Lexus RX 450h – hybrydowa manga

Marek o samochodach

Lexus RX 450h – hybrydowa manga

Ładne, seryjnie zamontowane felgi [FOT]

Motofilm

Ładne, seryjnie zamontowane felgi [FOT]

Jeśli przywiązujesz dużą wagę do wyglądu swojego ukochanego samochodu, na pewno wiesz, ile w jego estetyce potrafią zmienić koła. Tak, moi drodzy – felgi to istotna, jeśli nie najistotniejsza kwestia w sprawie wyglądu samochodu. Producenci samochodowi zdają sobie z tego sprawę, dlatego w ich ofercie często widnieją propozycje wyboru większych i unikalnych felg. A oto lista pięciu – najciekawszych według mnie – felg oferowanych seryjnie w najnowszych modelach. 1. Volvo S60 Polestar Spójrz tylko na tego niebieskiego potwora. Stylizacja felg godna najlepszych designerów – samochód za ich sprawą wygląda nie tylko na kipiącego mocą (ma 350 KM), ale jednocześnie dają do zrozumienia, że mamy do czynienia z eleganckim i dystyngowanym samochodem. Warto dodać, że Polestar specjalnie dla tego modelu opracował te fantastyczne „dwudziestki”, które skrywają hamulce Brembo z tarczami o średnicy 371 mm na przedniej osi z 6-tłoczkowymi zaciskami. 2. Mercedes-Benz S500e L Plug-in Hybrid Dyskretne, inteligentne i poważne. Tak opisałbym potężne felgi zamontowane w naszej testowej S-klasie na zdjęciu. Mało tego – felgi znakomicie oddają charakter samochodu, który potrafi trzymać się pasa ruchu i reagować na zachowanie innych pojazdów i wyraźnie zdradza swoje ultrakomfortowe oblicze oraz moc wynoszącą grubo ponad 400 KM! 3. Ford Focus ST Czarne z białym i czerwonym. Czerwone z czarnym. Białe z czarnym. Czy jakoś tak. W każdym razie wystarczy spojrzeć na zdjęcie poniżej, aby przekonać się, że ta unikatowa propozycja od Forda doskonale pasuje do Focusa ST. 4. Mercedes-Benz CLA200 Shooting Brake Orange Art Edition Niewielkie kombi i sylwetka Coupe. Już samo nadwozie i grupa docelowa klientów dają do zrozumienia, że zwykłe felgi nie mają tutaj racji bytu. Standardowe „szesnastki”? Nie w Mercedesie CLA200 Shooting Brake Orange Art Edition. W tym przypadku zdecydowano się na 18-calowe felgi z drobnym pomarańczowym akcentem w postaci pomarańczowego paska, przykuwające wzrok każdego w promieniu dziesięciu kilometrów. 5. Audi A7 Sportback Mało który nabywca Audi A7 wie o istnieniu takich kół. Skąd to wiem? A no stąd, że gdyby potencjalny zainteresowany miał okazję zobaczyć A7 w takiej konfiguracji, nie chciałby żadnego innego egzemplarza… Te potężne 21-calowe koła zostały owinięte w niskoprofilowe opony i wyceniono je na ponad 15.000 tysięcy złotych. Nie mam jednak wątpliwości, że WARTO! A co, gdy dojdzie do przykrej sytuacji zniszczenia felg? Fakt, uszkodzenie na przykład pięknych kół Audi A7 jest bardzo proste i aby tego uniknąć, należy prowadzić auto rozważnie, szczególnie podczas parkowania czy podjazdu pod krawężniki. Jednak głowa do góry. Regeneracja felg stalowych nie musi być wcale kosztowna. Wystarczy dobrze poszukać, aby za kilkaset złotych cieszyć się pięknymi felgami bez skazy. Ale o tym już osobny artykuł.

[TEST] Ford C-MAX czy Grand C-MAX? Co wybrać?

Motofilm

[TEST] Ford C-MAX czy Grand C-MAX? Co wybrać?

Ford znany jest z szerokiej oferty skierowanej do rodzin. W katalogu producenta widnieją m.in. dwa modele z nazwą C-MAX – Grand C-MAX i po prostu C-MAX. Oba auta mieliśmy okazję przetestować. Na które auto postawić? Ford C-MAX jest przede wszystkim zacznie mniejszy od Grand C-MAX’a. W wersji poliftingowej został także zmodernizowany pod wieloma względami. Jest estetyczniej, nowocześniej i bardziej luksusowo. Ford postarał się, aby auto – choć kojarzące się z wyjazdami z rodziną – przykuwało wzrok innych użytkowników dróg. Grand C-MAX także otrzymał szereg tych zmian i jest dłuższy o 14 cm (ma również większy rozstaw osi, również o 14 cm). W Grand C-MAX w przeciwieństwie do C-MAX’a drzwi dla pasażerów siedzących z tyłu są przesuwane, co znacznie ułatwia wsiadanie i wysiadanie. Grand C-MAX pomieści nawet siedem osób, podczas gdy C-MAX wygodnie przewiezie pięć osób dorosłych. Ford C-MAX – galeria zdjęć Wewnątrz obu modeli pojawiła się nowa kierownica, świetnie grający system audio SONY i system multimedialny SYNC 2 z 8-calowym dotykowym wyświetlaczem, który pozwolił zmniejszyć liczbę przycisków na konsoli centralnej. Ogólnie jest bardzo przejrzyście i ciężko pogubić się w opcjach samochodu, których swoją drogo – jest sporo. Udogodnienia w postaci elektronicznie otwieranej klapy bagażnika i kamery cofania już nikogo nie dziwią, ale przewaga Fordów nad innymi modelami konkurencyjnymi dotyczy przede wszystkim właściwości jezdnych. Oba modele – C-MAX i Grand C-MAX prowadzą się fantastycznie, pewnie pokonują wszelkie zakręty i komfortowo wybierają nierówności. To auta, które łamią wszelkie schematy i pozwalają cieszyć się z prowadzenia, nawet rodzinnych samochodów. W testowym C-MAX’ie zainstalowano 1,5 l silnik Ecoboost o mocy 150 KM, który zapewnia nie tylko bardzo dobrą elastyczność i dobre osiągi, ale również zużywa niewielkie ilości paliwa – średnio zaledwie 6,0 l paliwa na 100 km. Ford Grand C-MAX – galeria zdjęć Testowy Ford Grand C-MAX został z kolei wyposażony w 2.0 turbodiesla i mocy aż 170 KM. Jednostka napędowa współpracuje z szybką przekładnią automatyczną PowerShif i także cechuje się bardzo dobrym spalaniem – średnio tylko 4,8 l oleju napędowego na 100 km. Co wybrać? C-MAX czy Grand C-MAX? Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Jeśli twoja rodzina składa się z maksymalnie pięciu osób, C-MAX będzie autem wystarczającym nawet na dłuższe wakacyjne podróże (bagażnik 432-1684 l). Jeśli jednak posiadasz przynajmniej czwórkę dzieci, praktyczność i przestronność wewnątrz Grand C-MAX’a okaże się nieoceniona (pojemność bagażnika od 65 l do 1867 l). A jak to wygląda cenowo? Ford C-MAX startuje od 68.700 złotych. Dopłata do Grand C-MAX’a wynosi 3.050 złotych. W przypadku najwyższej wersji wyposażenia Titanium różnica w cenie wynosi 2.800 złotych, a oba modele kosztują od 83.300 złotych (C-MAX) i 86.100 złotych (Grand C-MAX) Dane techniczne: Ford C-MAX 1.5 EcoBoost: Silnik R4, moc 150 KM, 240 Nm, skrzynia 6-biegowa manualna, napęd na przód. Dł./szer./wys. (mm) 4380/1828/1626, rozstaw osi 2650 mm, pojemność zbiornika paliwa: 55 l. 0-100 km/h 9,4 s, v-max: 204 km/h. Ford Grand C-MAX 2.0 TDCI Silnik R4, moc 170 KM, 400 Nm, skrzynia 6-biegowa automatyczna, napęd na przód. Dł./szer./wys. (mm) 4520/1828/1684, rozstaw osi 2790 mm, pojemność zbiornika paliwa: 60 l. 0-100 km/h 8,5 s, v-max: 212 km/h.

