BASISTA ZA KIEROWICĄ
Śmignąwszy: Ulubiona
Przyznaję bez bicia: poza Trabantem, nie miałem jeszcze okazji prowadzić żadnego erwupegowskiego wehikułu. Żadnych Ład, Poldków, ani nawet Maluchów. Nic. Nawet Skody, które dane mi było przetestować, były już VAG-owskie.Aż do niedawna. Choć w zasadzie nie wiem, czy liczy się auto produkowane od 1988 do 1995 roku, i to w wersji po ostatnim lifcie.Favorit był ostatnim modelem Skody zaprezentowanym przed przejęciem firmy przez Volkswagena - i jednym z ostatnich samochodów z krajów Słusznie Minionego Reżimu, które weszły do produkcji przed upadkiem muru berlińskiego. Choć pod maską wciąż siedziały stare silniki z topowych wersji Baldwinki (modele 135 i 136), reszta była całkowicie nową konstrukcją. Dość nowoczesne (a na warunki rynków socjalistycznych - bardzo nowoczesne) auto od razu stało się obiektem marzeń ludzi, którzy do tej pory oglądali się za Ładami, Polonezami i tylnosilnikowymi Baldwinkami. Zgrabna, lekka linia nadwozia została opracowana przez Włochów z Bertone, resztę zaś stworzyli Czesi, wcinając knedliczki i popijając je piwem.I wyszło im całkiem nieźle.Pierwsze, co rzuca się w oczy po zalogowaniu się za sterami Favoritki, to dość toporna deska rozdzielcza wykonana ze zdecydowanie budżetowych tworzyw. Należy jednak pamiętać, że po pierwsze weszła do produkcji jeszcze w latach 80., gdy tego typu plastiki nie odstawały zanadto od normy, po drugie zaś to tanie auto. Tanie, gdy było nowe, i śmiesznie tanie teraz. I, mimo swej taniości, całkowicie zdatne do jeżdżenia.Przede wszystkim - pozycja za kierownicą jest zaskakująco wygodna. Fotele nie są może idealne, ale absolutnie nie ma zdrady. Do tego dochodzi widoczność, ta zaś jest po prostu świetna. Orientowanie się w tym, co dzieje się wokół samochodu, nie nastręcza żadnych trudności. W czasach, gdy naturalna, "analogowa" widoczność jest zastępowana przez czujniki i kamery, jest to niezwykle przyjemne uczucie. Wszystko to sprawia, że miejsce kierowcy w Favoritce mimo swej toporności okazuje się całkiem przyjemnym miejscem.Nieco mniej przyjemnie, choć nadal zupełnie znośnie, jest z tyłu. Krótkie nadwozie i pudełkowate kształty Skody sugerują, że pasażerowie drugiego sor... yyy, przepraszam, rzędu mogą spodziewać się wystarczającej ilości miejsca na głowy, za to ciasnoty w rejonach nożnych. Okazuje się jednak, że jest dokładnie odwrotnie. Moje 178 cm wzrostu jest w zasadzie wartością graniczną powyżej której można się spodziewać smyrania podsufitki po mózgoczaszce, za to miejsca w rejonach odnóży krocznych powinno wystarczyć nawet na spory rozmiar buta.Przenieśmy jednak tegoż buta z powrotem do przodu - a konkretnie na pedał gazu.Po przekręceniu kluczyka w stacyjce rozlega się charakterystyczny, nieco dudniący dźwięk, doskonale znany wszystkim, którzy mieli do czynienia ze starszymi, tylnosilnikowymi Skodami. Nic dziwnego - wszak to w zasadzie ta sama jednostka, która tkwiła pod tylną klapą mocniejszych odmian Baldwinki. I tak samo, jak w starszych modelach nie kipi ona mocą. Dostępne były dwie wersje - 54 i 68 KM. Niestety, będąc tradycyjnie bezmyślnym klocem, nie spytałem właściciela, która odmiana napędzała jego egzemplarz (znaczek na klapie niewiele znaczył, gdyż była ona wymieniana). Jedno mogę powiedzieć na pewno: moc jest całkowicie wystarczająca do sprawnego poruszania się po mieście. Dynamiczne ruszanie spod świateł nie nastręcza najmniejszych trudności. W dużej mierze wynika to z niskiej masy auta, a w pewnym zakresie z zestopniowania 5-biegowej skrzyni, której długi lewarek zaskakująco precyzyjnie wybiera przełożenia. Cechy te wpływają również na inną, nader istotną cechę - konkretnie na zużycie paliwa. Tankowanie Favoritki okazuje się zaskakująco łagodne dla portfela. Spokojna jazda w trasie skutkuje konsumpcją w okolicach 5 litrów na 100 km, zaś w mieście bardzo trudno choćby zbliżyć się do 10 litrów.Zaskakująco dobre wrażenie robi zestrojenie zawieszenia. Zanim przejechałem się Favoritką, byłem przekonany, że jest twardym, podskakującym na każdym wyboju toczydłem. Okazało się, że nie miałem racji - zawieszenie jest co prawda dość sztywne, ale wystarczająco podatne, by nie traktować ze zbędną brutalnością kręgosłupów i trzewi swych pasażerów.Pozostaje pytanie, czy pierwsza współczesna Skoda nadaje się do przewozu sprzętu basowego.Otóż... nie bardzo. 240-litrowy bagażnik jest za wąski, by zmieścić basiwo w miękkim pokrowcu. Oczywiście tylne oparcie jest składane, a w wielu przypadkach (m.in. w tym egzemplarzu) dzielone, jednak do przewozu sprzętu lepszy będzie Favorit kombi, czyli Forman. A tych niestety pozostało już bardzo niewiele.