocji uwikłanym w wysoką adrenalinę gwarantowane. Do miasta i w mniejszą ilość osób w dłuższą trasę jak najbardziej bez problemu.Jesteście już prawie na samym dole strony, więc oczywiście niżej już tylko film (będzie jak zmontuje niebawem) oraz galeria, duża galeria fotek z małym autkiem, DS Trójeczką:)AMStrefa Kulturalnej Jazdy

Im bliżej domu tym większa szansa na wypadek

STREFA KULTURALNEJ JAZDY

Im bliżej domu tym większa szansa na wypadek

Bo... znam drogę, zawszę, codziennie jeżdżę tą samą, przecież to z punktu A do B, praca-dom, dom-praca. Bo niedaleko mieszkam, wszak to parę kilometrów, więc po co... zapinać pasy, włączać światła, czyli nie ma się czego bać bo jestem ,,u siebie". Statystycznie 30% wypadków jest w odległości kilku km od miejsca zamieszkania. Aleś wymyślił pomyśleliście, przecież normalne, że większość ludzi ma auta po to właśnie by robić niewielkie odległości praca - dom - zakupy w sklepie itd. Skoro więc ludzie jeżdżą przeważnie w okolicy swoich domów to i wypadków tam będzie więcej - proste! Zgadzam się w stu procentach, ale ja nie o statystykach chce dziś podumać. Nie o tym jak są mierzone, liczone, ale o tym o czym zwykle piszę, czyli jak jeździć by je poprawić.Wjeżdżamy do dużego, większego czy też po prostu innego miasta i co robimy? Nasze szare komórki zaczynają się pocić jak silnik pod maską. Myślenie mamy nastawione na wysokie obroty. Zastanawiamy się, czy aby na pewno można tędy czy tamtędy jechać, czy to nie jest jednokierunkowa, czy tutaj można zatrzymać się, zaparkować itd. Krótko podsumowując myślimy za kółkiem.Gorzej dzieje się, gdy do naszego auta wdziera się monotonia i jeździ z nami zawsze jak ta nasza choinka zapachowa. Niestety taka ,,nudna" i codzienna jazda sprawia, że czujemy się bezpiecznie i to wcale wbrew pozorom nie wróży niczego dobrego dla nas i dla naszych pasażerów czy też pozostałych uczestników ruchu drogowego. Zaczynamy rozmyślać o cenie benzyny, o tym jakie to nasze drogi są kiepskie i w ogóle. Przestajemy myśleć, a co za tym idzie panować nad autem. Jesteśmy bardziej skłonni sięgnąć po kanapkę, papieroska czy smyrfona i rozluźnić się jeszcze bardziej. Klęska kierowcy. Każdy może wypalić się zawodowo, wszystko się kiedyś nudzi, ale gdy kierowca się wypala to powinien zastanowić się czy dalsza jazda będzie dla niego bezpieczna. Zawsze można zjechać, zrobić sobie podsumowanie ostatnich kilometrów.Jeżeli nadal chcemy siedzieć za sterami, ale ta nuda nie daje nam spokoju to może jakieś dodatkowe szkolenia z jazdy? - dobry pomysł, aby jazda spodobała się i zaciekawiła nas na nowo. Człowiek chętnie dowiaduje się nowych rzeczy, które usprawniają życie.Niebezpieczeństwo na drodze czyha wszędzie. Każdy zakręt, uliczka, studzienka kanalizacyjna, przejście dla pieszych i inne dziwactwa, które mijaliśmy już z milion razy pewnego pięknego, niespodziewanego dnia mogą nas zaskoczyć. Droga i to co się na niej dzieje nie będzie zawsze taka sama. Pilnuj się, bądź czujny i nie jeździj na pamięć!AMStrefa Kulturalnej Jazdy