[TEST] Fiat Tipo 1.4 95 KM

Motofilm

[TEST] Fiat Tipo 1.4 95 KM

Niedrogi, dobrze wyposażony samochód, który sporo pomieści i jest ekonomiczny. Właśnie taki miał być nowy Fiat Tipo w zamyśle projektantów. Postanowiliśmy to sprawdzić. Nazwę Tipo zapewne już słyszeliście. W latach 90 Fiat sprzedawał bowiem hatchbacka, który właśnie tak się nazywał i próbował walczyć z niemiecką konkurencją. Tak samo dzieje się teraz. Aktualnie w ofercie jest jedynie sedan, ale już wkrótce do salonów trafi także 5-drzwiowa wersja. Pierwsze co robi wrażenie to niewątpliwie stylistyka. Fiat Tipo jest po prostu ładny. Projektantom udało się bardzo sprawnie narysować kompaktową bryłę sedana, która w cale nie kojarzy się z budżetową wersją samochodu. Równie ładnie jest wewnątrz, gdzie znajdziemy także dosyć dobrej jakości materiały wykończeniowe. Pod maską testowanego przez nas egzemplarza znalazł się najsłabszy benzynowy silnik 16-zaworowy o pojemności 1,4 i mocy 95 KM, połączony z 6-biegową skrzynią manualną. Potrafi on rozpędzić Tipo do 100 km/h w czasie 11,5 sekundy, więc nie zadowoli on zbytnio fanów dynamicznej jazdy. Ale na ospałość nie można narzekać, ten motor w zupełności wystarczy do sprawnego przemieszczania się po mieście. Nowe Tipo bardzo stabilnie pokonuje zakręty, nie odczujecie nic niepokojącego. Zawieszenie z kolei zapewnia odpowiedni komfort podróżowania. Skrzynia biegów o 6 przełożeniach to duży plus Tipo. Dzięki niej poprawimy wyniki spalania w trasie, które przy odrobinie chęci może wynieść nawet poniżej 5 litrów benzyny na 100 kilometrów. W mieście udało nam się uzyskać 7-7,5 litra. Nasz egzemplarz to najlepiej wyposażona wersja Lounge. Na środku deski rozdzielczej naszą uwagę przykuje 5,5-calowy ekran systemu UConnect sterującego multimediami, którego funkcjonalność możemy poszerzyć o nawigację czy nawet kamerę cofania. Mamy tu także wielofunkcyjną kierownicę, tempomat, manualną klimatyzację, elektrycznie sterowane szyby czy podłokietnik. Ceny Fiata Tipo zaczynają się od 43,200 złotych za podstawową wersję wyposażenia z benzynowym silnikiem 1,4 o mocy 95 KM. Najtańszy egzemplarz z silnikiem wysokoprężnym to już koszt 53,200 złotych. Testowaną przez nas wersję wyceniono natomiast na około 61,000 złotych.

Marek o samochodach

Peugeot 2008 – test, o który nikt nie prosił

Peugeot 2008 to jeden z trzech najlepiej sprzedających się B-crossoverów w Europie. I nie przypominam sobie, żeby ktoś z moich widzów specjalnie się nim interesował. A może warto? B-crossovery zastąpiły B-kombi. To rozwiązanie dla młodych rodziców, których nie stać na jedynie słusznego Tiguana. I dla rodziców, którzy pozbyli się już dzieci z domu, więc nie potrzebują jedynie słusznego Tiguana. Na rynku B-crossoverów jest z czego wybierać, ale gdybym miał wybrać w idealny samochód z tego segmentu, miałbym duży problem. W Renault Captur podoba mi się wszystko, poza uchwytami na napoje i nieco zbyt słabym tłumieniem nierówności. W Fiacie 500X podoba mi się wszystko, pod warunkiem, że jest to Jeep Renegade, który jest za drogi. W Maździe CX-3 podoba mi się wszystko, z wyjątkiem ceny, podobnie jak w Hondzie HR-V. W Suzuki Vitara chciałbym silnik z Mazdy i wtedy byłby to samochód idealny. To co ma do zaoferowania Peugeot 2008? Wygląda dojrzale, jest wygodny (o ile nie siedzisz z tyłu), ma przyzwoity bagażnik, cenowo też nie straszy. I nikt mnie nawet nie poprosił o test Peugeot 2008, mimo że w tym roku przeszedł on kurację odmładzającą. I nawet ma nowy silnik 1.2 PureTech. Trzycylindrowy, a jakże. I może mieć Grip Control, dzięki któremu zajedziesz dalej i trzeba będzie dalej wracać się po traktor. Samochód w sam raz, żeby dziadek mógł pojechać na Rodos. Artykuł Peugeot 2008 – test, o który nikt nie prosił pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

TEST: Renault Espace TCe 200 Initiale Paris

Motofilm

TEST: Renault Espace TCe 200 Initiale Paris

Renault Espace nie jest już zwykłym rodzinnym minivanem. To auto, które aspiruje do klasy premium i oferuje naprawdę dużo. Sprawdziliśmy, jak jeździ mocny 200-konny wariant benzynowy w najbogatszej wersji wyposażenia Intiale Paris. Na samym wstępie należy przyznać, że bryła nadwozia Espace wygląda bardzo atrakcyjnie i przykuwa uwagę całego otoczenia. Wewnątrz panuje podobna atmosfera – jest bardzo nowocześnie i przytulnie, a pasażerowie mogą wybrać m.in. kolor podświetlenia wnętrza czy sterować wszystkimi funkcjami z 8,7-calowego dotykowego ekranu. Ogólna stylistyka nadwozia daje wrażenie, że mamy do czynienia z samochodem z trzeciego tysiąclecia! Wszyscy w kabinie Espace znajdą dla siebie doskonałą pozycję do podróżowania. Jest cicho i luksusowo. Materiały użyte do wykończenia wnętra stoją na bardzo wysokim poziomie i właściwie trudno jest się do czegokolwiek przyczepić. Kierowca i pasażer siedzący obok mają dodatkowo możliwość wymasowania się na wygodnych fotelach. Wbrew pozorom, ważący 1845 kg pojazd cechuje się wysoką dynamiką. 1,6 l silnik o mocy 200 KM przyspiesza bardzo żwawo i pozwala na bezpieczne wyprzedzanie i komfortową jazdę po drogach szybkiego ruchu i autostradach. Jedynym minusem jest właściwie tylko średnie zużycie paliwa, które oscyluje w granicach 9 l benzyny na 100 km. To znacznie odbiega od obiecywanych 6,2 l paliwa na 100 km. Zawieszenie doskonale radzi sobie z nierównościami, a jednocześnie świetnie pokonuje zakręty. Jest to głównie zasługa systemu skrętnych czterech kół 4Control, który zapewnia lepszą elastyczność, jednocześnie ułatwiając manewrowanie. Jest więc przestronnie, bardzo wygodnie, futurystycznie i ekstrawagancko. Nie brakuje nowoczesnych systemów i właściwie ciężko jest się do czegokolwiek przyczepić. Espace jest autem takim, jakim powinien być. Nawet cena wydaje się odpowiednia. Najtańszy egzemplarz wyposażony w najsłabszy silnik benzynowy startuje od 120.900 złotych. Nasza testówka kosztuje 161.400 złotych. Renault Espace Initiale Paris TCe 200 Silnik czterocylindrowy, benzynowy turbo 1,6 l 200 KM, napęd na przód, 8,9 do setki, 260 Nm, emisja CO2 140 g/km, bagażnik: 247-2035 l.

