SZROCIAKI
ZAKUPIWSZY: Mitsubishi Galant 2.5 V6-24 (EA5W)
Witam. Ciekawe jak na to zareagujecie, ale postanowiłem pójść w stronę aut nieco młodszych, choć to określenie jest trochę na wyrost, gdyż w tym konkretnym przypadku oznacza to auto 17 letnie... Ale do rzeczy. Po małych przebojach w końcu udało się zakupić fajny i myślę, że dobrze rokujący bolid. Jak już wcześniej anonsowałem na ten sezon poszukiwałem kombiaka, który będzie na tyle niezawodny, żeby - w razie czego - można było nim bez stresu robić większe trasy po Europie. Do tego musiała to być mocna benzyna (co najmniej 150 KM, duży moment obrotowy, najlepiej 6 garów) sprzężona z klasycznym i niezawodnym automatem. Do tego koniecznie fajny wygląd i fajne wnętrze. Nie było łatwo z takimi wymaganiami.Pierwszym pomysłem był opisywany niedawno granatowy Mercedes S124, ale zrozumiałem, że to już jest niestety za stare auto by sprostać moim wymaganiom. To co było na sprzedaż było zajeżdżone, albo w gnoju. A nie stać mnie też na Balerona za 20.000 zł, którego też pewnie szukałbym przez pół roku, jak nie dłużej. Potem moja uwaga skupiła się na młodszych autach m.in. Subaru Legacy/Outback, czy BMW E46 w kombiaku. Ogólnie jest to bardzo fajne auto, z fajnymi R6-tkami i świetnymi 5-biegowymi automatami, zgrabnie wyglądające, bardzo przyjemnie jeżdżące, ale... jest zdecydowanie zbyt popularne jak dla mnie. Nie tak dawno temu widziałem na Sudeckiej 3 egzemplarze E46 zaparkowane pod rząd. Tym dziwniejszym pozostaje fakt, iż znalezienie na polskim rynku ładnego E46 kombi w automacie z 2.5 lub 2.8 pod maską w kolorze, który jest inny od szarej palety i do tego nie jest "w szmacie" graniczy z cudem. Jak już był jakiś spoko to we wnętrzu była zwykła czarna szmata, a ja jestem z tych motomaniaków, którzy żeby czuć się dobrze w swoich 4-kółkach muszą mieć kontakt z wnętrzem bolidu, które wygląda spoko, jest porządnie zmontowane, no i najlepiej jak jeszcze wykonano je z czegoś lepszego niż gównolit. Zasadniczo właśnie z tego ostatniego względu zawsze odrzucałem Mitsubishi Galanta, choć był on zawsze bardzo podobywujący się mnie. Już kilka lat temu tworzyliśmy z Kozą listę "za i przeciw" samochodów jakie potencjalnie moglibyśmy kupić w zastępstwie naszych Baleronów. Wyszczególniliśmy kilka aut i zawsze na czele owej listy widniał właśnie Galant VII generacji (ten z wewnętrznym oznaczeniem EA na początku). Bo kaman - przód tego auta wprost emanuje magnetyzmem. Sedan ma świetne proporcje i uważam go za jednego z czołowych pod względem wyglądu sedanów z lat 90. I możecie mnie okładać nawet wałem korbowym od Stara 660, ale w mojej opinii stylistyka Galanta stanowi coś na kształt wizualnej reinkarnacji/interpretacji języka stylistycznego BMW z przełomu lat 70. i 80. Nawet kombiak (których generalnie, jak pewnie wiecie, nie jestem fanem) wygląda zaskakująco dobrze, lekko i rasowo, zwłaszcza jako samochód o trochę większych wymiarach. Niemniej na naszej liście była też rubryczka pod tytułem "Wnętrze". I w tej własne kolumnie Gal miał tylko 2 lub 3 punkty na 6 możliwych. Zapytacie się w takim razie - skąd u mnie Misiek pod domem? Otóż - jak się okazuje - nie wszystkie Galanty mają smutne materiałowe wnętrza z dodaną gdzieniegdzie imitacją kosmicznego marmurku (jak bardzo słusznie nazwał to mój brat). Wersje 2.5 miały w opcji skórzane wnętrze w dwóch kolorach. Czarne jest już w miarę oki, ale prawdziwym cymesikiem pozostaje wersja z beżową tapicerką. Jeszcze rzadsze są wersje z pełnym pakietem Nardi Torino (m.in. skórzana kierownica z drewnianymi wstawkami). A jeszcze rzadziej można spotkać takie auto w jakimś ciekawym kolorze. Niemal zawsze są one bowiem srebrne, czarne, granatowe, albo wiśniowe. Nie dziwota więc, że kiedy na otomoto pokazał się egzemplarz, który wyróżniał się wszystkimi wspomnianymi wcześniej cechami to dostałem małpiego rozumu i po prostu po niego pojechałem. Choć było to zaj..... daleko.Ale dobra - kończymy ten króciutki wstępniak i do dzieła. Zakupiony bolid pochodzi z rynku szwajcarskiego (tytuł wpisu powinien być w takim razie "Prawdziwy Szwajcar;) i ma bardzo bogate wyposażenie, co jest dosyć charakterystyczne dla Galantów z tego rynku. Ma rzadko spotykany błękitny kolor, beżową tapicerkę, pełny pakiet Nardi Torino, duży odsuwany szklany dach, 2.5 V6 pod maską, automata, kontrolę trakcji, fikoły grzane i prądem szarpane. Generalnie