benzynoseksualny
Elektryczne Samochody zbawieniem Ludzkości
W dawnych czasach było fajniej. Przynajmniej jeżeli chodzi o automobilizm. Jeździło się w te i we wte, po wpół pustych szosach, z prędkościami które nie były nawet w stanie rozwiać liści spod kół. Każdy miał na sobie sweter i marynarkę, a w kufrze komplet kluczy, świec i pasków kinowych. Samochody co minutę stawały na poboczach w kłębach dymu spod maski, więc trzeba było robić mimowolne postojowe. I tak dwustukilometrowa podróż zmieniała się w wyprawę jak z Władcy Pierścieni. Teraz, dwustukilometrową podróży można odbębnić bez przystanku w lekko ponad półtorej godziny i to nawet zbytnio się nie pocąc. I z jednej strony to cudowne i postępowe, ale z drugiej nudne, powszednie i odarte z „romantyzmu” podróżowania samochodem. Tysiące rozpędzonych, spóźnionych na spotkania ludzi, gna 130 na godzinę w swoich dwutonowych klocach, po obu stronach drogi. Tiry umilają życie innych kierowców jak mogą, a właściciele starych nissanów wyobrażają sobie, że są żywymi progami zwalniającymi. Koszmar i terror to powszechne zjawiska. Każdy, kto ośmieli się zwolnić do 80, jest stracony, wyzywany od pedziów i bab i zamachany rękami na śmierć. Ubolewam nad tym, chociaż sam macham rękami jakbym był Chodakowską i klnę na zawalidrogi. A najgorsze jest to, że robię tak nawet wtedy gdy nigdzie mi się nie spieszy. Ale zauważyłem ostatnio nowy trend w motoryzacji, który poprzez nowoczesną technologię, nieświadomie pchnie nas kierowców na dawne, spokojne tory. A chodzi mi o technologię elektryczną jako napęd aut przyszłości. Każdy wielki producent aut doskonali tę technologię od lat. Możemy już nawet, za chore pieniądze, nabyć w pełni elektryczne auta, od takich producentów jak Renault, Mitsubishi czy Peugeota. Są tam przeważnie niemądrze wyglądające bąble, które powolutku oswajają nas z wizją niespalinowej jazdy. Chyba że jest to nowe BMW, które prezentuję wam poniżej. Jest cholernie zgrabne…. I pomimo że na co dzień lubię się z nich pośmiać i wyzywać ich właścicieli od hipisów, hipokrytów i ekofaszystów i Amerykanów, nie jestem w stanie zrobić nic, by powstrzymać ich rozwój. Elektroauta to darwinizm w czystej postaci. A teraz w dodatku, coraz rzadziej przyjdzie mi śmiać się z ich wyglądu… Bo są też producenci elektroaut tacy jak Tesla (poniżej), którzy oprócz technologii dodają do swoich aut wygląd i moc. I niedawno czytałem w TopGear o Tesli Modelu S, który stanowić ma alternatywę dla benzynowych aut klasy wyższej średniej jak BMW 5, Mercedes E , czy Maserati Ghibi. I wierzcie mi lub nie, auta pokroju Modelu S to już nieunikniona przyszłość. I choćbym nawet przykul się łańcuchem do silnika V12 z Ferrari, w ramach strajku, i choćby każdy motomaniak napisał w Internecie że szczerze pieprzy elektryczne auta i tak ich era nadejdzie. I tutaj dochodzę do sedna. Tesla S to piękne auto, nie mogę zaprzeczyć. Nie zatruwa niby środowiska – to też fakt. Ma też porządna moc i wnętrze, które spokojnie można by postawić w Apple Store. I ma to coś, co sprawi, że podróż samochodem znów będzie romantycznym wyzwaniem, niespieszną wędrówką na czterech kołach. Chodzi mi o zasięg. Bo tak. Porządny nowoczesny diesel, przy spokojnej jeździe jest w stanie przejechać niekiedy ponad tysiąc kilometrów na jednym baku! Czyli jedziemy trasa Lublin -Poznań i z powrotem, nawet nie wysiadając (jeżeli mamy zdrowy pęcherz)! Tysiąc kilometrów na jednym baku! I nawet, gdy zapali się nam smutna kontrolka z symbolem dystrybutora, jesteśmy w stanie napełnić bak w dwie minuty i dalej gnać przez następne tysiąc kilometrów. Łapiemy przeważnie do tego hotdoga i cole i wpychamy to w siebie wyjeżdżając że stacji. Natomiast auta pokroju nowej Tesli mają na daną chwilę zasięg około 400 – 450 kilometrów. I co potem? Albo szukasz stacji dokującej, która napełni elektrobak w 15 minut, albo ładujesz auto konwencjonalne, z gniazdka w kilka godzin… I masz wtedy czas na to by spokojnie zjeść, zwiedzić okolicę, obdzwonić znajomych, porobić przelewy za mieszkanie, albo zagrać z pasażerami w Dobble, na kocyku na poboczu. Każdą podróż znów będzie trzeba planować na cały, albo i kilka dni. Ludzie będą prowadzić spokojniej i płynnej, bo ostra jazda drastycznie zmniejsza zasięg. Skończy się drogowy stres i wieczne zabieganie. Życie zwolni i znów dane nam będzie ratować się nim. Spóźniasz się na spotkanie, bo elektroauto musiało się doładować? Nic takiego, bo twój klient ma to samo! Dzwonicie więc do siebie i umawiacie się na popołudnie, na obiad. Masz więc 5godzin wolnego w ciągu dnia, i to kompletnie nie z twojej winy! Możesz przygotować się do rozmowy, odpocząć, a jeżeli trafiło ci się miasto, skoczyć do kina w godzinach pracy. Szef cię nie opieprzy, bo pewnie właśnie ładuje swój elektrowóz gdzieś w Grudziądzu. I to będzie piękne, spokojne życie! Nowoczesność i ekologia, chcąc poprawić nam życie, spowolni je i ustatkuje. Więc, jeżeli ciągle się spieszysz, masz wrzody żołądka i szefa tyrana, a drogowy szał jest twoim sportem narodowym – wyczekuj z utęsknieniem upadku spalinowych aut. I Witaj elektryczne silniki jak Mesjasza. I koniecznie kup koc, do pikników na poboczu. Bo czeka nas Nowy Wspaniały Świat. Czego sobie i wam życzę! Tagged: Benzynoseksualny, Bmw I8, car, eco, eko, electric, elektryczny, felieton, i8, Model S, Motoryzacja, na prąd, samochód, stres, Tesla, Zoe, życie