TEST: Lexus GS200t F-Sport – mały silnik, sportowe aspiracje

Motofilm

TEST: Lexus GS200t F-Sport – mały silnik, sportowe aspiracje

Kilka ostatnich lat to prawdziwe wyzwanie dla motoryzacji. Producenci montują coraz mniejsze silnik do swoich limuzyn, w celu minimalizacji zużycia paliwa i dostosowania modeli do rygorystycznych norm emisji spalin. Lexus wprowadził do swojej oferty 2,0-l, czterocylindrowy silnik turbo, które można zamówić m.in. pod maską GS-a. Prezentowany model wyceniono na ponad 260.000 złotych i został wyposażony w automatyczną ośmiobiegową przekładnię, a także wiele elementów poprawiających komfort podróżowania, w tym fantastyczny 17-głośnikowy zestaw audio Mark Levinson, wyświetlacz Head-Up, wentylowane i podgrzewane fotele czy 12,3-calowy wyświetlacz z „dżojstikiem” działającym podobnie do myszki komputerowej. Auto, szczególnie w niebieskim kolorze nadwozia i pakiecie F-Sport prezentuje się bardzo agresywnie. Można powiedzieć, że jest to chyba jedna z najciekawszych propozycji stylistycznych w swojej klasie. Ten egzemplarz jest tak ładny, że ludzie odwracali się za nim nawet w piekielnie drogim Monako! Sterowanie systemem multimedialnym jest bardzo proste, a nawigacja dokładna podczas prowadzenia do celu. Niektórzy dziennikarze narzekają w swoich testach na sterowanie „dżojstikiem”, ale prawda jest taka, że do niego trzeba się po prostu przyzwyczaić. Dużą przewagą Lexusa jest intuicyjność – tutaj nie pogubisz się, jak w Mercedesie Klasy E i łatwo odnajdziesz każdą interesującą Ciebie funkcje samochodu. Komfort zawsze był mocną stroną Lexusa. GS200t nie jest wyjątkiem – bardzo wygodne fotele regulowane w wielu płaszczyznach, świetne materiały wykończeniowe i perfekcyjnie leżąca w dłoniach kierownica dają szansę poczuć się każdemu kierowcy bardzo wyjątkowo. Wrażenia z jazdy Przede wszystkim – jest płynnie i cicho. Dostępnych jest kilka trybów napędu – ECO, Normal, Sport i Sport+. Dwulitrowy turbodoładowany silnik generuje 245 KM i 350 Nm maksymalnego momentu obrotowego i pozwala na sprint od 0-100 km/h w czasie 7,3 s. Wynik jak najbardziej poprawny. Automatyczna skrzynia biegów dobrze współpracuje z silnikiem i szybko zmienia przełożenia; na pokładzie mamy też łopatki przy kierownicy, dzięki czemu kierowca może w przyjemny sposób zmieniać przełożenia. Zawieszenie zestrojono komfortowo, choć pokonywanie zakrętów należy do bardzo przyjemnej czynności. Samochód nie przechyla się i daje pewność prowadzenia nawet przy maksymalnej prędkości 230 km/h. Dźwięk czterocylindrowego silnika nie może być przyjemny. Lexus doskonale o tym wie i proponuje system dźwięku w formie elektronicznej, który wydobywa się z głośników i „oszukuje” kierowcę, że pod maską siedzi zdecydowanie mocniejszy silnik. Oczywiście Japończycy oferują GS-a z naprawdę mocnymi i męskimi silnika (patrz GSF), ale główną zaletą GS200t jest spalanie. Średnie spalanie podczas naszego testuje oscylowało na poziomie 7,9 l paliwa na 100 km. Wykręcić taki wynik V6 czy V8 byłoby niezwykle trudno. Lexus po raz kolejny pokazał, że zna się na luksusowych samochodach. GS200t jest dobrą propozycją – szczególnie, jeśli zależy ci na niższym zużyciu paliwa, a nie chcesz hybrydy. To dobra propozycja, a japoński model jest doskonałą alternatywą dla niemieckich marek. Wybrane dane techniczne: Silnik: 2,0 l benzynowy turbo, czterocylindrowy Moc: 245 KM Moment obrotowy: 250 Nm Skrzynia biegów: 8-biegowa, automatyczna Napęd: tylna oś Czas przyspieszenia do 100 km/h: 7,3 s prędkość maksymalna: 230 km/h Średnie spalanie: 7,9 l na 100 km

TEST: Lexus RX 200t – prestiżowy i bardzo komfortowy

Motofilm

TEST: Lexus RX 200t – prestiżowy i bardzo komfortowy

SUV-y sprzedają się lepiej od ciepłych bułeczek. Nic więc dziwnego, że producenci wypuszczają coraz to nowsze modele reprezentujące tę klasę. Jednym z nich jest Lexus; marka, która tworzy wyłącznie prestiżowe samochody. I oto jej nowy SUV – RX czwartej generacji. Czy jest tak ekscytujący jak wygląda? Wielki, piękny i bardzo luksusowy. Nowy Lexus RX jest najlepszą generacją od 1998 roku. Co ważne, jest to SUV, który nie tylko wygląda masywnie, ale pozwala zaangażować się w prawdziwą jazdę terenową za sprawą dołączanego napędu na cztery koła. 2,0 l silnik turbodoładowany generuje 238 KM i 350 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Sześciobiegowa automatyczna skrzynia biegów dobrze dogaduje się z jednostką napędową i sprawnie zmienia przełożenia. Ogólnie samochód nastawiony jest na spokojne i komfortowe pokonywanie kilometrów. Japończycy zadbali o doskonałe wyciszenie kabiny oraz odpowiednią dynamikę, jeśli kierowca jej potrzebuje. Wystarczy zmienić tryb jazdy na sportowy, aby obudzić w RX200t bardzo zwinnego SUV-a. Średnie spalanie podczas całego testu wyniosło 7,5 l paliwa na 100 km. W mieście wartość ta wzrastała do 9,0 l paliwa na 100 km, natomiast w trasie można zejść nawet do wyniku z „szóstką” z przodu. Nowa, sztywniejsza konstrukcja samochodu jest idealnym kompromisem między szybką jazdą, a komfortem. Samochód perfekcyjnie radzi sobie na nierównościach, nie pozwalając odczuć pasażerom większych dziur. W zakręty RX jak na swoje gabaryty wchodzi zaskakująco dobrze. Wyśmienicie spisuje się także przy wyższych prędkościach na autostradzie. Wiatr nie robi na nim wrażenia i daje poczucie stuprocentowego bezpieczeństwa. Wewnątrz znajdziemy materiały wyłącznie najwyższej jakości. System multimedialny został opracowany w taki sposób, aby szukanie opcji było maksymalnie uproszczone. Kierownica świetnie leży w dłoniach i nawet wysoki kierowca znajdzie dla siebie idealną pozycję do kierowania samochodem. Nie brakuje oczywiście bezprzewodowej ładowarki do telefonu, genialnego audio Mark&Levinson, a nawet regulowanej głębokości uchwytu na kubek! (Lexus wprowadził tę funkcję jako pierwszy producent na świecie). Pod względem bezpieczeństwa zastosowano wszelkie możliwe systemy. Lexus RX200t nie jest zwykłym SUV-em. To auto dla kierowcy, który każdy kilometr pragnie pokonywać w sposób wyjątkowy. Co więcej, cena za najlepiej wyposażony model Prestige wynosi „tylko” 331.900 złotych. Na tle konkurencji wygląda to jak prawdziwa okazja. Lexus RX200t Prestige Silnik: R4, 16V, TURBO, 2,0 l, moc 238 KM, 350 Nm, 0-100 km/h w 9,5 s, v-max 200 km/h, 4×4, bagażnik: 553 l, masa własna: 1960 kg

TEST: Renault Talisman 1.6 dCi Initiale Paris

Motofilm

TEST: Renault Talisman 1.6 dCi Initiale Paris

Oto następca Latitude i Laguny. I nie jest to tylko zwykła tania limuzyna, ale bardzo eleganckie i luksusowe cztery kółka prosto z Francji. Do testów powierzono nam Talismana w wersji Intiale Paris z silnikiem 1,6 dCi o mocy 160 KM. Jedyne auto w klasie, które zostało wyposażone w system czterech kół skrętnych 4Control. Pierwszy rzut oka wystarczy, aby stwierdzić, że Talisman jest jednym z najpiękniejszych modeli klasy średniej, obok Mazdy 6 i Opla Insigni. I bardzo przestronnym, co nie jest zaskakujące, biorąc pod uwagę długość samochodu i rozstaw osi – odpowiednio 4,85 m i 2,81 m. Przestrzeń wewnątrz jest imponująca. Pasażerowie z tyłu mają nawet 26,2 cm na swoje kolana (bardziej przestronna jest jedynie Skoda Superb). To samo dotyczy bagażnika – 608 l lub 1,022 po złożeniu tylnej kanapy. Oprócz przestronnego wnętrza zaskoczeniem są bardzo dobre materiały użyte do wykończenia wnętrza. Ogólnie jest bardzo miękko i przyjemnie, ale przypomnijmy, że nasza testówka to najbogatsza wersja wyposażenia Intiale Paris. Nie brakuje więc wyświetlacza head-up, nawigacji wyświetlanej na „tablecie” o przekątnej 22 cm, 13-głośnikowego systemu audio Bose oraz ogrzewanych,wentylowanych foteli wyposażonych w masaże. Pachnie premium… 160-konny silnik wysokoprężny dCi pozwala na przyspieszenie do setki w 9,7 s oraz osiągnięcie prędkości maksymalnej 215 km/h. Na papierze nie wygląda to interesująco, ale w rzeczywistości Talisman jest bardzo sprężystym i chętnym do dynamicznej jazdy autem. Zawdzięczamy to wysokiemu momentowi obrotowemu wynoszącemu 380 Nm oraz bardzo szybko pracującej 6-biegowej przekładni automatycznej z podwójnym sprzęgłem EDC. Co znajdziemy w Talismanie? Zobacz! Równie atrakcyjne jest zużycie paliwa. Podczas relaksacyjnej jazdy można zejść do 6,0 l oleju napędowego na 100 km, natomiast w mieście Talisman nie potrzebuje więcej niż 7,8 l oleju napędowego na 100 km. Szkoda tylko, że pojemność zbiornika wynosi tylko 51 litrów. Renault Talisman na drodze zachowuje się niezwykle przewidywalnie i bezpiecznie. System skrętnych kół 4Control świetnie wykonuje swoją rolę. Auto jest bardzo precyzyjne i bardzo przyjemne na dłuższych dystansach. Dzięki elektronicznie sterowanym armotyzatorom jest także bardzo wygodne i doskonale wybiera wszelkie nierówności. To wszystko dostajemy za cenę od 144,900 złotych (najbogatsza wersja Intiale Paris). Podstawowo wyposażona wersja startuje od 92,900 złotych. Warto, tym bardziej, że konkurencja potrafi cenić się znacznie wyżej. Renault Talisman 1.6 dCi Initiale Paris Silnik czterocylindrowy, turbodoładowany, wysokoprężny 1,6 l, 160 KM, 380 Nm, emisja CO2 116 g/km, waga: 1518 kg