wszystko czego trzeba. A nie jest jeszcze tempomat - zakochałem się w tym dodatku i długotrwała jazda po autostradzie bez niego wydaj mi się teraz dosyć upierdliwa. Auto poprzednio miało tylko jednego właściciela, było serwisowane tylko w ASO, ale nadszedł taki czas, że trzeba było w aucie poprawić to i owo, a mając na uwadze spore ceny roboczogodziny mechaników w Szwajcarii + ceny części poszło na handel i trafiło do Polski, gdzie ceny napraw są dużo niższe. Auto kupiłem od Sławka, który pracuje w Szwajcarii, ale dorabia sobie importem fajnych egzemplarzy do Polski. Poza tym sam ma dwa egzemplarze i jest znanym członkiem forum Mitsumaniaków, co dobrze rokowało. Jeśli opędzlowałby mi jakieś gunwo to zrobiłbym dym na forum:) Wszystko to przeważyło szalę z pozycji "jest całkiem spoko" na "jedziemy po niego". A było to w małej mieścinie pod Radomiem, czyli jakieś 360-380 km (w zależności od obranej drogi) z Wrocławia. Sporo w diabły.Na szczęście po dojechaniu na miejsce wystarczyło mi kilka sekund i już wiedziałem, że wezmę to auto. Stał sobie w ciemnym garażu, do którego weszliśmy wykorzystując sąsiedni garaż i poprzez przejście łączące oba stanowiska postojowe dostrzegłem ten delikatnie oświetlony ryjek. Jest to bowiem taka rzecz, którą bardzo lubię w tej generacji Galantów. Ich wkurzony przód ma taką moc wyrazu, że trudno przejść obok niego obojętnie nie myśląc sobie - on na mnie patrzy;) I to spod byka:DAle żeby nie było tak różowo. Pomimo, że znałem wady auta i miałem dosyć dobrą dokumentację fotograficzną to na miejscu wyszło kilka dodatkowych kwiatków, choć z dziedziny tych mniej dotkliwych. Do roboty miałem niespodziewaną wymianę przednich sprężyn (jedna była pęknięta - ale to już jest zrobione - wjechały japońskie KYB), prawdopodobnie przednie łożyska, odgruzowanie hamulców (auto trochę stało), napełnienie klimy i tak na pierwszy ogień to wszystko. Na tylnych nadkolach zaczynają wychodzić małe purchle, ale to zrobię dopiero za jakiś czas, żeby nie wystrzelać się na starcie z całej kasy. Auto było malowane w kilku miejscach, co raczej mu się przysłużyło, bo powłoka lakiernicza wygląda całkiem nieźle.Jak jeździ Galant? Komfortowo, pewnie, pięknie mruczy. Na razie przejechałem nim tylko 550 km ale już jestem w nim zakochany. Nawet połowica wysyła pozytywne sygnały. Robiliśmy już test bagażnika i idzie w nim spokojnie spać w dwie osoby - zwłaszcza, że tapicerka jest jasna i wręcz zachęca do kimania tam. No i nad głowami ma się wówczas wielki szyberdach - fajny ficzur.Konsumpcja? Na trasie zjarał mi 8,8 litra bajury (w tym około 200 km po S8 z wysokimi prędkościami), czyli całkiem nieźle jak na taki motur o mocy 163 KM i budę o masie około 1,5 tony i automat. W mieście pali zasadniczo ile mu wlejecie. Więc za jakiś czas wrzucam go w polski NOS:) Bardzo podoba mi się też praca silnika. Po odpalaniu jest praktycznie bezgłośny (jak to zwykle w przypadku V6-tek). Po lekkim zbutowaniu wydaje fajne basowe pomruki, a po konkretniejszym zbutowaniu silnik śpiewa już w pięknym wysokim tonie. Pomimo, że lubi wysokie obroty to w tych niższych też dobrze daje sobie radę. Podoba mi się, że w zasadzie jest takim mułem roboczym - zaledwie 163 KM z 2,5 litra pojemności nie jest jakimś super wynikiem - ale to dobrze. Liczę, że silnik przejedzie jeszcze sporo kilometrów. Z drugiej strony to jak mu się depnie to pokazuje, że te 160 kuni z hakiem to nie byle co.Plany? Jak wspominałem wcześniej na pewno go zagazuję, bo przy tych cenach gazu to aż głupio nie korzystać - mam już nawet umówioną wizytę na 16 maja. Zapewne zmienię felgi - te pomimo, że nie wyglądają źle (jak na 15 cali) to jednak ustąpią miejsca jakimś 16", albo nawet 17" - z wersji Avance. Na pewno będzie musiało również dojść do dopieszczenia wnętrza - skóra na przednich fotelach jest już lekko zmęczona. A tak ogólnie to po prostu dbać i śmigać. I na razie tyle.Obecnie trochę brakuje mi RWD, bo kilka poprzednich fur miało właśnie taki napęd, ale pewnie za jakiś czas przyzwyczaję się.Zdjęcia:W końcu będę mógł wozić na lusterku Domo-kuna. Przyznam, że tak naprawdę to tylko z tego względu kupiłem to auto:DA i jeszcze jedno - jadąc po niego trafiliśmy na Galanta IV generacji, którego już zapewne widzieliście w tym materiale, ale to nie wszystko. W Piotrkowie Trybunalskim natknąłem się na Galanta III generacji! To musiał być znak, że muszę kupić VIII-kę;)