[TEST] Nowy Mercedes E220d – auto doskonałe?

Motofilm

[TEST] Nowy Mercedes E220d – auto doskonałe?

Zupełnie nowy Mercedes klasy E pojawił się w polskich salonach sprzedaży. Do testów otrzymaliśmy egzemplarz wyposażony w 2,0 l diesla o mocy 194 KM i 400 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Bryła nadwozia bardzo przypomina Klasę C, przez co niektórym trudno będzie odróżnić oba modele. Nie dajcie się jednak zmylić – wystarczy zawitać do środka, aby poczuć inspirację najbardziej luksusowym modelem producenta ze Stuttgartu – Klasą S. Tutaj kipi luksusem – 12,3-calowy ekran TFT o wysokiej rozdzielczości, dotykowe przyciski na kierownicy (działają zaskakująco dobrze!) i bardzo wygodne fotele regulowane w wielu płaszczyznach. Jakość spasowania wszystkich elementów stoi na najwyższym poziomie i jest przyjemna w dotyku. Nie zrezygnowano również z charakterystycznego dla Mercedesa „lewarka” do zmiany biegów, który mieści się przy kierownicy. Przyzwyczaić trzeba się za to do obsługi systemu multimedialnego COMAND. Uruchamiamy nowego 2,0 l Mercedesa Klasy E i… cisza. Tak – auto jest bardzo dobrze wyciszone i to właściwie przy każdej prędkości. Duża w tym zasługa 9-biegowej automatycznej przekładni, która pracuje niemal niezauważalnie i eliminuje hałas powodowany przez wysokie obroty. W porównaniu do poprzednika Klasa E schudła – nasza testówka waży niespełna 1700 kilogramów. Osiągi samochodu są imponujące, biorąc pod uwagę silnik. 7,3 s do pierwszej setki i 400 Nm maksymalnego momentu obrotowego to świetne wyniki. Jeszcze bardziej zasługują na pochwałę, jeśli wziąć pod uwagę średnie spalanie, które oscyluje w granicach… 5 l oleju napędowego na 100 km. Nam udało się zejść nawet do 4,2 l oleju napędowego na 100 km i wcale nie była to męcząca jazda! Inteligentne reflektory zostały całkowicie w technologii LED. Zawieszenie nowej Klasy E bardzo dobrze spisuje się na drogach szybkiego ruchu i autostradach; jest wystarczająco sztywno, aby kierowca pewnie poczuł się za kierownicą i jednocześnie bardzo komfortowo. Owszem, pakiet AMG i ładne duże koła powodują, że większe dziury będą odczuwalne przez pasażerów, ale niektórych praw niestety nie da się oszukać. Warto wspomnieć, że kierowca ma do wyboru kilka trybów pracy pneumatycznego zawieszenia, w tym Comfort, Sport czy Sport +. Można też podnieść nadwozie, jeśli planujemy wyjazd w pozamiejski teren. DRIVE PILOT E-klasa może zostać wyposażona w ten innowacyjny system. Polega on na wykorzystaniu wszystkich asystenów i kamer, które pozwalają na autonomiczną jazdą – i to aż do 210 km/h! Dokładnie do tej prędkości E-klasa czyta niemal wszystko, co dzieje się dookoła nadwozia. Mercedes Klasy E może też sam jechać w korku i kopiować ruchy innych pojazdów (pomocne w przypadku braku narysowanych pasów ruchu) i ostrzega przed pieszymi na przejściach. W sposób całkowicie autonomiczny możemy przejechać jednak tylko kilka kilometrów. W przypadku braku reakcji (wystarczy tylko trzymać kierownicę) komputer uzna, że kierowca zasnął, albo zasłabł i zacznie informować o tym fakcie stosownym komunikatem. Nie brakuje również opcji sterowania samochodem ze smartfonu, w tym możliwości wjazdu/wyjazdu Klasy E do garażu czy parkingu bez kierowcy… Nowy Mercedes Klasy E już nie konkuruje z BMW serii 5 i Jaguarem XF. To auto stoi poprzeczkę wyżej. Przynajmniej nie teraz – dopóki Bawarczycy i Brytyjczycy nie zaprezentują nowych odsłon swoich luksusowych modeli. Jedyne zagrożenie wypływa właściwie tylko ze Szwecji w postaci Volvo S90. Mercedes odrobił pracę domową i oferuje bardzo poprawny samochód, który z pewnością znajdzie wielu klientów. Wybrane dane techniczne: Mercedes E 220d Wymiary: dł./szer./wys. – 4923/1852/1468 mm Silnik: 2,0 l turbodiesel, czterocylindrowy Moc: 194 KM Moment obrotowy: 400 Nm Skrzynia biegów: 9-biegowa, automatyczna Napęd: tylna oś Czas przyspieszenia do 100 km/h: 7,3 s prędkość maksymalna: 240 km/h Średnie spalanie: 5,0 l oleju napędowego na 100 km CO2: 112 g/km

TEST: Hyundai Tucson 1.7 CRDi 7DCT – taki powinien być SUV

Motofilm

TEST: Hyundai Tucson 1.7 CRDi 7DCT – taki powinien być SUV

Atrakcyjny, niedrogi, przestronny, dobrze wyposażony, ekonomiczny i z długą gwarancją – tak w skrócie można opisać nowego Hyundai’a Tucson. Hyundai już jakiś czas temu wprowadził ten model na rynek i rankingi sprzedaży wyraźnie pokazują, że podbił serca wielu klientów. Trudno się temu dziwić, wszakże jest bardzo elegancki i zdecydowanie lepiej dopracowany od wielu innych propozycji reprezentujących tę klasę. Wewnątrz – przestronniejszy. Nawet wysoki kierowca znajdzie dla siebie dogodną pozycję za kierownicą. Trzy osoby dorosłe mogą wygodnie usiąść z tyłu, co nie jest takie oczywiste w przypadku konkurencji i mniejszych crossoverów. Deskę rozdzielczą opracowano w przemyślany sposób, aby była jak najbardziej czytelna i przyjazna kierowcy w każdym wieku. Materiały wykończeniowe składają się głównie z plastiku, ale bardzo dobrej jakości. Warto wspomnieć również o wyśmienicie komponujących się chromowanych akcentach i kierownicy pokrytej skórą. Wyposażenie opcjonalne obejmuje m.in. podgrzewane i wentylowane fotele oraz kamerę cofania. Wśród systemów bezpieczeństwa należy wymienić: Smart Parking Assist, autonomiczny system awaryjnego hamowania, Keeping Line Assist, wykrywanie samochodów w martwym polu oraz system Active Bonnet, które automatycznie podnosi maskę, aby zmniejszyć skutki zderzenia czołowego. Pojemność bagażnika wynosi 513 l lub 1503 l po złożeniu tylnej kanapy. Mieliśmy okazję przetestować egzemplarz wyposażony w 1,7 l diesla o mocy 141 KM, który współpracuje z przekładnią automatyczną 7DCT. I trzeba przyznać, że takie połączenie jest idealnym kompromisem między osiągami i spalaniem. Samochód rozpędza się bardzo przyzwoicie – nie męczy i chętnie wspina na obroty. Wyprzedzanie nie stanowi dla niego żadnego problemu, a średnie spalanie podczas testu oscylowało w granicach… 4,9 l oleju napędowego na 100 km. W mieście wartość ta wzrasta do 7,0 l, natomiast na trasie można zejść nawet do 4,4 l na 100 km. Emisja CO2 do atmosfery według danych producenta wynosi 129 g/km. Nowy Tucson mierzy 4,475 mm długości, 1,850 szerokości i 1.645 wysokości przy rozstawie osi 2.670 mm. Jest to doskonałe auto do jazdy po mieście. Jego zwinność i zwrotność pozwalają zapomnieć, że siedzimy w wielkogabarytowym SUV-ie. Nadwozie doskonale wybiera wszelkie nierówności, a jednocześnie pewnie pokonuje zakręty i autostrady przy wyższych prędkościach. Duży plus należy się także za akustykę i bezpieczeństwo. Tucson jest jednym z najbezpieczniejszych samochodów w swoim segmencie i otrzymał maksymalną notę pięciu gwiazdek Euro NCAP. Korzysta z solidnej konstrukcji, która w 51% składa się z bardzo wytrzymałej stali. Hyundai Tucson startuje od 84,990 złotych za podstawowo wyposażoną wersję benzynową 1,6 GDI. Model 1.7 CRDI 7DCT 2WD to wydatek rzędu 105.990 złotych lub 151.990 złotych w bardzo bogatej odmianie Tour de Pologne. Hyundai Tucson 1.7 CRDi 7DCT Silnik: 1,7 l, moc 141 KM, skrzynia automatyczna 7DCT, 340 Nm, v-max: 185 km/h, 0-100 km/h w 11,5 s, bagażnik 513/1503 l, pojemność zbiornika paliwa: 62 l.

Marek o samochodach

Volkswagen up! – lepszy niż hotel Kulczykowej

Parę lat temu na rynku małych samochodów miejskich królowały Fiat Panda i „trojaczki z Kolina”. Auta utylitarne, ale pozbawione polotu. I ja miałem uwierzyć, że Volkswagen up! coś na tym rynku zmieni? Volkswagen zorganizował pierwszą polską prezentację up!-a w Poznaniu w 2012. To był chyba mój drugi raz w Blow Up Hall 5050. Nazwa „blow up” (wybuchnąć) równie dziwna, jak sam hotel. Ktoś zrobił ciekawy projekt, a następnie ktoś inny zaczął ciąć koszty. Hotel na przykład nie ma recepcji. Znikąd pojawia się concierge i wręcza ci iPhone’a. Wcześniej byłem tam krótko po otwarciu i wiedziałem, że za żadne skarby nie należy przyjmować iPhone’a. Po pierwsze dlatego, że podpisywało się na niego lojalkę – zgubienie kosztuje tyle, co telefon w sklepie. Po drugie, to były czasy przed masowym zastosowaniem NFC, więc pokój otwierało się wysyłając wiadomość do ukrytej recepcji, z której ktoś zdalnie otwierał drzwi do pokoju. Sam concierge po drugiej nieudanej próbie otwarcia drzwi sugerował tradycyjny klucz. O nagich selfies w łazienkowych lustrach nie wspomnę. Chyba nikt nie czyścił pamięci telefonów. Jeśli zastanawiasz się, jak to się ma do Volkswagena up!, to od razu powiem, że nijak się ma. Tak nie chciało mi się jechać na tę prezentację w 2012, że wolę opisywać zabawny hotel. Jeśli cię to nie interesuje, to przejdź od razu do filmu na końcu Pokój. Duży. Toaleta w miejscu, w którym powinna być szafa. Nie pamiętam czy/gdzie była szafa. W toalecie umywalka do spłukania palców, bo nie całych dłoni. Światło tak skierowane, żeby czasem nie było widać, co się robi. W łazience duże lustro, w którym jakiś gość robił sobie selfies. Niestety facet, nie kobieta. Umywalka z gatunku „woda spływa po kamieniu”. Pod warunkiem, że kran nie jest zakamieniony i nie pryska naokoło. A ten był zakamieniony. Światło świeci w każdą stronę, tylko nie w lustro, więc zapomnij, że się przejrzysz. Może facet nie widział lustra i myślał, że robi zdjęcia ścianie? Smutna wanna trzyosobowa za prysznicem. Tzn. trzeba było przejść pod deszczownicą, żeby się do niej dostać. Podłoga powinna być położona z lekkim spadkiem, żeby woda z deszczownicy spływała do rynienki, ale spadek wyszedł w drugą stronę, więc woda spływała w kierunku pokoju. Obsługa dobrze o tym wiedziała, bo wieczorem zastałem barykadę z ręczników na podłodze. Nie wiem, czy Bang & Olufsen ma w swojej ofercie urządzenia przewidziane do telewizji hotelowej. Chodzi o obsługę pewnych poza-telewizyjnych funkcji z poziomu pilota. Hotelowe usługi, informacja, itp. Telewizor B&O owszem, był. Ale taki zwykły, domowy. A do niego był podłączony dekoder Cyfry. I dwa piloty. Po domowemu. Ktoś nie rozprowadził kabla? I do tego wszystkiego ktoś pozamieniał piloty, więc przez ścianę sąsiad próbował podgłośnić swój telewizor, a trafiał w mój. Czary? Wyrwałem kabel ze ściany i poszedłem jeździć up!-em. I wiecie co? Volkswagen up! jest o wiele lepszy niż Blow Up Hotel 5050. Jasne, jest drogi. Ale przynajmniej dostarcza to, czego od niego oczekujesz. A nawet więcej. Artykuł Volkswagen up! – lepszy niż hotel Kulczykowej pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Marek o samochodach

Mój sprzęt

Pytacie mnie czasem, jakiego używam sprzętu. Poniżej lista mniej więcej wszystkich aparatów, kamer i akcesoriów, z krótych korzystam. Aparat Obiektyw 1 Obiektyw 2 Mikrofon 1 Mikrofon2 Osłona na mikrofon GoPro 1 GoPro 2 Gimbal Przyssawka GoPro Dron Statyw 1 Statyw 2 Statyw podróżny Slider Przyssawka 1 + Przyssawka 2 Laptop Artykuł Mój sprzęt pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Motofilm

Kobieta przywaliła Mercem w Ferrari 458 Speciale [wideo]

Pewna kobieta podczas równoległego parkowania Mercedesem 380SL Roadster na parkingu podczas Cars&Coffee uszkodziła Ferrari 458 Speciale. Straty są ograniczone do małych wgnieceń i zadrapań… Chciałbym zobaczyć minę właścicieli Ferrari. Wideo z incydentu możecie obejrzeć powyżej.

Nowa Honda Civic bez kamuflażu

Motofilm

Nowa Honda Civic bez kamuflażu

Oto zdjęcia ujawniające wygląd nowej Hondy Civic. Model produkcyjny stracił wszystkie cechy charakterystyczne oryginału; auto otrzymało mniej agresywny bodykit. Samochód będzie produkowany w Japonii oraz w fabryce w Swindon w Wielkiej Brytanii. Nowy Civic ma być oferowany m.in. z 1,0 l trzycylindrowym silnikiem turbo, 1,5 l turbo oraz z 1,6 l i-DTEC. Dzięki zastosowaniu niezależnego tylnego zawieszenia (zamiast belki skrętnej), sztywność zostanie poprawiona o 25% w stosunku do poprzednika. Oczekuje się, że oficjalna prezentacja nowego Civica nastąpi w październiku podczas wystawy motoryzacyjnej w Paryżu.

Nowe Audi A7 2018 przyłapane po raz pierwszy

Motofilm

Nowe Audi A7 2018 przyłapane po raz pierwszy

Kilka miesięcy po rozpoczęciu badań nad zupełnie nowym A8, Audi wzięło się także za przygotowanie nowego modelu A7. Druga generacja auta zadebiutuje w 2018 roku i będzie prawdopodobnie szersza oraz niższa. Projekt czerpiący z koncepcji Prologue charakteryzuje się elegancką linią nadwozia z reflektorami LED i większym tylnym spojlerem. Wewnątrz pojawi się m.in. duży ekran dotykowy, który pozwoli wyeliminować fizyczne przyciski na konsoli centralnej. Pod maskę trafi kilka wariantów benzynowych oraz wysokoprężnych, w tym nowy 2,0 l silnik benzynowy, czterocylindrowy turbo o mocy 355 KM. Inne szczegóły są na razie owiane tajemnicą.

Suzuki SX4 S-Cross [Pierwsza jazda]

Motofilm

Suzuki SX4 S-Cross [Pierwsza jazda]

Niedawno mieliśmy okazję po raz pierwszy sprawdzić nowe Suzuki SX4 S-Cross. Może nam się wydawać, że samochód przeszedł jedynie facelifting, jednak producent upiera się, że jest to nowa generacja flagowego modelu Suzuki. Co więc się zmieniło? Po pierwsze – stylistyka nadwozia. Przód Suzuki SX4 S-Cross wyraźnie się podniósł. Nowy, chromowany grill od razu rzuca się w oczy, tak samo jak nowe reflektory LED. Dzięki temu auto wygląda teraz nieco bardziej agresywnie. S-Cross zyskał kilka milimetrów prześwitu, a to dzięki zastosowaniu opon o wyższym profilu. Ważną nowością jest nowa gama silników turbodoładowanych BOOSTERJET. Zabrano klientom możliwość wyboru jednostki wolnossącej. Od teraz pod maskę Suzuki będzie mógł trafić 3-cylindrowy silnik 1.0 o mocy 112 KM, lub 140-konne 1.4. Pierwszy z nich dostępny będzie zarówno w odmianie 2WD oraz 4WD. Mocniejszy silnik będzie napędzał wszystkie 4 koła. 1.0 BOOSTERJET aktualnie oferowany jest wyłącznie z 5-biegową manualną przekładnią, ale od listopada do katalogu trafi także 6-biegowy automat(nie CVT!), który już teraz dostępny jest w połączeniu z silnikiem 1.4. Nam udało się przejechać modelem w słabszej wersji silnikowej i trzeba przyznać, że spisuje się on całkiem nieźle i oferuje wystarczające osiągi, spalając średnio poza miastem nawet poniżej 5 litrów benzyny na 100 kilometrów. Suzuki zdecydowało się także na dorzucenie kilku opcji do wyposażenia standardowego, a także, co ciekawe, obniżenia cen. Porównywalne wersje wyposażeniowe sprzedawanych do tej pory egzemplarzy potrafią być nawet o 5,000 złotych droższe od tych, które właśnie wchodzą na polski rynek. Pełną listę wyposażenia oraz cennik znajdziecie poniżej.

Marek o samochodach

Toyota Prius – przegrać, to jak wygrać

W Priusie czwartej generacji przegrałem z kretesem tegoroczny eko-wyścig z wynikiem na poziomie 3,2 litra na 100 km, a zwycięska drużyna osiągnęła 2,8 litra. Oczywiście, to był eko wyścig, wyłączona klimatyzacja, pełna koncentracja, planowanie toczenia się do skrzyżowania lub zakrętu, itd. W normalnych okolicznościach trudno sobie na to pozwolić, bo z tyłu ktoś pogania, bo ktoś zajedzie drogę, bo światło zmienia się nie wtedy, kiedy chcemy. Ale jeżdżąc nowym Priusem po mieście w korkach bez problemu osiągam wynik w granicach 3,5 litra (Toyota obiecuje 3,3 niezależnie od cyklu). 4 litry przekroczyłem dopiero na obwodnicy, ale nawet w trasie Warszawa-Kielce-Warszawa tylko na chwilę zbliżyłem się do 4,5 litra. To są naprawdę dobre wyniki. Mała dygresja dotycząca wyścigów (w tym eko). Jestem kompletnie pozbawiony instynktu rywalizacji. W szkole, mniej więcej od czasu pierwszej dwói, nauczyłem się zasady 80:20. 20 procent wysiłu wystarcza do osiągnięcia 80 procent rezultatu. Obawiam się, że podobnie mam z wyścigami. Nie pojadę na 100 procent, bo chcę na końcu zjeść dobrą kolację i napić się wina, a nie dywagować na temat tego, kto gdzie popełnił błąd i/lub oszukiwał. Koledzy, którzy normalnie są w stanie okrążać Tor Poznań w dwie minuty na wsteku, w Toyocie Prius potrafią dojechać na metę ostatni, a w baku mieć więcej paliwa, niż kiedy zaczynali. Jednego z kolegów ściga Izba Celna za wprowadzanie do obrotu paliwa bez akcyzy. Skubany za kierownicą produkuje benzynę i wygrywa wszystko, co jest do wygrania. Dlatego przez parę lat przestali go zapraszać. W tym roku na szczęście miał niedoświadczonego pilota, więc wygrało dwóch największych opojów. I to rozumiem. Na trzeźwo się nie da takich rzeczy robić. W moim wypadku (zaczynają się wymówki) doszło do parokrotnego pomylenia trasy. No i pilot był słusznej postury (takiej jak ja). A wiadomo, że kilogramy robią swoje. I dlatego przegraliśmy. Pamiętam, że w Priusie poprzedniej generacji zużycie paliwa na poziomie 3 litrów na setkę było okupione olbrzymim wysiłkiem mistrzów eco-drivingu, a ja podczas organizowanego cyklicznie przez Toyotę eco-wyścigu z trudem zszedłem poniżej 4 litrów. Potem odbyłem jeszcze Liczącą około półtora tysiąca kilometrów wycieczka po Polsce Priusem 3. generacji. Fakt, po drodze tankowałem chyba tylko raz, ale końcowe zużycie paliwa i tak przekroczyło 4,5 litra na 100 km. Przy emeryckiej jeździe. Nawet autostrad nie  było wtedy za wiele. Z tej perspektywy nowy Prius to duży krok do przodu. I znów zaczyna mi chodzić po głowie zakup nietypowego samochodu. Ale chyba nie chcę hybrydy. Wolę elektryki.   Artykuł Toyota Prius – przegrać, to jak wygrać pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Motofilm

Spowodował kolizję Audi R8 i uciekł [wideo]

Gdzieś w Rosji pewien kierowca Audi R8 podczas próby wyprzedzania wolniej poruszającego się pojazdu, zbyt szybko chciał wrócić na właściwy pas ruchu i doprowadził do kolizji. Myślisz, że po nieudanym manewrze zatrzymał się, aby spisać stosowne oświadczenia? Skąd – uciekł w siną dal. Na szczęście rejestracje na wideo są bardzo dobrze widoczne i mamy nadzieję, że sprawca wkrótce zostanie ujęty i przykładnie ukarany.

Motofilm

Pozwał Ferrari, bo nie chcieli mu sprzedać LaFerrari Aperta

Preston Henn to 85-letni amerykański biznesmen, który żyje w stanie Floryda. Jest byłym kierowcą wyścigowym i kolekcjonerem samochodów, który zapragnął mieć w swojej kolekcji LaFerrari Aperta… Niestety dla niego, Ferrari nie chciało mu oddać samochodu, mimo że Preston Henn wysłał nawet czek do Maranello na kwotę 1 mln euro wraz z pismem, jak bardzo „kocha Ferrari”. Odpowiedź Ferrari była dla Henn’a bardzo zaskakująca – Włosi odesłali i czek z krótkim listem, że wszystkie Ferrari LaFerrari Aperta, które mają zostać wyprodukowane, zostały już sprzedane. Tak więc Henn postanowił pozwać Ferrari, domagając się odszkodowania w wysokości 75.000 dolarów, ponieważ Ferrari psuje jego reputację jako kolekcjonera…

BMW M2 – ciężka praca, ale ktoś musi to robić

Marek o samochodach

BMW M2 – ciężka praca, ale ktoś musi to robić

Motofilm

Jak on tego uniknął! Perfekcyjne wyjście z trudnej sytuacji Audi R8

Nurburgring po raz kolejny pokazuje, że nie łatwo wybacza nawet najmniejsze błędy. Ten kierowca Audi R8 miał sporo szczęścia; mimo dużej prędkości i trudnej sytuacji w jakiej się znalazł po mistrzowsku wyszedł z incydentu, który na pierwszy rzut oka wydaje się przesądzony…

Motofilm

„Wakacyjny Janusz” daje popis na drodze ekspresowej „S8” [wideo]

Mamy środek wakacji. Na drogach roi się od „Januszy”, którzy w trasę wyjeżdżają raz do roku i pojęcia o prowadzenia samochodu nie mają. To prowadzi do kuriozalnych sytuacji, przez które dochodzi do bardzo niebezpiecznych incydentów… Na wideo powyżej macie przykład. Czy potrzebny jest jakikolwiek komentarz?

Marek o samochodach

Mercedes-Benz Klasy E – nareszcie nie muszę go prowadzić

Pierwszy samochód, jaki potrafiłem narysować, to był Mercedes. Bo miał gwiazdę na masce, więc wiadomo było, że chodzi o Mercedesa. No i taki Mercedes wyróżniał się na polskich ulicach we wczesnych latach 80. Trzydzieści parę lat później najchętniej byłbym Mercedesem wożony. Nic osobistego, ale Mercedes nigdy nie kojarzył mi się z autem, które to ja powinienem prowadzić. Wprost przeciwnie. Właściciel Mercedesa powinien mieć szofera, a sam siedzieć na kanapie i robić ważne rzeczy. Najlepiej załatwiać sprawy przez telefon, który w latach 80. miał w samochodzie porucznik Borewicz i sąsiad, który zupełnie przypadkowo był również generałem. Ale generał był wożony (nomen omen) „borewiczem”. Moje pierwsze doświadczenie zawodowe z Mercedesem miało miejsce prawie 10 lat temu i była to Klasa C W204. Był to samochód tak spektakularnie dobry na tle wszystkiego, czym wcześniej jeździłem, że wspominam go do dziś. Zresztą parę lat później inny sąsiad (tak, mieszkam na osiedlu dawnych prominentów i ostatnio wypominano mi, że jestem komuchem, bo chcę wprowadzenia ekopodatku) też sobie kupił Klasę C W204, jeździłem nią i nadal był to bardzo dobry samochód. Klasa A W176 jest OK dla kierowcy, ale Klasa E to już prawdziwa kanapa. I co z tego, że W212 E63 AMG szaleliśmy z Redaktorem Pertyńskim po jakiejś Hiszpanii czy innej Portugalii. To nie było to. Mnóstwo koni mechanicznych, piękny dźwięk, ale nadal szezlong. Za to jazdę zwykłą Klasą E z Warszawy do Trójmiasta i z powrotem jednego dnia zapamiętałem, jako najłatwiejszy przejazd przez przedautostradową Polskę (tzn. trzeba było się przebić z Płońska w okolice Grudziądza). W tych czasach chyba nawet Volvo nie miało jeszcze adaptacyjnego tempomatu potrafiącego zatrzymać samochód. A Mercedes-Benz Klasy E miał i na całej trasie z 3M do Warszawy hamulec nacisnąłem chyba ze 2-3 razy, bo akurat nie było przede mną nikogo, kto spowolniłby mnie przed rondem lub skrzyżowaniem. Genialny samochód, tylko po cholerę ja mam jeszcze jedzieć za kierownicą? W Mercedesie Klasy E W213 kierowca niestety nie może jeszcze spać, ale przyjemność z nieprowadzenia tej sofy była olbrzymia! Artykuł Mercedes-Benz Klasy E – nareszcie nie muszę go prowadzić pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Motofilm

Miał być ostry wpierdziel dla rowerzysty, a tu… [wideo]

Rosja ciągle zaskakuje. Tym razem na jednej z rosyjskich dróg doszło do sprzeczki między trójką narwańców z Porsche Cayenne i rowerzystą. Jak to się skończyło?

Marek o samochodach

Volvo XC90 T8 – otake hybryde

Życie dziennikarza (a może youtubera?) motoryzacyjnego w Polsce pełne jest nudnych samochodów, które jednocześnie stanowią marzenie przeszkadzających Agacie Młynarskiej w wypoczynku rodaków. Volvo XC90 T8 jest jak powiew bałtyckiej bryzy z dala od smażalni ryb. Niedawno odwiedził mnie Fachowiec od domowych instalacji. I nawet mnie rozpoznał, co jest zawsze miłe. Kilka razy zdarzyło mi się być rozpoznanym, jako ten facet z YouTube’a i jest to zawsze przyjemne. Po omówieniu zakresu robót, Fachowiec spytał mnie o moją pracę. Bo to fajnie musi być być testować ciągle te samochody. Kurcze, jest to najlepsza robota na świecie! Ale żeby ją docenić, trzeba raz na jakiś czas przejechać się czymś lepszym niż (sorry Luiza!) Baleno. Pod domem akurat stało nowe Suzuki, które Fachowcowi się spodobało. Dodałem, że oprócz niebanalnego wyglądu (mnie się nie podoba) jest jeszcze obszerne wewnątrz i ma atrakcyjną cenę (nie martw się Luiza, nie powiedziałem mu nic więcej). Potem wróciliśmy na chwilę do terminu wykonania robót i okazało się, że akurat cały ten czas będe w domu, bo mam urlop i nie muszę w tym czasie oglądać żadnych samochodów. Fachowiec trochę się zdziwił. Wy pewnie też, więc wyjaśniam. Na 60-80 samochodów testowanych rocznie może 10-12 procent to auta, o których naprawdę warto opowiadać. Samochody przełomowe, ciekawe, dobre, zaskakujące, wyjątkowe. Jasne, o Baleno też trzeba coś powiedzieć, bo dla polskiej rodziny, która przeszkadza Agacie Młynarskiej odpoczywać nad Bałtykiem, nowy samochód to niewyobrażalny luksus. Ale czy wnosi coś nowego? Nie. Jest zlepkiem kilku(nastu) obowiązkowych punktów na liście tego, co poprawny samochód powinien mieć. I dlatego Baleno dobrze się sprzedaje (626 sztuk do końca czerwca, mówi Luiza). Tymczasem Volvo XC90 też doskonale się sprzedaje (ponad 1000 sztuk w tym roku). To raczej nie jest samochód z gatunku 500+, bo jego ceny zaczynają się od 230 tysięcy złotych, a realnie bez 300 tysięcy nie ma co się nim interesować. Zwykłe Volvo XC90 jest (moim zdaniem) ładne, eleganckie, miłe w dotyku i po pewnym czasie można się przyzwyczaić do nowego interfejsu. Za parę aktualizacji będzie doskonały. Ale Volvo XC90 samo w sobie też nie jest specjalnie ciekawe. Kupują je rodziny hodujące drużyny piłkarskie, więc jak pisałem w ubiegłym tygodniu, jest to próba udowodnienia światu, że twoje życie nie skończyło się na przekazaniu genów. Ciekawie robi się w wersji hybrydowej. Volvo XC90 T8 ma ponad 400 KM, czas od zera do setki poniżej 6 sekund, można je naładować z gniazdka, a do tego może zużywać w mieście ok. 2-3 litrów na 100 km. Chociaż to akurat wymaga pewnego wysiłku, o czym więcej tu: Artykuł Volvo XC90 T8 – otake hybryde pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Marek o samochodach

KIA Sportage kontra Hyundai Tucson

KIA Sportage czy Hyundai Tucson? Którego crossovera wybrać? Najlepiej zapomnieć o crossoverze, sprzedać dzieci na eksperymenty medyczne, kupić Toyotę GT86 lub Mazdę MX-5 i wyjechać z ukochaną/ukochanym w długą podróż. Ale jeśli z jakiegoś powodu nadal chcecie wychowywać potomków, to czytajcie/oglądajcie dalej. Zacznij od zadania sobie zajebiście ważnego pytania: po kiego grzyba ci crossover? Większość czasu spędzasz w miejskim korku, a jak wielokrotnie sobie udowodniłem w korku tak samo stoi się w samochodzie sportowym, osobowym i terenowym. Chociaż jeśli samochód sportowy jest włoskiego pochodzenia, to albo się przegrzeje, albo spali. Gdyby jeszcze ten samochód był terenowy, ale nie jest. W testach Kii Sportage i Hyundaia Tucsona wspominam tylko o off-roadowych gadżetach, takich jak możliwość zapięcia czegoś na kształ stałego napędy na wszystkie koła, czy asystencie zjazdu ze wzniesień. Miałem w planach nagranie jazdy w terenie, ale kiedy wjechałem na moją testową „piaskownicę” i poczułem co dzieje się z samochodem na drogowych oponach, resztą sił zawróciłem i wycofałem się na z góry upatrzone pozycje. KIA Sportage i Hyundai Tucson na drogowych oponach nie zajadą za daleko. W każdym razie, jeśli masz o jeździe terenowej tyle pojęcia co ja (lub mniej) to utkniesz, zanim twoje dzieci zdążą zwymiotować. To może chociaż taki crossover jest dobry w trasie? Niespecjalnie. Ma większe opory powietrza niż zwykłe auto osobowe, jest cieższy, bardziej podatny na podmuchy wiatru. Jest kilka SUV-ów, które doskonale opierają się prawom fizyki, ale kosztują po kilkaset tysięcy złotych i nazywają się Porsche. Nie KIA Sportage. I nie Hyundai Tucson. Więcej miejsca wewnątrz? Kup sobie minivana. Ale minivan krzyczy, że twoje życie skończyło się w okolicach trzeciego dziecka i jedyne co czeka cię w życiu to menopauza lub łysina. Albo jedno i drugie. A potem ślinienie się do kobiet w wieku twojej córki. I tu do gry wchodzi crossover, który (tak ci się wydaje) mówi wszystkim, że jesteś zajebiście wyluzowany/a i w wolnych od kupowania pieluch chwilach lubisz łowić łososie gołymi rękami razem z zaprzyjaźnionym niedźwiedziem grizzly. A nie, to tylko włosy na plecach twojego męża. Sprzedaj bachory, kup GT86 lub MX-5.   Artykuł KIA Sportage kontra Hyundai Tucson pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Motofilm

Co ma wspólnego Euro 2016 z samochodami? [infografika]

Mistrzostwa Europy w piłce nożnej trwają w najlepsze. Widać to przede wszystkim po samochodach, na których wielu właścicieli eksponuje barwy narodowe w różnej postaci. I choć niektórzy z was będą przekonani, że to jedyna wspólna cecha Mistrzostw Europy i motoryzacji, w rzeczywistości sprawa jest zdecydowanie bardziej złożona… Wystarczy szczypta fantazji i poczucia humoru. I w ten sposób można dojść do wniosku, że reprezentacja Niemiec ma wiele wspólnego z Fordem Focusem. Zapytasz – jak?! Śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż Niemcy praktycznie zawsze biorą udział w Mistrzostwach związanych z piłką nożną i zachodzą bardzo daleko. A to oznacza, że zawodnicy występujący w reprezentacji naszych zachodnich sąsiadów mają w nogach wiele przebytych na boiskach kilometrów. Ford Focus to z kolei model, który w serwisie Autoscout24.pl sprzedawany jest z najwyższym przebiegiem… Pójdźmy śmielej. Bardziej wygodni kierowcy na pewno spotkali się z opcją asystenta parkowania. To bardzo przydatna funkcja, testowana przez nas m.in. w Lancii. Tutaj wideo: Opracowanie takiego systemu wymaga od inżynierów niezwykłej precyzji, doskonałych obliczeń i „celności” – zupełnie jak w przypadku reprezentacji Polski, która w kwalifikacjach do Euro strzeliła aż… 33 gole i uwaga – jest na pierwszym miejscu, wyprzedzając reprezentacje Anglii, Niemiec i Szwajcarii. Warto dodać, że sam Robert Lewandowski jest autorem aż 13 bramek! Mało? Zawodnicy chyba najpopularniejszych drużyn – Hiszpanii, Niemiec i Francji kosztują łącznie więcej niż… 23.000 samochodów. Czyli – baaaaardzo dużo. Zakładając, że przeciętny komis samochodowy dysponuje 30 autami, można byłoby wybudować za to przynajmniej 750 komisów samochodowych; czyli w każdej Europejskiej Stolicy i dodatkowo w 13 największych miastach każdego Państwa w Europie. Co więcej, najdroższe modele wystawiane przez właścicieli w serwisach ogłoszeniowych pochodzą właśnie z… Hiszpanii, Niemiec i Francji. Najczęściej kupowane auto ma kolor czarny, następnie biały i szary, a najpopularniejszy model to Kombi, następnie Sedan i na końcu Kabriolet. Jeśli chodzi o stroje piłkarzy narodowych to według portalu sport1.de, najbardziej podoba się kolorystka Albanii. A najbardziej „podobająca się” reprezentacja według niemieckiego magazynu Welt to Hiszpania, Niemcy i Włochy – podobnie jak w przypadku największej ilość zagranych meczy podczas Mistrzostw Europy. Źródło: Autoscout24.pl Koniecznie zapoznajcie się także z infografiką opublikowaną poniżej:

Marek o samochodach

Czy Chris Evans musiał odejść z Top Gear?

Główny prowadzący odświeżonej wersji Top Gear – Chris Evans – zrezygnował z udziału w popularnym programie motoryzacyjnym. Jak oceniam 23. serię?1. Internetowy dodatek Extra Gear jest moim zdaniem lepszy od głównego wydania. Bo jest inny. Goście na pierwszy rzut oka hermetyczni (bo znani głównie brytyjskiej widowni), ale przynajmniej zabawni. Między Rory Reidem a Chrisem Harrisem nie ma moim zdaniem chemii, a Chris Harris nie sprawdza się w studio, ale nadal są lepsi od drewnianego Matta Le Blanc i przechodzącego mutację Chrisa Evansa. 2. Główne wydanie Top Gear błądzi w poszukiwaniu nowego formatu. Rozumiem to, bo 20-parę serii temu Top Gear był programem przeciętnym, którego szczyt moim zdaniem przypadał w seriach 6-16. Od nowego zespołu wiele się wymaga, bo muszą pociągnąć machinę, która i tak zwalniała. 3. Matt Le Blanc i Chris Evans są dla mnie niestrawni z w/w przyczyn. Ratują ich inni prowadzący, ale skoro są Sabine Schmitz  i Chris Harris, to po cholerę jeszcze bawić się w Stiga? Równie dobrze można było zatrudnić bezrobotny team Fifth Gear, który w 75 procentach składa się z kierowców wyścigowych i w 100 procentach ze świetnych prezenterów. 4. A propos prezenterów, to mam wrażenie, że tylko Rory Reid i Chris Harris są nie tylko car geekami, ale mają też doświadczenie dziennikarskie w tym zakresie. Sabine Schmitz potrafi rozłożyć samochód na czynniki pierwsze, ale jej telewizyjna osobowość ogranicza się do wydawania wysokich dźwięków z niemieckim akcentem (po akcencie można ją odróżnić od Chrisa Evansa). Chris Evans podaje suche dane opatrzone krzykami emocji. Matt Le Blanc spokojnie rośnie sobie w lesie. Mogliby więcej wykorzystywać Eddiego Jordana, który jest dla nas kompletnie nieznaną postacią, a ma zadatki na nowego Jamesa Maya. 5. Z całego towarzystwa najbardziej podoba mi się Harris, którego Top Gear wygładza i sprawia, że staje się bardziej przystępny dla zwykłego widza, którego nie interesuje półgodzinny wykład na temat technicznych aspektów dyfuzora w Ferrari. 6. Rory Reid drugi w kolejności za osobowość, chociaż jemu brakuje doświadczenia. Znam ten ból. W ciągu 10 lat objeździłem pewnie z 600 samochodów, ale prawidziwie szybkich, spektakularnych było może 10 i śmiałem się w nich, jak mała dziewczynka, zamiast robić mentalne notatki. Chris Harris w swojej karierze pewnie objeździł z 600 samych sportowych samochodów z różnych okresów i wie, o czym mówi. 7. W Top Gear z Jeremym Clarksonem, Richardem Hammondem i Jamesem Mayem montaż był równie dobry, jak treść. W nowym Top Gear na razie jest głównie dobry montaż. Brakuje kogoś, kto napisze z prowadzącymi skrypty wychodzące poza „gdzie jest przycisk do driftowania?” 8. Goście w głównym wydaniu są od czapy. Domyślam się, że to doskonały pomysł na lokowanie filmu wchodzącego do kin, ale zapraszanie gościa i szukanie na siłę powiązań z motoryzacją jest moim zdaniem błędem. Wiem, bo sam kiedyś uczestniczyłem w jednym z kilku polskich programów, które mniej lub bardziej inspirowały się Top Gearem i musiał być jakiś celebryta, co wtedy oznaczało auto za „1 euro” ściągnięte z Zachodu. Oglądam Top Gear i będę oglądać z zawodowej ciekawości. Nie skreślam programu, najwyżej niektórych prowadzących. Nie oglądałem jeszcze ostatniego odcinka, ale przedostatni dużo na FF>>. Foto: BBC Artykuł Czy Chris Evans musiał odejść z Top Gear? pochodzi z serwisu wieruszewski.com.

Mamy zdjęcia nowego Citroena C3 [wyciek]

Motofilm

Mamy zdjęcia nowego Citroena C3 [wyciek]

Jutro odbędzie się oficjalna premiera nowego Citroena C3, a my już dzisiaj mamy dla Was jego zdjęcia oraz kilka informacji. Citroen C3 wykorzystuje platformę znaną z Peugeota 208. Wewnątrz znajdziemy nieco więcej miejsca niż aktualnie, a bagażnik będzie miał nawet 300 litrów pojemności. Ciekawostką na liście wyposażenia dodatkowego ma być kamera rejestrująca obraz przed samochodem, która w przypadku zderzenia automatycznie nagra film, który może nam się później przydać przy wyjaśnianiu okoliczności zdarzenia. Po raz pierwszy szerszej publiczności auto zostanie pokazane w październiku na targach w Paryżu, a sprzedaż w Europie zacznie się jeszcze przed końcem roku.